Rano
wszyscy wstali na śniadanie i zebrali się na dole z nadzieją, że i tego dnia
będą na nich czekać pyszne tosty zrobione przez Harry’ego. Niestety!
Dzisiejszego dnia nie powitał ich z uśmiechem na ustach. Czwórka One direction
zaczęła niepokoić
się
z tego powodu.
-
Zobaczycie! Urządzę mu taką pobudkę, że przybiegnie na dół w trybie
natychmiastowym! – powiedział uradowany Louis i sprintem pobiegł na górę
otwierając drzwi od pokoju Hazzy i drąc się jak idiota: - Pobudka śpiochu! Czas
do szkoły!
Niestety
Harry zamiast wstać zaczął jęczeć, że nie da rady i źle się czuje. Lou
pomyślał, że udaje, ponieważ nie chce pisać dzisiejszego sprawdzianu z
matematyki wiec zaczął ciągnąć go za nogę.
-
Zostaw mnie ty kretynie. – powiedział dosyć spokojnie Harry. Louis zauważył, że
głos miał nieco zachrypnięty. Na twarzy też nie wyglądał za ciekawie. Policzki
miał czerwone.
-
Dziwnie wyglądasz. – rzekł podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na czole. –
Jezu! Ale masz gorące czoło. Hazz, ty jesteś ewidentnie chory!
-
Czuje się okropnie! Chce umrzeć. – mruknął chłopak chowając twarz w poduszce.
-
Będziesz musiał zostać w domu. Głupi szczęściarz. Ominie cię test z matmy. Też
chciałbym tak sobie chorować. – odpowiedział Louis kierując się w stronę drzwi.
– Jak będziemy wracać ze szkoły to kupimy ci jakieś leki. Ty tymczasem
wypoczywaj albo idź na dół i obejrzyj telewizję.
-
Dobra. – machnął nie dbale ręką loczek. – Jakoś sobie poradzę. W najgorszym
wypadku po prostu umrę.
Lou
roześmiał się i zamknął za sobą drzwi. Zbiegł na dół i skierował swoje kroki do
kuchni. A tam totalny harmider. Niall darł się na Liama, który rozlał sok, Zayn
próbował usmażyć jajecznicę ale zbił jajka. Jakaś masakra. Lou złapał się za
głowę kiedy to zobaczył. Czy ich nie można zostawić samych nawet na chwilę?
Kompletna ruina.
-
Co wy wyprawiacie? – zapytał.
-
Gdzie Harry? – olał jego pytanie Liam. – Bez niego nie dajemy sobie rady.
-
Chory. – odparł Louis. – Ma gorączkę i chrypę. Obiecałem, że jak wrócimy ze
szkoły to kupimy dla niego jakieś leki.
-
A nie sądzisz, że powinniśmy się jakoś nim zająć? Może zróbmy mu chociaż
herbaty? – zapytał Niall.
-
I może jeszcze rosołek? Nie jestem jego babcią. Nie będę mu usługiwał. Po za
tym nie mam pojęcia o gotowaniu. – odpowiedział Lou.
-
Taa bo zrobienie herbaty wymaga znajomości przepisu. – mruknął pod nosem
sarkastycznie Horan. – Ja mu zrobię. Widzę, że tylko mnie zależy na tym aby
szybko powrócił do zdrowia.
-
Tylko ty jesteś takim lizusem. – uciął Tomlinson i nie czekając aż Nialler się
czymś odgryzie wyszedł z kuchni.
***
W
szkole Liam musiał się pochwalić tym, że zdał wczoraj na prawo jazdy! Już od
progu zaczął się drzeć, że jest królem i od dziś może wozić w swojej bryce
laski. Tak jak podejrzewał zaczął go otaczać cały wianuszek dziewczyn. Nie to,
że sprawiało mu to jakąś szczególną przyjemność i rzeczywiście chciał je wozić
po prostu lubił zainteresowanie swoją osobą. Cathrin spojrzała na niego kręcąc
głową. „On się nigdy nie zmieni” – pomyślała rozczarowana. Po ostatnim razie
odniosła wrażenie, że jest innym człowiekiem albo przynajmniej próbuje być
inny. Teraz jej nadzieje prysły.
Max
tymczasem zainteresował się dlaczego nie ma w szkole Harry’ego. Chciał go
zobaczyć przynajmniej na przerwach bez towarzystwa Zooey, której tak nie
znosił.
-
Co się stało Harry’emu? – zapytał przystając obok Zayn’a, Liama, Nialla, Louisa
i Karen.
-
Chory. – odpowiedział Lou. – Gorączka, kaszel, chrypa, katar. Wiesz, takie
pierdoły.
-
Och, rozumiem. – powiedział spuszczając głowę. To by znaczyło, że przez kolejny
tydzień loczek nie pojawi się w szkole. Pewnie teraz z nudów wymienia sms z
Zoe. Och i dlaczego on to sobie robi? Głupie myśli. – Może mógłbym go odwiedzić
po szkole?
-
I potrzebujesz naszego pozwolenia? – zdziwił się Liam.
-
Maxowi chodziło o to, że chętnie by się nim zaopiekował, prawda? – powiedział
Niall patrząc z szerokim uśmiechem na okularnika. Ten posłał mu wdzięczne
spojrzenie. – Ty Louis nie masz takiej ochoty my raczej też nie więc pozostaje
jego ostatni przyjaciel.
-
Tak, ja bardzo chętnie. – rzekł Max może nawet zbyt radośnie. – To ja wpadnę po
szkole. Cześć! – pomachał im i poszedł. Louis, Liam i Karen pomyśleli, że jest
nieco dziwny. No cóż, jako jedyni nie znali prawdy.
-
O właśnie! – wykrzyknął Louis patrząc na Karen. – Musimy zrobić listę gości na
ślub mojej matki. Powysyłać zaproszenie i takie tam.
-
Spoko. Więc kogo zapisujemy? Nas na pewno a tych trzech obok? Bo nie jestem
pewna. – rzuciła dziewczyna z uśmiechem patrząc na Liama, Zayn’a i Nialla,
którzy zmrużyli gniewnie oczy.
-
Wiesz… jeszcze się zastanowimy. – odparł Lou również z uśmiechem na co został
szturchnięty przez Liama. – Dobra, dobra! Tylko sobie żartowaliśmy. Pojawicie
się na liście. Wprawdzie jako mniej ważni goście ale…
Dalej
nie dokończył, ponieważ nie pozwolił mu na to Niall, którzy rzucił się na niego
i zaczął okładać dla zabawy Louisa, który śmiał się wniebogłosy.
***
Po
szkole Louis i Karen w salonie domu One direction i myśleli do kogo wysłać
zaproszenie. Obok na kanapie zdychał Harry, który krztusił się niesamowicie i
co chwilę smarkał. Lou kompletnie zapomniał o lekach dla niego.
-
To tak: zaprosimy moich rodziców. – powiedziała Karen.
-
I mojego tatę z Charlim. – dodał na to Louis.
-
I…? – jego dziewczyna posłała mu wyczekujące spojrzenie. Tommo wywrócił oczami.
-
I Jima. Niech ci będzie. – westchnął.
-
Czyli ty ja, ale sobie nie musimy wysyłać zaproszeń, twoi kumple, Juliette i …
może ktoś ze szkoły? Na przykład Max? Zakolegowałam się z nim ostatnio.
-
No ale… - zaczął Louis i spojrzał na Harry’ego, który leżał na kanapie i spał
lub udawał, że śpi. – To przyjaciel Harry’ego. Niech on podejmie decyzje czy go
zapraszać. – uśmiechnął się do niego szeroko. Wtedy Hazz otworzył oczy i posłał
mu wściekłe spojrzenie.
-
Nie patrz na mnie w ten sposób. Dobrze wiem co chodzi po twojej zboczonej
główce. I tak, macie zaprosić Maxa ale jako mojego kumpla a nie… - odchrząknął.
– Chłopaka.
-
Nie pomyślałem inaczej. – Louis puścił mu oczko.
-
A Cathrin? Liam się ostatnio z nią dobrze dogadywał i chyba nie miał by nic
przeciwko, co? – spojrzała na Louisa i Harry’ego.
-
Myślę, że nie. Pisz ją. – powiedział jej chłopak niemal rozkazującym tonem. –
Zaraz, zaraz… - zmarszczył brwi. – A moja babcia?
-
To ty masz babcię? – powiedział Harry po czym zakaszlał. Czuł się naprawdę
fatalnie. Chciałby żeby ktoś chociaż go spytał o samopoczucie a wszyscy tak
bezczelnie go olewają. Nie czuł się z tym dobrze.
-
Wyobraź sobie, że mam. – odpowiedział stanowczym tonem. – I mam jej za złe, że
nie robiła mi pierogów gdy byłem małym chłopcem. Wszyscy mogli w tej kwestii
liczyć na swoje babcie tylko nie ja. Miałem ciężkie dzieciństwo. – Louis udał,
że się wzruszył i przetarł teatralnie dłonią oczy. Jego BFF wywrócił oczami.
-
Taa mój kaszel, katar i 39 stopniowa gorączka to nic z twoim cierpieniem,
prawda? – spytał dosyć ostro Harry. Jego głos zabrzmiał dziwnie. Znów dopadła
go chrypa. Za dużo mówił. Powinien się oszczędzać.
-
Hej! Nie kłóćcie się. Louis co z twoją babcią? – Karen spojrzała na niego
wyczekująco.
-
No właśnie nie wiem. Nie widziałem się z nią od roku a pomyślałem, że chciałby
być na weselu własnej córki. Zapytam mamy gdzie mieszka. – mówiąc to wyjął z
kieszeni telefon i wybrał do niej numer. Wcisnął zieloną słuchawkę i zadzwonił.
Po trzecim sygnale rozległ się głos jego mamy:
-
Co znowu zrobiłeś?
-
Jezu nic. Czy zawsze jak dzwonię to muszę nawalić?
-
Tak.
Lou
wywrócił oczami.
-
Nie tym razem. Dzwonię aby zapytać gdzie teraz mieszka babcia? Bo wiem, że się
przeprowadzała. Zresztą jak co miesiąc.
-
Nie mam pojęcia. Pa, słonko!
-
Ale mamo czekaj! – Louis krzyknął prawie desperacko. – Musisz wiedzieć. Babcia
dzwoniła do ciebie w święta.
-
Ale nie mówiła gdzie mieszka.
-
Babcia się zawsze tym chwali. Musiała ci powiedzieć. – nalegał Louis.
-
Może i powiedziała… - Christina w końcu ustąpiła. – Po co ci to wiedzieć?
-
Chciałem ją zaprosić na ślub i pomyślałem…
-
O nie, nie! Po moim trupie.
Tylko
tyle powiedziała nim się rozłączyła. Lou odłożył telefon na stolik zdumiony.
Dlaczego jego mama tak zareagowała? Miała jakiś żal do babci?
-
Coś nie tak? – zapytała Karen.
-
Właśnie nie wiem. – wzruszył ramionami. – Mama nienawidzi za coś babci i nie
mam pojęcia za co. To musi być coś dużego skoro tak zareagowała.
-
Może do niej pojedźmy i dowiedzmy się o co chodzi? – zaproponowała.
-
Masz rację. To ślub mojej mamy i nie może zabraknąć na niej babci. Mnie by było
przykro gdyby na moim własnym ślubie nie pojawiła się mama. – powiedział Louis
i wstał z kanapy. – Chodź pojedziemy do niej. – skinął głową w stronę drzwi i
razem z Karen jak gdyby nigdy nic po prostu wyszli. Harry miał ochotę krzyczeć!
Dlaczego nikt się nim nie zajmie? Tak bardzo chciał czyjeś uwagi. Czy prosi o
tak wiele? Wtedy rozbrzmiał się dzwonek u drzwi. Zmarszczył brwi. Czyżby Louis
robił sobie z niego żarty? Chciał wstać i zobaczyć czy to on czy może ktoś inny
ale był tak słaby, że nie dawał rady. Z góry w końcu nadbiegł Niall, który omal
nie wywalił się na schodach.
-
Już lecę stary! Czałoby wołać. – powiedział blondyn.
-
Nie mogę krzyczeć. – odpowiedział loczek. – Boli mnie gardło.
-
Och no tak. – puknął się w czoło. – Głupiec ze mnie. – dodał i otworzył drzwi a
w progu stał nie kto inny jak Zooey! Zaskoczony omal nie popluł się własną
śliną.
-
Cześć. Jest Harry? – zapytała uśmiechając się słodko. Horan kiwnął głową.
-
W salonie. Umiera.
-
Co? – Zoe spojrzała na niego zdziwiona. – Jak to umiera?
-
Chory. – wyjaśnił po krótce Nialler i wrócił na górę aby opowiedzieć o
wszystkim Zayn’owi. Ostatnio z nudów stali się strasznymi plotkarzami. Zooey
skierowała więc swe kroki w tamtą stronę. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła
rozpalonego chłopaka, który wyglądał naprawdę fatalnie.
-
Wyglądasz beznadziejnie. – skomentowała przerażonym tonem.
-
Dzięki. – odparł ironicznym tonem. – To miłe usłyszeć taki komplement w stanie
emocjonalnego załamania.
-
Wiem, że jesteś chory. Po prostu to prawda. Ale…dlaczego nikt się tobą nie
zajął?
-
Ich spytaj. Wszyscy sobie poszli.
-
Pierwsze co zrobię to pójdę ci kupić leki a ty odpoczywaj. – powiedziała Zoe i
wyszła z mieszkania. Harry uśmiechnął się pod nosem. To miłe mieć przy sobie
kogoś kto tak o ciebie dba.
***
Gdy
Louis i Karen znaleźli się w mieszkaniu Christiny próbowali ją przekonać, że
powinna chociaż odwiedzić swoją matkę. Ona jednak uparcie trzymała się swojego
zdania. Nie chciała mieć z tą kobietą nic wspólnego. Para nie rozumiała jej
zachowania. Jak tak można myśleć o własnej matce?
-
Ale dlaczego tak jej nie cierpisz? – zapytał Louis, który nie mógł tego pojąć.
– Co ci zrobiła?
-
Zachowywała się wobec mnie jak ostatnia suka. To mi zrobiła. – odpowiedziała
siadając na kanapie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie zmusisz mnie
abym tam pojechała z wami.
-
Ale tylko ty znasz drogę. Mamo proszę!
-
Nie i koniec tematu. – powiedziała stanowczo. Tommo zrezygnowany chciał iść do
domu i wyciągnął do Karen rękę aby go za nią złapała jednak dziewczyna zamiast
tego powiedziała:
-
Może po prostu twoja mama jest tchórzem? Wiesz, nie każdego stać na odwagę aby
zmierzyć się ze swoim lękiem. Wprawdzie miałam ją za osobę odważniejszą ale
pozory często mylą. Masz rację. Chodźmy do domu. W końcu śluby bierze się tak
często skoro ludzie nie zapraszają własnych rodzin.
Lou
zachichotał. Karen miała czasami takie genialne pomysły. Christina gdy tylko to
usłyszała a była przekonana, ze Karen mówi to do Louisa nie do niej, otworzyła
szeroko oczy.
-
Wcale nie jestem tchórzem. – wyznała. – Po prostu nie mam ochoty widzieć tej
kobiety.
-
Ponieważ się jej boisz. – powiedziała Karen.
-
Nie boje się. – odparła jednak po minach Karen i Louisa stwierdziła, że jej nie
uwierzyli. – Dobra. Chcecie? Udowodnię to wam. Pojedziemy tam teraz. Potrafię
jej stawić czoła. – mówiąc to wzięła płaszcz i otworzyła drzwi a Karen i Lou
przybili sobie piątkę.
***
Ktoś
wszedł do domu i Harry był przekonany, że to Zooey. Chciał wiedzieć jak
zareaguje na pieszczotliwą nazwę. Nadal nie wiedział na czym stoją w swoim
„związku” i może to by mu/im uświadomiło to? Więc gdy drzwi się zamknęły
krzyknął:
-
Co tak długo? Tęskniłem, skarbie!
-
Ja też kwiatuszku. – powiedział ktoś chichocząc pod nosem. Gdy wszedł do salonu
Harry zobaczył, że to nie Zoe tylko Max. O mało nie spalił się ze wstydu.
-
Przepraszam myślałem, że to Zooey. – wytłumaczył się a Maxowi najwyraźniej mina
zrzedła. Przez chwilę w ogóle się nie odzywał. W końcu odchrząknął i już bez
takiego błysku w oczach powiedział:
-
Świetnie wyglądasz.
-
Dziękuje. Zoe uważa, że fatalnie. – Hazz roześmiał się. – I ma rację. Nawet tak
się czuje.
-
Nie prawda. – powiedział miękko i usiadł na małym kawałku kanapy, który był
wolny gdyż prawie na całej długości leżał Harry pod kocem. – Jak zwykle piękny.
Styles
wywrócił oczami.
-
Och zarumieniłem się! Jak mi wstyd. – dotknął swoich gorących policzków z
powodu gorączki i obaj wy buchnęli śmiechem. Wtedy Max zbliżył się do Harry’ego
i wyciągnął w jego stronę dłoń po czym dotknął jego czoła.
-
Stary masz ze 39 stopni.
-
Czuje się jakbym dawno przekroczył termometr. – westchnął.
-
Może zrobię ci herbaty a potem obejrzymy jakiś film? – zaproponował z szerokim
uśmiechem.
-
Świetny pomysł. – Harry również posłał mu uśmiech. – I dzięki, że wreszcie ktoś
się mną zajął. Marzyłem o tym. Zooey poszła po leki i…
-
Zooey? – Max wymówił jej imię tak jakby go nienawidził.
-
Taak, Zooey. – odpowiedział loczek patrząc na niego zaskoczony tą nagłą
złością.
-
W porządku. To ja może zrobię herbaty. – Max wstał i skierował się w stronę
kuchni.
Tymczasem
Niall siedział na schodach i przez barierkę obserwował całą tą sytuację. Gdy
Zayn chciał zejść na dół pociągnął go za koszulkę.
-
Stój! Nie możesz tam zejść.
-
Boo?
-
Bo zaraz zacznie się zabawa. – pisnął podekscytowany. – Przyszła i Zooey i Max.
-
Serio? – Zay aż usiadł z wrażenia obok przyjaciela. – To może być interesująco.
Na kogo stawiasz?
-
Pewnie, że na Maxa! – Niall powiedział to tak głośno, że Malik kazał mu się
przymknąć.
-
Cii. Chyba nie chcesz aby odkryli naszą kryjówkę? I ja na twoim miejscu
stawiałbym na Zooey. Potrafi być ostra.
-
Ale Maxowi bardziej zależy.
-
Ale Zooey to suka.
-
Dobra wygrałeś. Ale i tak trzymam za Maxem.
***
Louis,
Karen i Christina po 15 minutach drogi w końcu dojechali na miejsce. Christina
ociągała się najbardziej jak mogła z wysiadaniem. Nie miała ochoty jej widzieć.
Nie sądziła, że jeszcze kiedyś to zrobi i jeszcze będzie zmuszona zaprosić ją
na własny ślub! Żeby psuć sobie ten piękny dzień obecnością własnej matki! Coś
strasznego!
Gdy
stali przed drzwiami Louis nacisnął dzwonek.
-
Mamy jeszcze szansę uciec. – powiedziała Christina. – Nie wszystko stracone.
-
Cicho, mamo. – syknął Lou, że aż ją jego ton zaskoczył.
-
Nie odzywaj się tak do matki! – krzyknęła i w tym momencie otworzyły się drzwi.
W progu ukazała się kobieta około 60 z długimi blond włosami. Była w zwiewnym
czarnym szlafroku.
-
Witajcie kochani! Jak miło was widzieć! – powiedziała z radością lub udawaną i pocałowała każdego w policzek po kolei. – Ooo
a któż to? Urodziłaś córkę i nic mi nie powiedziałaś? – zapytała Luiza gdyż tak
miała na imię babcia Lou. Miała oczywiście na myśli Karen.
-
Nie. To Karen. Dziewczyna twojego wnuczka. – odpowiedziała Christina wywracając
oczami.
-
Och, doprawdy? – zmierzyła ją wzrokiem. – Dopiero wstałaś?
-
Nie. Jestem na nogach już kilka godzin. – powiedziała nieśmiało Karen.
-
Hm, no cóż. Mam parę kremów jeśli nie masz pieniędzy. Zresztą, tobie Christina
też by się przydały. – spojrzała na nią z wyższością. – A mój wnusio jak zwykle
idealny! – posłała mu wesołe spojrzenie. Louis pierwszy raz nie był krytykowany
i cholernie to mu się podobało. Stwierdził, że muszą częściej odwiedzać babcie.
Luiza zaprosiła ich do środka gestem ręki. – Przepraszam, że nie posprzątałam ale
nie miałam czasu. Jestem ostatnio taka zabiegana.
Oczywiście
dom był idealnie czysty a kobieta przesadzała jak zwykle.
-
Cudowny dom. – skomentowała Karen.
-
Ty pewnie dziecko nie jesteś przyzwyczajona do takich luksusów. – Luiza
popatrzyła na Karen ze współczuciem. – Louis powinieneś ją rozpieszczać. Biedne
dziecko. Na pewno wychowywało się w fatalnych warunkach.
-
Mamo, możesz dać jej spokój? – poprosiła Christina chodź miała ochotę na nią
nawrzeszczeć. – Ty za to nie masz pojęcia jak to jest mieszkać w domu poniżej
400 metrów kwadratowych.
-
To takie domy w ogóle jeszcze istnieją? – wy buchnęła głośnym śmiechem a widząc
miny pozostałej trójki zrozumiała, że nie żartowali. – Och. No cóż, dzisiejsi
ludzie żyją jak w dziczy. Powiedz mi moja droga… - zwróciła się do Karen. – Ile
krajów zwiedziłaś?
Dziewczyna
na moment zamilkła.
-
Ja… um, wydaje mi się, że tylko Londyn i … byłam raz na Hawajach.
Luiza
znów parsknęła śmiechem. I kolejny raz musiała zrozumieć, że mówi poważnie.
-
Ehem, no cóż, powinnaś jeździć i zwiedzać świat. A ty Christina powinnaś
sprawdzać dziewczyny, które wybiera sobie twój syn. Zobacz na kogo trafił. –
powiedziała kręcąc głową i opadła na kanapę. Karen starała się trzymać
dzielnie. Christina dotknęła jej ramienia w celu dodania otuchy.
-
Tak właściwie babciu… - zaczął Louis. – To mama chciała ci powiedzieć coś
ważnego.
-
Nie, nie chciałam. – odparła stanowczo a Tommo spojrzał na nią groźnie.
-
Owszem chciałaś.
Kobieta
wywróciła oczami.
-
Po prostu się żenię w czerwcu i Louis chciał abyś przyszła. Nie ja. Louis.
Tylko Louis. – miała nadzieje, że dokładnie jej przekazała, że jej nie zależy
na obecności Luizy.
-
Z kim? – tak zabrzmiało jej pierwsze pytanie zamiast gratulacji i uścisku.
-
Z Seanem.
-
Jaki Seanem?
-
Naszym menadżerem. – wtrącił Louis. – Jest zabawny i pasują do siebie.
-
Menadżerem? – parsknęła kobieta. – Błagam. To poniżające. A ile ma lat?
-
26. – znów odpowiedział Louis a Christina pomyślała, że zabije własnego syna.
Luiza wpadła w jeszcze większy śmiech.
-
Ty już masz syna a on nie dawno skończył szkołę. Ale nie dziwię ci się. Twój
mąż odszedł do innego mężczyzny więc jakoś chciałaś się pocieszyć. Szkoda, że
nie wybrałaś lepszej partii ale zawsze miałaś marny gust i jeszcze przekazałaś
go synowi. – westchnęła. W Christinie zaczęła gotować się złość. I właśnie
dlatego jej nienawidziła.
-
Od zawsze mnie krytykowałaś. Przyzwyczaiłam się ale Karen daj spokój. To
świetna dziewczyna i gdybyś poznała poprzednie wybranki mojego syna to
doszłabyś do wniosku, podobnie jak ja, że lepiej nie mógł trafić. – powiedziała
zbliżając się do drzwi. – Chodźcie idziemy.
-
A nie możemy jeszcze chwilę zostać? – zapytał Louis. – Babcia nie miała niczego
na myśli.
-
Ona obraża mnie i twoją dziewczynę a ty jej bezczelnie bronisz? Idziemy Karen. –
powiedziała Christina otwierając drzwi. Dziewczyna bez wahania poszła za nią i
odeszły bez pożegnania.
-
No hej! Nie zostawiajcie mnie! – krzyknął Lou i z przerażeniem zobaczył w
oknie, że odjechały, zostawiając go! Przeklinał cicho pod nosem. – Cholera, i
co ja teraz mam zrobić?
-
Możesz zamieszkać ze mną. Wnuczek i babcia. Media by nas kochały. – powiedziała
radośnie. Tommo nie zbyt spodobał się ten pomysł. Mieszkanie z mamą wydawało mu
się beznadziejnie a tu w dodatku babcia… nie, nie.
-
To ja może wrócę autobusem. – rzekł i zbliżył się do drzwi a w ostatniej chwili
odwrócił się: - To jak babciu? Przyjdziesz na ślub? – spytał z nadzieją w
głosie.
-
Zastanowię się.
Louis
ciężko westchnął. To chyba był beznadziejny pomysł. Ale kochał babcię i chciał
aby cała rodzina była na tym wydarzeniu. Miał nadzieje, że na jego ślubie
pojawią się wszyscy.
***
Tymczasem
Zooey wróciła z zakupów. Kupiła mu wszystkie potrzebne leki a nawet jak jej się
wydawało rozpędziła się i kupiła zupełnie nie potrzebne jak np. na ból brzucha.
Przecież Harry nie cierpiał na tę dolegliwość ale chciała aby miał wszystkie
leki w razie gdyby coś.
-
Wróciłam! – krzyknęła wchodząc do środka. Hazz tymczasem na wpół – leżał i pił
herbatę a obok niego siedział Max i przewijał bezmyślnie kanały. – O! Cześć
Max. – powiedziała zaskoczona jego obecnością.
-
Hej. – odburknął nawet na nią nie patrząc. Zoe zdziwiło jego zachowanie.
Przecież nie zrobiła mu nic złego, prawda? A może miał zły humor od rana a ona
nie jest niczemu winna?
-
Przyniosłam ci leki. – powiedziała patrząc na loczka. Ten posłał jej szeroki
uśmiech.
-
Dziękuje! Jesteś aniołem.
Zooey
zarumieniła się lekko i machnęła nie dbale ręką.
-
Nie przesadzaj. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.
-
Nie, nie każdy. Bo moi kumple prócz Maxa, mają mnie totalnie gdzieś.
Niall
i Zayn, którzy przysłuchiwali się ich rozmowie mieli krzyknąć, że rano trochę
się nimi zajęli przed wyjściem ze szkoły ale wtedy wyszłoby na jaw, że podsłuchują
więc woleli siedzieć cicho.
-No cóż, ja się z tobą zajmę. – zapewniła go. –
Jeśli chcesz Max możesz iść do domu. Na pewno masz ważniejsze sprawy na głowie.
– zwróciła się w jego stronę brunetka. Kujon o mało nie wyszedł z siebie! Ona
ewidentnie chciała się go pozbyć. O nie, nie. Tak łatwo się nie da.
-
Zostanę. Harry’emu przyda się dodatkowa opieka. – powiedział z uśmieszkiem pod
nosem. Zoe wyglądała na rozczarowaną więc tym większa była jego radość.
-
Nie masz dziewczyny z którą mógłbyś spędzić czas? – zdziwiła się.
-
Nie. A po za tym są ważniejsze rzeczy niż dziewczyny. Na przykład przyjaciele. –
spojrzał na Harry’ego, który uśmiechnął się lekko.
-
Nie to, że cię wyganiam ale Harry ma mnie a ja się nim idealnie zajmę. – Zooey nie
ustępowała.
-
Nikt nie robi nic idealnie a we dwoje lepiej podążymy do doskonałości. – odciął
się Max. Zoe ciężko westchnęła. Najwyraźniej zrezygnowała z wypraszania go z
domu. Poszła do kuchni zanieść leki mówiąc ciche „Jak chcesz”.
-
Zoe ma rację Max. Nie musisz zostawać. Nie chce sprawiać ci kłopotów. – odezwał
się Harry.
-
Ależ właśnie ja chcę abyś mi sprawiał kłopoty! – Max prawie to wykrzyknął a
Hazz roześmiał się.
-
Zabawny jesteś.
W
tym momencie wróciła Zooey ze szklanką wody i tabletką. Podała ją Harry’emu a
ten miał wziąć ją do buzi kiedy jego przyjaciel powiedział:
-
No błagam! Nurofen? Chcesz aby od tego wyzdrowiał czy pochorował się jeszcze
bardziej? Najlepszy jest gripex.
-
Mają takie samo działanie. – Zoe wywróciła oczami.
-
Właśnie, że nie. Mieliśmy ostatnio leki na chemii i różnią się aż 3 składnikami.
– powiedział dumnie Max.
-
Ale działanie mają takie same. – odpowiedziała Zooey coraz bardziej zirytowana
jego zachowaniem. – Harry weź ją.
-
No jeśli nie zależy ci na zdrowiu to weź. Spoko. – mruknął pod nosem Max. Tak
naprawdę wiedział, że to jedno i to samo praktycznie ale tak bardzo chciał się
czegoś uczepić Zoe! Żeby pokazać Hazzie, że wcale nie jest taka idealna.
Wiedział, że to raczej nie możliwe i widział jak chłopak powoli się w niej zakochiwał.
To strasznie bolało. Wolał w tej chwili w ogóle nie istnieć.
-Zoe ma rację. To takie same tabletki. –
powiedział Harry i wsadził ją do buzi po czym popił wodą. Max wywrócił oczami.
-
Coś jeszcze przynieść, zrobić? – zapytała Zoe uśmiechając się słodko.
-
Nie dzięki. Może później. – odpowiedział Harry.
-
A ode mnie coś byś chciał? – dopytał Max.
-
Skoro ode mnie nie chce to od ciebie tym bardziej. – odgryzła się Zoe. Max
powstrzymał się aby nie pokazać jej języka albo nie nazwać wredną zołzą.
-
Proszę nie kłóćcie się. Chciałbym odpocząć. Czuje się słabo. – powiedział Harry.
-
Mówiłam, że jest za dużo osób i aby Max poszedł ale on nie chciał słuchać. –
powiedziała Zooey obrażonym tonem. W tym momencie zadzwonił jej telefon więc
odebrała go. Dzwonił jej menadżer, który w ostatniej chwili załatwił jej sesję
zdjęciową. Zoe nie spodobał się ten pomysł. Wolała zostać z Hazzą. – Dobrze,
dobrze. Będę. – zapewniła niezadowolona i rozłączyła się. – Wychodzi na to, że
muszę lecieć. Mój menadżer dzwonił. Pa, skarbie. – dała buziaka w policzek
Harry’emu i nie żegnając się z Maxem wyszła z domu. Max tymczasem poczuł się
źle z powodu tego jak się zachowywał. Postanowił przeprosić Harry’ego.
-
Przykro mi za tą sytuację. Nie zachowałem się jak przyjaciel roku. – spuścił
głowę. Styles uśmiechnął się lekko.
-
Nie ma sprawy. Zoe na początku może wydaje się być nie miła ale z czasem
polubisz ją tak jak ja.
-
Nie sądzę. – mruknął pod nosem. Wcale nie chodziło o charakter Zooey, chodziło
o to, że miała coś czego on nie mógł mieć. Harry’ego. Ale to nie była jego
wina, że Hazz nie był gejem albo chociaż bi tak jak on.
-
Obejrzymy może jakiś film? – podsunął pomysł Harry.
-
Jasne. – przytaknął.
-
Mam w pokoju laptopa. Poszedłbyś po niego, proszę? Mam zapisanych tam kilka
filmów.
-
Nie ma sprawy. – Max podniósł się z kanapy i wszedł po schodach na górę. Wtedy
zobaczył Nialla i Zayn’a, który ewidentnie ich podsłuchiwali. Spojrzał na nich
jak na intruzów. – Co wy tu robicie? – zapytał szeptem a przyjaciele drgnęli.
-
Zayn mi coś pokazywał. – Niall wskazał na niego palcem.
-
Co takiego? – kujon założył ręce na klatce piersiowej i patrzył na nich
wyczekująco.
-
Zayn powinien wiedzieć. To on mi chciał pokazać. – odparł Horan.
-
Wcale bo nie. – odburknął Malik. Max wywrócił oczami.
-
Dobra nie tłumaczcie się. Dobrze wiem, ze podsłuchiwaliście. I tak mnie to nie
obchodzi.
Chłopak
skierował się w stronę pokoju Harry’ego a Zayn i Nialler zaskoczeni jego
zachowaniem wstali i dotrzymali mu kroku.
-
Jak to? Co się stało? – spytał Horan.
-
On jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Nie mam szans. Muszę się pogodzić, że
już zawsze będę jego przyjacielem.
-
Ale jesteś od niej lepszy. – starał się go pocieszyć Malik.
-
Sam w to nie wierzysz. Sorry ale rezygnuje.
-
Nawet nie walczyłeś o niego więc nie masz z czego zrezygnować. – powiedział może
zbyt ostro Zayn. – Zaproś go gdzieś, powiedz co czujesz…
-
Dobrze wiesz, że tego nie zrobię! – Max prawie to krzyknął. – Dobra nie ważne. –
dodał otwierając drzwi do jego pokoju i biorąc laptopa z biurka. – Idę oglądać
z nim film. Możecie się dołączyć i tak do niczego między nami nie dojdzie.
-
Tego nie wiesz. – rzekł z tajemniczym uśmieszkiem Niall. – Ja i tak was
shippuje.
***
Tymczasem
Louis zapukał do drzwi domu Karen. Był zmęczony i najchętniej usnąłby na środku
chodnika. Gdy dziewczyna mu otworzyła omal nie wybuchnęła. śmiechem. Wyglądał strasznie. Twarz miał całą
czerwoną a włosy prawie mokre.
-
Świetnie wyglądasz, skarbie. – powiedziała z szerokim uśmiechem a Lou wywrócił
oczami.
-
Uciekł mi autobus i musiałem biec. – odpowiedział wchodząc do środka.
-
Biec? Nie mogłeś iść?
-
Nie, ponieważ robiło się ciemno a… - odchrząknął.
-
Tak, wiem ty boisz się ciemności. – powiedziała całując go w policzek. – Mały chłopczyk.
– dodała wesoło.
-
*Mam pominąć przekleństwa?
-
Zdecydowanie.
-
To nic nie powiedziała.
Louis
ciężko westchnął.
-
One się nigdy nie pogodzą, co? – spojrzał na nią smutno. Karen wzruszyła
ramionami.
-
Tego nie wiesz. W końcu to rodzina. Do ślubu jeszcze 4 miesiące.
-
Tylko 4 miesiące. Nie pogodziły się przez tyle lat a zrobią to w 4 miesiące?
Nie sądzę. – Lou usiadł na kanapie.
-
W sumie to nie dziwię się twojej mamie. Twoja babcia potrafi być wredna. –
dziewczyna zajęła miejsce obok niego. – Ciągle ją krytykuje.
-
Wreszcie moja mama może się poczuć jak ja. Mam nadzieje, że zrozumie, że ciągła
krytyka potrafi boleć. Nie powiedziała nigdy, że jest ze mnie dumna.
Karen
oparła głowę na jego ramieniu.
-
Zrobi to w odpowiednim czasie. I wiesz co? – popatrzyła na niego z lekkim
uśmiechem. – Ja jestem z ciebie dumna. Przez te 2 lata odkąd się poznaliśmy
przeszedłeś diametralną zmianę. Wyrosłeś na cudownego chłopaka. I takiego cię
kocham.
Pocałowała
go szybko w usta. Louisowi poprawił się nieco humor.
-
Dziękuje, że tak mówisz. No cóż, muszę się pogodzić z tym, że babcia raczej nie
będzie obecna w naszym życiu.
-
Ale ja będę. – Karen złapała go za dłoń.
-
Póki nie zerwiemy.
Dziewczyna
posłała mu spojrzenie typu: Serio?
-
To nie był odpowiedni moment. Przepraszam.
-
W porządku. – roześmiała się.
-
Myślisz, że przyjdziemy za 4 miesiące oboje na balkon?
Karen
przez moment zastanowiła się.
-
Tego nie wiemy. Ale możemy mieć nadzieje, że tak.
A
potem zapadła cisza i po prostu siedzieli zastanawiając się ile może zmienić
się w ich życiu przez ten czas.
KONIEC
*pewnie
znacie ten tekst. Dosyć popularny wśród Directioners haha.
Prosiłabym
aby anonimowe osoby podpisywały się, ponieważ to takie trochę głupie zwracać
się „anonimek” lepiej po imieniu, co? ;). Więc taka mała prośba.
Jedna
osoba miała pretensje, ze jest za dużo Harry’ego i Maxa. Ja tak nie uważam.
Praktycznie jest ich mało. Mogłoby być więcej ale wiem, że to wam nie odpowiada
a po za tym ja piszę o wszystkich bohaterach po trochu nie tylko o Laren.
Gdybym pisała tylko o Lou i Karen to w końcu znudziłby mi się ich wątek albo
straciłbym pomysły i musiała zakończyć szybciej opowiadanie. To trochę jak w
serialu po trochu każdego z bohaterów. Tak lubię pisać i nie będę tego
zmieniać.
Nigdy
nie napisałam, że to opowiadanie TYLKO o nich.
Dobra
a tak pomijając te sprawy to w moim nowym opowiadaniu, które pojawi się NA TYM
BLOOGU chcielibyście aby 1D chodzili do szkoły czy nie? Bo napisałam 3
rozdziały opowiadania jak nie chodzą ale teraz naszedł mnie taki pomysł, że
wątek szkoły może być fajny, co?
Nie
wiem, piszcie w komach jak wam się podobałoby bardziej.
W
następnym odcinku napiszę wam pomysł na moje nowe opowiadanie (2) a wy
zdecydujecie który lepszy bo tutaj się za bardzo rozpisałam.
+ zadawajcie pytania bohaterom!
+ zadawajcie pytania bohaterom!
Do
następnego kochani :*
Cudowny!!!
OdpowiedzUsuńHax jak kocham tę ,,parę"
Co do szkoły, myślę, że możesz nie pisać, bo w tym opowiadaniu jest szkoła;D
Nie wiem czy słyszałaś piosenkę ,,dziwny jest ten świat" w the voice of ukraine, jeśli nie, to warto.Polecam!!!
Buziaczki:-*
Czekam nn!!!!
GOŚKA
Jesteś chyba jedyną osobą, która ich kocha tak jak ja haha
UsuńHax, Marry nwm jak ładniej wiem że ich shippuję ♥ Ciekawe czy babcia Lou będzie na ślubie ;) Co do nowego opowiadania według mnie byłoby fajniej gdyby chodzili do szkoły ;D Pozdrawiam i życzę weny Jula ;*
OdpowiedzUsuńAaaaaaa! HAX!!! TERAZ SA ZDECYDOWANIE MOIM ULUBIONYM WATKIEM W TYM OPOWIADANIU! CHCEMY DUZO HAXA! Co do nastepnego opowiadania to mysle ze mogli by chodzic do szkoly ale jak uwazasz. Czekam na nn. : **
OdpowiedzUsuń@gosiab97
genialny !!! Może dużo się nie działo ale i tak jestem oczarowana :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego
Wspaniały odcinek ;**** Biedny Harry się rozchorował :'( Szkoda mi Maxa że tak cierpi jestem ciekawa co się w związku z nim i Harrym wydarzy... Nie wiem czemu ale ja nadal nie mogę się przyzwyczaić do ,,przemiany,, Zoe, całe opowiadanie były wredna a tu proszę związek z naszym Hazziątkiem :D Chciałabym, żeby coś zaiskrzyło pomiędzy Liamem i Cathrin. Czekam na jakiś wątek o Niallu i Juliette uwielbiam tą parę są tacy zabawni i dziecinni :3 ♥ Noooo i oczywiście moje ukochane Laren nadal nie mogę się nacieszyć, że są razem, koffam ich. Mam nadzieję, że i Karen i Lou za 4 miesiące przyjdą na balkon i będzie super extra szczęśliwy happy end :DD
OdpowiedzUsuńŻyczę duuuuużo weny i czekam na nn !
Julia^^