poniedziałek, 10 marca 2014

One direction 5 odcinek 110

Rano Harry wszedł do kuchni ziewając. Kompletnie się nie wyspał. Przez całą noc myślał nad tym dlaczego nie został u Zooey na noc? Była piękna, miła i lubiła go. Więc dlaczego od niej uciekł? Coś mu tu nie pasowało. Coś z nim było nie tak. Na razie jednak nie miał ochoty się z nią widzieć. Musiał to sobie wszystko poukładać. Dowiedzieć się co tak naprawdę czuje. I do kogo to czuje. Przy stole siedział Louis, który bawił się płatkami. Również wyglądał na nieżywego.
- Co jest Tomlinson? – zapytał Hazz siadając na krzesełku obok niego.
- Jakoś żyje, Styles. – odpowiedział patrząc na swoje jedzenie.
- Hmm jakie to seksowne mówić po nazwisku. – powiedział a gdy zobaczył spojrzenie Louisa wybuchnął śmiechem. Było takie złowrogie.
- Zachowaj swoje gejostwo dla Maxa.
Harry pokazał mu język i wstał aby nalać sobie soku.
- Wiesz, wczoraj byłem u Zooey… - zaczął.
- Uuu szalejesz, Hazz.
- Niestety do niczego nie doszło.
- Uff. A już się martwiłem, że zdradzasz Maxa. – powiedział z szerokim uśmiechem Louis. Harry zmrużył oczy.
- Daruj sobie, Tomlinson.
- Uuu nadal starasz się być seksowny. Ćwiczysz dla Maxa?
Wtedy Styles podszedł do niego i próbował zepchnąć go z krzesełka. Louis jednak twardo się trzymał i nie dał się. Wtedy Harry zaprzestał swoich prób i powrócił do nalewania soku.
- Co ty z tym Maxem? Sam się w nim kochasz  i taka jest prawda.
- Kochałbym się w nim gdyby miał na imię Karen a na nazwisko Watson. – odparł dumnie.
- A właśnie słyszałem, że Karen jest druhną. A ty będziesz drużbą…
- No i co z tego? – wzruszył ramionami. – Będzie łączyć nas tylko i wyłącznie praca. Dzisiaj idziemy zarezerwować salę. I to wszystko. Do niczego między nami  i tak nie dojdzie. Myślę nawet, że wyleczyłem się z niej.
- Taa w przerwie między tą „pracą” szybki numerek. – zakpił Hazza, który chciał mu się odgryźć za naśmiewanie się z niego. Ta perspektywa jednak nie obraziła Louisa. Jeśli miałby być szczery to nawet by chciał aby w ten sposób wykonywali swoją pracę.
- Marzenia. – westchnął ciężko opierając głowę na dłoni. Harry wtedy przestał się uśmiechać.
- Jesteś zboczony.
- I kto to mówi? Koleś, który bzyka się z chłopakiem i nadal twierdzi, że jest hetero. Chociaż nie jestem takim zakłamańcem jak ty.
- Ja. I. Max. Nie. Uprawiamy. Seksu. – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Okeej! Ciągle zapominam, że czekacie do ślubu. – rzekł wywracając oczami. – Ale jakieś inne zboczone rzeczy chyba robicie, nie? – uśmiechnął się cwaniacko na co Harry zamiast się z nim sprzeczać po prostu wylał na niego szklankę soku.
                                                                                  ***
W szkole Liam na przerwie musiał iść do toalety. Szybko więc zaczął biec przepychając się przez inne osoby. Gdy w końcu dotarł na miejsce przystanął na moment nieco zdziwiony, ponieważ usłyszał jakiś głos. Ale to nie był zwykły głos! To było nie zwykłe! Jakaś dziewczyna gdyż z toalety damskiej dochodził głos śpiewała piosenkę Ellie Goulding – lights. Miała tak samo delikatny głos jak ona i Payne był oczarowany! Chciał wiedzieć kto ma taki cudowny głos więc podszedł bliżej i chciał już otworzyć drzwi gdy korytarzem nadbiegła jakaś grupa dziewczyn. Posłała chłopakowi dziwne spojrzenie, gdyż chciał wejść do damskiej toalety. Li musiał się jakoś z tego wytłumaczyć.
- No co? Pomyliłem się. Każdemu może się zdarzyć. I nie myślcie sobie, ze jestem transwestytą czy coś. Jestem 100 procentowym mężczyzną.
Dziewczyny zaczęły chichotać na co Payne poczuł się zażenowany i odszedł od nich. Cholera taka szkoda! Teraz nie będzie mógł normalnie funkcjonować gdyż 99 % jego myśli będzie zajmować ten głos. Nagle wpadł na kogoś.
- Ooo siema Li. Gdzie się tak spieszysz? – zapytał Niall.
- Ten głos… dziewczyna… piosenka… toaleta… to było niesamowite. – wydukał. Horan zmarszczył brwi. Bał się, że jego przyjaciel naćpał się czegoś w kiblu.
- Nie mów, że bzyknąłeś jakąś dziewczynę w kiblu przy romantycznej piosence.
- Co? – Payne w pierwszym momencie nie pojął słów przyjaciela a gdy to zrobił popukał go w czoło. – Skończyłem z przypadkowym seksem. Chodzi mi o dziewczynę, która śpiewała piosenkę Ellie Goulding – lights. Była cudowna!!
- Wow. Jak wyglądała?
- Właśnie nie wiem. – wzruszył ramionami. – Ale zakochałem się.
- Co? – Niall roześmiał się. – Czy ja dobrze rozumiem? Zakochałeś się w dziewczynie  i nawet nie wiesz jak ona wygląda? Stary może być gruba, brzydka i stara.
- Taa bo do naszej szkoły chodzą zdesperowane 40 – latki, które szukają młodego chłopaka. – Li wywrócił oczami. – Zakochałem się w jej głosie. Był nieziemski. Nie słyszałem aby ktoś śpiewał lepiej. Muszę ją odnaleźć.
- Niby jak chcesz to zrobić? Musiałbyś przesłuchać wszystkie dziewczyny w tej szkole! A nie sądzę by każda dla ciebie zaśpiewała.
Liam ciężko westchnął. Niall miał rację. To było niemożliwe. Totalna beznadzieja! Nigdy nie dowie się chociaż jak ta dziewczyna wyglądała. Cholera! Gdyby chociaż znał jej imię to by zawęziło jego krąg poszukiwań. Teraz jednak stał pod ścianą.
- Do dupy. – mruknął i wyminął Horana. Miał jednak nadzieje, że kiedyś dowie się kim była ta dziewczyna i wtedy będzie jej mógł powiedzieć jak bardzo kocha jej głos.
                                                                                  ***
Karen i Louis weszli do środka ogromnej sali w której miał się odbyć ślub Christiny. No przynajmniej taką mieli nadzieje bo teraz są tu po to aby ją zarezerwować.  Rozejrzeli się dookoła.
- C.U.D.O.W.N.I.E – powiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem. Louis wzruszył ramionami.
- Sala jak sala. Niczego sobie.
- Żartujesz? Jest przepiękna. No chyba, że zazdrościsz bo ty nigdy tutaj nie weźmiesz ślubu. – powiedziała a zaraz potem parsknęła śmiechem. – Co ja gadam! Ty w ogóle nie weźmiesz ślubu.
Lou zmrużył gniewnie oczy.
- Mylisz się. Wezmę ślub i to całkiem nie długo. Szybciej niż Sean.
- O przepraszam! A więc jak się miewa twoja dziewczyna? – zapytała uśmiechając się głupio na co Tommo pokazał jej język. – Widzisz? Najpierw trzeba być w związku.
- W Ameryce można poślubić własnego psa albo siebie. – powiedział dumnie.
- Och? Serio? I to wcale nie jest szczyt desperacji? – uniosła brwi i skrzyżowała ręce w koszyczek. Louis wzruszył ramionami.
- Nie jeśli darzysz psa lub siebie szczerą miłością.
- A co z seksem? Nie można uprawiać seksu z psem. To nielegalne!
- Więc ożenię się ze sobą, dobra? Sam ze sobą już mogę uprawiać seks. To legalne! – oświadczył dumnie. Karen wywróciła oczami i chciała mu coś odpowiedzieć ale nadszedł pewien przystojny i wysoki brunet. Wyglądał na ok. 20 lat. Od razu zwrócił uwagę na Karen. Wydała mu się nie zwykle piękną dziewczyną. Uśmiechnął się w ich stronę a raczej w jej stronę.
- Państwo chcą zarezerwować salę na ślub? – zapytał.
- Co? Nie, nie! – dziewczyna gwałtownie odskoczyła od Louisa, który nie poczuł się zbyt dobrze z tego powodu. – On i tak ożeni się ze sobą. – wyjaśniła chłopakowi, który rzucił jedynie „Okeeej”.
- Bo seks z psami jest nie legalny. – wtrącił Lou a zaraz potem ugryzł się w język. To nie poprawiło jego i tak już beznadziejnej sytuacji. – A wiec chcieliśmy zarezerwować salę na ślub mojej matki i jej młodszego narzeczonego, który na marginesie jest moim menadżerem bo wie pan, gram w sławnym zespole One direction. – powiedział dmuchając efektownie w grzywkę.
- Tak myślałem, że skądś cię znam. Naprawdę mało śpiewasz w waszych piosenkach. Ale w sumie to lepiej bo masz cienki głos. Nie to, że zły ale cienki. Powiedz mi stary jak ty w ogóle przeszedłeś w tym x – factorze? Przespałeś się z Simonem Cowellem czy co?
Tomlinson pomyślał, że zaraz wyjdzie z siebie! Jak mógł coś takiego pomyśleć a co gorsza powiedzieć? To cholernie oburzające! Pociągnął Karen za ramię kierując w stronę wyjścia.
- Idziemy stąd. Nie zostanę tu ani chwili dłużej. – powiedział stanowczo.
- Louis daj spokój. Ta sala jest świetna a to ślub twojej matki. Nie możemy go zniszczyć. A więc … - zaczęła jednak przypomniało jej się, że nie zna imienia tego chłopaka.
- Ian.
- Okej a więc Ian. Na kiedy jest wolny termin bo chętnie byśmy ją wynajęli?
- Hm… - zaczął się zastanawiać. – Coś koło czerwca. Chyba 25. To będzie za 4 miesiące. Pasuje?
Dziewczyna kiwnęła głową. Idealnie! Akurat się ze wszystkim wyrobią.
- Zgoda. Będzie idealnie. – powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Dobrze to ja idę po mój notatnik. Proszę tu zaczekać. – rzekł Ian i oddalił się od nich. Gdy zostali sami Louis nadal stał wściekły. Miał ochotę pobić tego chłopaka za to co powiedział! Tak go upokorzyć? I to jeszcze w obecności Karen? To był szczyt podłości.
                                                                       ***
Harry i Max postanowili się razem wybrać na mecz koszykówki. Od zawsze byli fanami i mieli okazje zrobić coś razem. Styles postanowił nie mówić swojemu przyjacielowi o incydencie z Zooey. Nie wiedział dlaczego? Po prostu uznał, że tak będzie lepiej. I tak do niczego nie doszło i nie są parą więc to czy Max będzie wiedział o tym czy nie… to nie ma znaczenia. Usiedli w drugim rzędzie. Kujon  trzymał popcorn a Hazz dużą butelkę coli. Mieli prawie idealne miejsca, bo byłby idealne ale w pierwszym rzędzie. Niestety wszystkie zostały wykupione. Więcej niż połowa to byli faceci. No tak! Chcieli pooglądać ładne czirlidejki.
- Nie złe, prawda? – zapytał loczek patrząc na swojego przyjaciela, który wzruszył ramionami.
- Czy ja wiem? Są ładniejsze osoby. – odpowiedział biorąc garść popcornu i wkładając ją sobie w usta.
- Pewnie ja co? – powiedział z szerokim uśmiechem. Max kiwnął głową.
- W zupełności się z tobą zgadzam. Nie dorastają ci do pięt.
Harry’ego zaskoczyło wyznanie Maxa ale stwierdził, że żartuje. Przecież na pewno nie mówił poważnie, racja? Może i Styles zacząłby panikować gdyby nie fakt, ze jego kumpel się już zakochał i tą osobą nie był on.
- Się wie, nie? – rzekł dmuchając w grzywkę. Kujon roześmiał się i wcisnął mu do buzi popcorn. – Heej! Co ty wyrabiasz? – Harry roześmiał się głośno aż jakiś stary facet z tyłu kazał im być cicho. – Przepraszam pana bardzo ale kolega chce abym się zakrztusił popcornem. – wyjaśnił swoje zachowanie. Mężczyzna tylko wywrócił oczami mrucząc coś pod nosem i już się nie odezwał. Tymczasem rozpoczęła się gra. Na boisko weszły dwie drużyny, Lakersy’i i Metsi. Harry i Max oczywiście zgodnie kibicowali Laykersą. Uważali, że nie ma lepszej drużyny i na pewno wygrają.
- Ale Josh się obciął. Jezu. – skomentował Max. Hazz zmarszczył brwi.
- Znasz ich imiona? Wow, nie wiedziałem, że do tego stopnia interesujesz się koszykówką.
- Szczerze? Nie mam pojęcia jak ma na imię. – wybuchnął śmiechem. – Zgrywałem się tylko.
- Och. Rozumiem. – Harry uśmiechnął się. – A więc ja też się pozgrywam. I masz rację Josh wygląda okropnie! A Jeremiasz chyba przytył. To od jedzenia co tydzień obiadków u mamusi. Powinien z tym skończyć.
- Jeremiasz? Serio? To coś z Biblii jak Mojżesz?
- Max, poważnie? Myślałem, że jako szóstkowy uczeń jesteś nieco mądrzejszy.
- Już piątkowy. – sprostował a potem spojrzał na niego jak na intruza. – Przez ciebie. Masz na mnie zły wpływ. Chociaż moja mama chcę cię poznać bo nie może uwierzyć, że taki ktoś jak ty zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja.
- No co ty! Jesteś super.
- Teraz. Ale kiedyś byłem zupełnie inny. Moja mama nadal uważa, że w ogóle się nie zmieniłem podczas gdy przeszedłem totalną zmianę. Na gorsze, niestety. – powiedział a potem się roześmiał. Harry tylko się uśmiechnął i próbował wziąć popcorn jednak Max schował go za siebie.  – Od popcornu się tyje a ja chcę abyś pozostał szczupły. Widzisz? Dbam o ciebie. – rzekł dumnie i wsadził sobie jeden go buzi.
- Jezu Max! W ogóle od jedzenia się tyje. Tak to już jest. – odparł zirytowanym tonem. – Ale nie chcesz dać to nie. Obejdę się, poważnie. Mam silną wolę.
Kujon postanowił to sprawdzić i zaczął się zajadać tym popcornem najbardziej jak mógł. Wciąż powtarzał jaki to jest dobry i niech Harry żałuje, że go nie ma w ustach. Styles jednak trzymał się dzielnie i starał się skupić na koszykówce, która szczerze prawie go nie interesowała gdy obok miał Maxa, który wydurniał się na wszelkie możliwe sposoby. Uśmiechnął się pod nosem kręcąc głową z niedowierzaniem jak przez te 2 lata się zmienił. On go zmienił.
                                                                       ***
- Tylko nam nie przynieś wstydu. – powiedziała Karen do Louisa gdy nadal czekali na Iana. On miał ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i niecierpliwie postukiwał butem o podłogę. Wcale nie miał zamiaru się uspokoić. Nie po tym co ten chłopak powiedział. Był dla niego wredny. Dla niego! Dla takiej gwiazdy jak on. Heloł powinien wiedzieć gdzie są granice. Przecież nie był zwykłym człowiekiem tylko należał do sławnego boys bandu. Przynajmniej tak uważał Louis. Łatwo się obrażał a gorzej z wybaczaniem. – To ślub twojej matki i byłaby zachwycona tą salą. Nie możesz tego zniszczyć przez focha.
- Foch jest nieodłącznym elementem mojej natury. – powiedział.
- To go odłącz! – poradziła mu. – O idzie Ian. Zachowuj się.
Chłopak podszedł do nich z notesem. Cały czas patrzył się na Karen. Naprawdę zrobiła na nim spore wrażenie i miał nadzieje, że będzie z tego coś więcej. Przeszkadzał mu tylko Louis, który stał obok niej jak przybłęda.
- Czyli 25 czerwca, tak? – zapytał patrząc na nich pytająco.
- Tak. – odpowiedziała stanowczo dziewczyna.
- Co ci się konkretnie nie podoba w moim głosie? – wypalił nagle Louis. – No proszę skoro umiesz krytykować to się jeszcze z tego wytłumacz.
- Jezu no… - Ian wywrócił oczami. – Śpiewasz jak 12 latek. Sorry stary ale taka prawda. Bez ciebie One direction byłoby tak samo dobre.
Tomlinson poczerwieniał na twarzy. Zacisnął dłoń w pięść z zamiarem uderzenia Iana ale Karen to zauważyła i złapała Louisa za tą dłoń. On lekko się zdziwił na jej gest ale nie protestował i uporczywie trzymał ją za rękę. Ian zauważył, co robią więc postanowił zapytać:
- Jesteście parą?
- Nie! – krzyknęli równo i odskoczyli od siebie gwałtownie. Chłopakowi wyraźnie poprawił się nastrój bo powiedział:
- W takim razie może zechciałabyś wybrać się ze mną na kolację?
Karen nie wiedziała co powiedzieć! Prawie obcy koleś zaprasza ją na randkę? Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Dotąd nie miała zbyt wielu propozycji. Miała tylko 3 chłopaków i była na trzech randkach. Jim, Harry i Louis. Nathan nawet tego nie zrobił! Stwierdził, że z własną dziewczyną nie ma sensu się umawiać. Hm, no cóż, był sens. Ale on tego nie wiedział.
- Wybacz ale nie. – odpowiedziała nieśmiało. Ian kiwnął głową.
- Okeej rozumiem. Masz pewnie chłopaka, co?
- To nie o to chodzi, naprawdę. – próbowała się wytłumaczyć.
- Jesteś lesbijką? – próbował zgadywać.
- Też nie.
- Po prostu ja ci nie odpowiadam, tak?
Karen nie odpowiedziała co dla chłopaka znaczyło „Tak”. Był bardzo rozczarowany. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna mu nie odmówiła! Poczuł się źle z tego powodu i niezadowolony. Louis uśmiechał się zwycięsko. Bał się, że Karen zgodzi się na randkę. Tego kolesia już by nie zniósł. Jim był o wiele lepszy. Chociaż go tak strasznie nie krytykował. Właściwie to tylko Lou się go czepiał.
- To wielka szkoda, że nie ma terminów… Przyjdźcie za rok, może wtedy się znajdą. – powiedział Ian udając, że jest mu przykro.
- Jak to? – zdziwiła się Karen. – Mówiłeś, że 25 czerwca jest wolny termin! Nawet nas zapisałeś!
- Hm, najwyraźniej musiałem się pomylić. – rzekł wyciągając ponownie swój notesik. – No tak! – walnął się otwartą dłonią w czoło. – Już jest zapisana jakaś hinduska para. Taak mi przykro. – powiedział uśmiechając się pod nosem cwaniacko.
- I przez cały rok nie ma w ogóle zapisów?! – Karen prawie krzyknęła. Doskonale rozumiała o co tu chodziło.
- Jest jeden, 31 kwietnia. – odparł.
- Świetnie! Proszę nas wpisać. – rzekła dziewczyna oddychając z ulgą. Zaraz potem zmarszczyła brwi. – Heej! Przecież nie ma 31 kwietnia! Kwiecień ma tylko 30 dni! Nie możesz nas na ten dzień wpisać!
- Czyli chcecie się wypisać, tak? – upewnił się Ian.
- Tak! Bo ten dzień  n i e   i s t n i e j e. – przeliterowała ostatnie słowa Karen.
- No cóż, ja miałem dla was wolny termin a, że wam nie pasuje to już inna sprawa. – wzruszył ramionami.
- Lecz się! Jesteś psychicznie chory! Ty powinieneś skończyć w jakimś zakładzie dla umysłowo chorych! Albo dla ludzi ze zbyt wygórowanym ego, którym pierwszy raz ktoś odmówił! Co cwaniaczku? Nie możesz się pogodzić, że znalazła się taka Karen Watson, która jest odporna na twoje zaloty?! – krzyczała dziewczyna. Ian udał, że ziewa.
- Ochrona! Prozę wyprowadzić tych dwoje! Nie umieją się zachować w miejscu publicznym! – zawołał. W parę sekund przyszedł umięśniony mężczyzna, który kazał im wyjść. Louis zaczął kierować się w stronę wyjścia i złapał Karen za ramię chcąc ją pociągnąć za sobą. Ona jednak stała w miejscu.
- Ochrona?! Oszalałeś? Nie zrobiłam nic złego! No chyba, że powiedzenie prawdy obraziło twoją dumę? Boże co za rozpieszczony dzieciak z ciebie! Współczuje twojej matce!
- Proszę stąd wyjść. – powiedział ochroniarz do Karen. Ona jednak tupnęła nogą.
- Więc będzie musiał mnie pan wynieść bo ja się stąd nie ruszam. – powiedziała stanowczo. Mężczyzna mruknął pod nosem „dobra” i podniósł dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął iść w kierunku wyjścia. Louis zatkał sobie usta dłonią aby nie wybuchnąć śmiechem. Jego przyjaciółka potrafiła być bardzo agresywna. Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej. Najpierw pobiła modelkę a teraz krzyczała na środku Sali weselnej. Gdy znaleźli się na zewnątrz ochroniarz powiedział aby więcej tu nie wracali i sobie poszedł. Wtedy Lou roześmiał się na cały głos. Po kilku sekundach rozbolał go brzuch więc musiał przestać. Karen obserwowała go z obrażoną miną.
- I co cię tak bawi?
- Ooo księżniczka mnie poucza a sama się nie umie zachować w miejscu publicznym.
- Przypominam ci, że to ja powstrzymałam cię przed uderzeniem tego gościa.
- A jak ja miałem cię powstrzymać? Co? Miałem cię pocałować, żebyś przestała krzyczeć?
- Mogłeś. – powiedziała i odwróciła się na pięcie idąc przed siebie. Louis na chwilę zamarł. Czy Karen właśnie zezwoliła się pocałować? Niedoczekanie! Niestety on zwalił okazję. Ale miał nadzieje, że nadarzy się następna.
                                                                       ***
Mecz trwał już godzinę. Na razie wygrywali Lakerysi ale tylko 2 punktami. Wszystko mogło się zmienić. Akurat była przerwa a Harry i Max nudzili się, ponieważ kujon zjadł cały popcorn a Hazz wypił całą butelkę coli. Musiał przez to iść 3 razy do toalety. Teraz Styles postukiwał palcami o siedzenie a jego przyjaciel stukał butami o podłoże do rytmu. Ich nudę przerwał wielki ekran na którym wyświetlili się oni we własnej osobie! Nie wiedzieli co to znaczy dopóki nie zobaczyli napisu „kiss cam”. Połowa ludzi zaczęła się śmiać a druga połowa krzyczeć, ze mają się pocałować!
- Cholera. – mruknął Harry. – Co za żenada. Udawaj, ze nie widzisz. – dodał chowając twarz w dłoniach.
- Całuj go a nie się chowasz! Wiemy, że widzisz! – krzyknęła jakaś dziewczyna, która siedziała z tyłu. Dwóch jej kolegów krzyczało „Całuj! Całuj! Całuj”.
- Nie będę go całować! Przestańcie! – krzyknął Styles.
- Twojemu chłopakowi jest na pewno przykro, że nie chcesz go pocałować! – wrzasnęła jakaś staruszka. – Zrób to! Bądź mężczyzną a nie frajerem!
Harry’emu zaczęło się robić coraz bardziej głupio. Przecież nie chciał aby go wylosowali. Nie prosił się o to. Więc dlaczego tak się stało? I to jeszcze dwóch chłopaków? Ktoś zrobił sobie taki kawał czy to rzeczywiście był taki przypadek? Max tymczasem siedział jakby nie obecny. Hazz spojrzał na niego z zaskoczeniem. Nic nie mówił, nie robił. Nie wiedział co mu chodzi po głowie?
- Przecież to śmieszne. – loczek zwrócił się do swojego przyjaciela. – Nie możemy być na ekranie przez cały mecz. Zaraz wylosują kogoś innego. Musimy po prostu to przeczekać…
W tym momencie urwał, ponieważ stało się coś czego kompletnie się nie spodziewał. Na jego usta naparły usta Maxa. Pocałunek był delikatny. Chłopak zagryzł lekko dolną wargę Harry’ego a on otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Czy właśnie dzieje się to co się dzieje? Pocałunek był tylko ze strony Maxa bo Styles był tak zaskoczony, że nie mógł nic zrobić! Ani oddać całusa ani odepchnąć od siebie przyjaciela. Publiczność zaczęła wiwatować. Nawet parę osób zaklaskało. Dziewczyna, która dopingowała ich z tyłu zaczęła się drzeć, ze są najsłodszą parą jaką kiedykolwiek spotkała i , ze od dziś ich shippuje. Reakcje oczywiście były różne ale zdecydowanie więcej pozytywnych. Kiedy zniknęli z ekranu po chwili Max się od niego odsunął. Harry nadal siedział z szeroko otwartymi oczami. Przez moment nic nie mówił. Zatkało go. Dosłownie.
- Mógłbyś coś powiedzieć? Dziwne się czuje. – poprosił kujon.
- Tak, tak oczywiście. – powiedział szybko loczek. Tylko kurwa co miał powiedzieć? – Dlaczego… dlaczego to zrobiłeś?
- Kiss cam. – wyjaśnił z uśmiechem. – Ludzie nie daliby nam spokoju. Są tacy upierdliwi nie sądzisz?
- Tak, tak oczywiście. – kiwnął głową.
- To nic nie znaczyło jeśli o to się martwisz. Nie jestem  w tobie zakochany.
- Tak, tak oczywiście. – powtórzył.
- Na pewno wszystko w porządku? – zmarszczył brwi i posłał przyjacielowi pytające spojrzenie.
- Myślę, że … tak. – odpowiedział nie pewnie. Wtedy Max kiwnął głową i ponownie skupił się na meczu. Harry jednak nie mógł. Już nie. To było kompletnie niespodziewane i … inne. Naprawdę inne. Ten pocałunek był… inny od wszystkich, które przeżył. Wprawdzie całował się parę razy z Louisem ale to nie było to co teraz. Ale przecież oni dwa byli chłopakami więc jeśli Hazz byłby gejem to zakochałby się już w Louisie, prawda? Więc absolutnie nie mógł być zakochany w Maxie! Nie, nie! Wstąpić w związek z nim chciała niesamowita dziewczyna Zooey i to jej powinien się trzymać a nie kujona. Przecież on nie dałby mu tego czego mogła by dać Zoe, prawda? Po za tym jak sam stwierdził to był tylko kiss cam. Nie zrobił tego bo chciał tylko bo inni wymagali. To wszystko.
                                                                       ***
- Jak to nie zarezerwowaliście sali?! – krzyknęła oburzona Christina. Karen i Louis siedzieli skruszeni na kanapie. Kobieta była momentami przerażająca. Chodziła po salonie w te i we w te gestykulując zawzięcie rękami.
- Normalnie. Nie było terminów. – odpowiedział Louis.
- Jak to nie było terminów?!
Tommo wywrócił oczami.
- Przepraszamy, że nie spełniliśmy żądań królowej angielskiej. Mamy pełną świadomość karygodność popełnionego czynu.
- Raczej nie popełnionego. Popełniony byłby wtedy gdybyście zrobili, c o k o l w i e k. – powiedziała siadając bezradnie na kanapie. – Powiedzcie, jak mogło do tego dojść?
- Bo ten Ian był jakiś gburowaty! – wykrzyknął w końcu Louis wstając z kanapy.
- Właściwie to… - odezwała się Karen. – Była moja wina. Nie chciałam iść z nim na randkę. Gdybym poszła to miałaby pani termin na 25 czerwca. Idealna data, prawda? A ja to wszystko zniszczyłam. – spuściła głowę. Christina pogładziła ją po ramieniu w celu dodania otuchy.
- Nie kochanie, to nie jest twoja wina. Tylko jego! – wskazała na Lou, który jęknął.
- Moja?! Mamo jak możesz?
- A kto tu jest mężczyzną? Powinieneś dać temu pizdrusiowi w twarz to może wtedy znalazłby termin. Nie pokazałeś mu kto tu rządzi i masz za swoje.
Louis popatrzył złowrogo na Karen.
- Hm, ciekawe dlaczego mu nie dałem w tą twarz? – zaczął się zastanawiać głośno. – A raczej przez kogo. – spojrzał jednoznacznie na swoją przyjaciółkę, która udawała, że tego nie widzi.
- Przez swoje tchórzostwo. – powiedziała Christina. – Nigdy nie potrafiłeś zawalczyć o swoje. Taki byłeś, jesteś i taki zostaniesz. Przykro mi słonko ale taka jest prawda.
Tommo poczerwieniał na twarzy.
- Kaaren! Czy może chciałabyś coś powiedzieć?
Dziewczyna spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem i pokręciła przecząco głową.
- Um, wydaje mi się, że nie…
- Och, na pewno? – zapytał z naciskiem.
- Na pewno. – odparła nie pewnie. Louis wściekły odwrócił się na pięcie i zaczął kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Oczywiście! To zawsze jego wina a nie idealnej Karen! Dlaczego jego matka zawsze krytykowała wszystkiego jego dziewczyny a ją akurat uważa za ideał? Wprawdzie poprzednie chodziły skąpo ubrane, miały kilo tapety na twarzy i nie grzeszyły rozumem ale to chyba nie chodziło  o to, prawda? – Czekaj! – zawołała Karen. Lou zatrzymał się i popatrzył w jej stronę zaskoczony. Dziewczyna spojrzała na Christinę i ciężko westchnęła. – To moja wina. Ja powstrzymałam Louisa przed uderzeniem Iana, chodź uważam, że dobrze zrobiłam. Ian bardzo obrażał Lou a on chciał się tylko bronić. Zachował się naprawdę odważnie to znaczy zachowałby się gdybym go nie powstrzymała. To raczej ja zachowałam się jak kompletna wariatka. Zaczęłam krzyczeć na środku Sali na Iana zamiast przekonać go do jakiegokolwiek terminu.
- Chociaż się starałaś. Louis pewnie stał cicho. – powiedziała Christina.
- Mamo! Serio? Ty zawsze mnie krytykujesz. Mam cię dosyć. Już nie chcę być twoim drużbą. – rzekł i postał jeszcze chwilę z nadzieją, że Christina go przeprosi i powie, żeby został.
- I wcale mi niepotrzebny taki drużba! Przez ciebie omal by nie doszło do ślubu!
- Acha! Czyli jeszcze mi nie wybaczyłaś, tak? Okłamywałaś mnie, że zapomniałaś o tym? Boże jaka ty jesteś fałszywa!
- Wolę być fałszywa niż być tchórzem.
- Nie byłem tchórzem! Karen mnie powstrzymała. Praktycznie rzec biorąc to tylko i wyłącznie jej wina!
- No jasne bo lepiej oskarżać nie winną dziewczynę niż wziąć winę na siebie jak prawdziwy mężczyzna!
Christina i Louis krzyczeli na siebie dopóki Karen nie krzyknęła, że mają przestać bo ma już dosyć słuchania ich kłótni. Doprowadzało to ją do szału. Oni chyba nigdy nie doją do porozumienia.
- Louis zostajesz na stanowisku drużby a ty Christina powinnaś zrozumieć, że Ian to ostatni cham i sama byś nie dała rady zarezerwować Sali. No może gdybyś się z nim przespała ale mam nadzieje, że nie jesteś z „Tych” kobiet. A teraz ładnie się przeproście. A o miejsce ślubu nie martwcie się. Mam pewien pomysł…
Tommo ciężko westchnął. Nie chciał robić pierwszego kroku ale jego matka była strasznie uparta. Już miał ją przeprosić gdy usłyszał od niej:
- Przepraszam słonko. Poniosło mnie. Powinieneś być moim drużbą. Jesteś moim synem i mimo stu milionów wad, które posiadasz nadal cię kocham i naprawdę wybaczyłam ci, że próbowałeś zniszczyć mój związek.
- Nie zniszczyć tylko sprawdzałem Seana a to co innego. – odpowiedział. – No i ja też przepraszam.
- Dobrze! W takim razie skoro jesteście pogodzeni to co powiecie na ślub w czerwcu ale na świeżym powietrzu? W parku? – zapytała z szerokim uśmiechem.
- Idealnie! – wykrzyknęła Christina.
- Na pewno nikt nie wpadł na taki pomysł więc nie będzie problemu z terminami. To za 4 miesiące, pasuje?
- Tak, tak! Jesteś genialna! Idę zadzwonić do Seana. – oznajmiła szczęśliwa i wyszła z pokoju.
- Dobry pomysł. – pochwalił ją Louis. – Sam bym na to nie wpadł.
- Bo nie jesteś mną. – powiedziała ze śmiechem.
- Słuchaj bo… ta sprawa nie daje mi spokoju… dlaczego nie chciałaś się zgodzić na randkę z Ianem?
- Bo jest skończonym palantem? – Karen roześmiała się.
- Ze mną się umówiłaś. – zauważył Lou.
- Bo ty to ty. A Ian to Ian. – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Muszę już iść. Do zobaczenia. – pomachała mu i wyszła. Louis tymczasem stał z milionami pytań. Skoro tak dobrze się dogadują to dlaczego znów nie są razem? Bardzo chciał tego. Nie był pewien tylko uczuć Karen do niego. Och, dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?
                                                                       KONIEC
No, no. Całkiem sporo się tutaj wydarzyło. Pewnie ten pocałunek Haxa was zaskoczył, co? Ale jeszcze trochę namieszam nim dowiecie się kogo ostatecznie wybierze Harry a to może was zaskoczy lub nie. Zależy jak na to patrzeć.
Jak myślicie kto jest dziewczyną, która słyszał Liam w toalecie? Obiecuje, że w przyszłych odcinkach dowiecie się i możecie być tym nieco zaskoczeni.
Teraz będzie nieco więcej Laren przez to, że oboje planują ten ślub ale taki miałam pomysł, dlatego teraz rozumiecie dlaczego to ich wybrałam do tego zadania.
Na następny odcinek przygotowałam coś specjalnego co wam się spodoba odnośnie dwójki z bohaterów (pewnie już wiecie których). Więc komentujcie bo odcinek mam już napisany hah. I głosujcie w ankiecie bo to od was zależy kto pojawi się na 1, 2 odcinki ;). 
I zadawajcie pytania bohaterom!
8 – 10 komentarzy next.                                                           

8 komentarzy:

  1. ♥ boskieeeeeee ♥ weny i powodzonka przy nexcie ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudny rozdział, mam nadzieję ze będzie jak najwięcej Laren :**** A tak w ogóle to kiedy się okaże jaki pomysł miała Karen w sprawie Louisa ? Już nie mogę się doczekać. Ciekawi mnie też kogo w końcu wybierze Harry i czy Max jest w nim w końcu zakochany czy też nie :)
    Życzę duuużo weny i czekam na nn <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł Karen w sprawie Lou będzie w następnym odcinku :)

      Usuń
  3. Boski!!!
    Czekam nn!!
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne ! Uśmiałam się okropnie, a jestem chora i naprawdę serio mi to pomogło :)
    Laren <3 Super ! Nie mogę się doczekać kiedy się pocałują ! Jeśli chodzi o tą dziewczynę z klopa to nie wiadomo czemu myślę,że to Jul ,bo jakoś dawno jej nie było... Także nie mogę się już doczekać :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny odcinek jak zawsze ♥ Czekam na następny.... juz nie mogę się doczekać co wymyśliła Karen :D ciekawe co Liam wymyśli żeby znaleźć tą dziewczynę, która śpiewała w kiblu. Może się w końcu zakochał...
    Tak czy inaczej czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział C.U.D.O.!!!!
    Co do dziewczyny śpiewającej w toalecie...
    Obstawiam catherine, bo Liam jej nie lubi;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podoba zresztą jak każdy;D
    A może ta dziewczyna z kibla to Ellie Goulding, która przyjechała do ich szkoły i chłopacy z 1D poproszą ją o zaśpiewanie na weselu Christiny?
    Mmmm...Zastanawiające;D
    Pozdrawiam!!
    PS czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń