poniedziałek, 28 kwietnia 2014

One direction 5 odcinek 122

Louis postanowił się nie załamywać po kolejnym rozstaniu i jakoś żyć dalej chodź to nie było proste. Był prawie pewien, że w dniu ślubu jego matki Karen nie przyjdzie na balkon. W końcu tyle razy z nim zrywała więc dlaczego miałaby chcieć być z nim ostatecznie razem? Zawsze to wszystko sypało się przez Karen. Może po prostu wydawała się być idealną dziewczyną dla niego? A w rzeczywistości to kolejna osoba przez którą musiał przebrnąć aby znaleźć tą odpowiednią dziewczynę? Może jeszcze kogoś spotka? Szybko nie zapomni o Karen ale miał nadzieje, że z każdym dniem będzie coraz lepiej. Ten powrót chyba nie był dobrym pomysłem. Ale oboje tak się kochali, ze chcieli tego.
- Czy ja jestem dzieckiem? – zapytał Liam schodząc na dół. Tommo wzruszył ramionami.
- Zależy jak na to patrzeć.
Payne zmierzył go groźnym wzrokiem.
- A ty jak na to patrzysz?
Lou kolejny raz wzruszył ramionami.
- Zależy o który kąt pytasz?
- A który masz na myśli?
- A o jaki pytasz? – nalegał chłopak. Wtedy Liam machnął nie dbale ręką. Nie dogada się z nim. Nie, kompletnie nie. Li usiadł  obok niego na kanapie i ciężko westchnął.
- Cathrin powiedziała mi wczoraj, że jestem dzieciakiem.
- I polać jej! – Louis prawie wykrzyknął to radośnie ale gdy zobaczył minę swojego przyjaciela od razu dodał: - A to sucz.
- Moje życie jest beznadziejne. Nie wiem czy ktoś ma gorzej. – powiedział z ciężkim westchnieniem. Wtedy Lou wskazał palcem na siebie. – Ty? Nie sądzę. – potrzasnął głową.
- Mam dziecko z Evą a Karen wczoraj mnie rzuciła. Nadal uważasz, że jesteś najbardziej nie szczęśliwą osobą na tej ziemi? – spytał retorycznie. Liam musiał przyznać rację. Nie brzmiało to dobrze. Ale nie spodziewał się, że ta dziewczyna kolejny raz z nim zerwie. Chociaż… kto wie kto zerwał za pierwszym razem? Louis uważał, że Karen a Karen pewnie uważała, ze Louis. Taak, oni są zdecydowanie większymi dzieciakami.
- Znowu? Stary, to już się robi nudne.
- Myślisz, że nie wiem? – spojrzał na niego. – Ale najwyraźniej Karen nie zdaje sobie z tego sprawy. Myśli, ze może rzucać mną jak frisbee. 
Liam wtedy wpadł w śmiech. Poklepał Lou po ramieniu i udając, że przeciera oczy, ponieważ ze śmiechu się popłakał, powiedział:
- Mój mistrz.
Tommo jednak wywrócił oczami. Liam nic się nie zmienił. Był takim samym lizusem jakim był wcześniej.
Tymczasem z góry nadszedł Harry. Postanowił iść do baru w którym pracował Max aby zrobić mu miłą niespodziankę. Gdy jednak przechodził przez salon zaczepił go Liam:
- Jakieś plany na dziś Hazz?
Ten przystanął na moment. A może Li wiedział? Spojrzał na niego przerażony.
- Co? Jakie plany? Jezu Liam! Na głowę upadłeś. Ja nie miewam planów. Totalnie. Serio. Jak mi nie wierzysz to…
- Co ty taki zestresowany? – zauważył Payne. Harry zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarz. Zupełnie nie umiał kłamać. To mu nie wychodziło. Był w tym beznadziejny.
- Ja? Nie. Wcale…
- Dobra. – Li klasnął w dłonie wstając z kanapy. – Każdym z nas dziewczyna dała po dupie. Mnie Cathrin, tobie Harry Zoe a Louisowi Karen. Więc proponuje męski wypad do baru? Co wy na to? – popatrzył na nich wyczekująco.
- Co? Karen znowu cię rzuciła? – zdziwił się loczek i posłał Lou współczujące spojrzenie. A zaraz potem przestraszył się jeszcze bardziej. A co jeżeli dziewczyna powiedziała mu jak pocałowała go po pijaku?
- Taa. – westchnął. – Cały czas kłóciliśmy się o Eve i miała tego dosyć.
Hazza odetchnął z ulgą.
- Przykro mi stary. – powiedział. Naprawdę było mu przykro. Louis nie zasłużył sobie na takie traktowanie. To był dobry chłopak.
- W każdym razie ja nie idę z wami.  – rzekł rozkładając się na kanapie. – Wolę obejrzeć jakiś film.
- I użalać się nad sobą? – spytał retorycznie Li.
- Może. – odburknął.
- Dobra. A ty Hazz? Idziesz?
W sumie… i tak miał taki zamiar. Co za różnica czy odwiedzi Maxa z Liamem czy bez niego? Przecież i tak w miejscu publicznym między nimi do niczego nie dojdzie.
- Zgoda. – kiwnął głowa.
- Muszę ci powiedzieć, że… pierwszy raz w życiu podjąłeś dobrą decyzję. – Li poklepał go po plecach z szerokim uśmiechem.
                                                                                  ***
Louis obejrzał już przynajmniej 2 filmy i nadal myślał o tym co zaszło między nim a Karen. Dlaczego zawsze się wszystko pieprzy? I to teraz – kiedy miało być między nimi idealnie tak, żeby w dniu ślubu jego matki żadne z nich nie miało wątpliwości, że powinno przyjść na balkon. On chciał, bardzo chciał być z dziewczyną ale… ona cały czas miała jakieś wątpliwości. Teraz on nie był pewien, że ona go kocha. A co jeśli to zwykłe zauroczenie? Nie wiedział tego.
W tym momencie drzwi się otworzyły i do jego domu weszła Luiza! Wyglądała na wściekłą. Pewnie Christina jej powiedziała o tym, że Eva jest w ciąży. Aż dziwne, że nie zajrzała do niego wcześniej. Ale jego babcia bynajmniej nie była sama! Za nią szedł ksiądz i Eva! Co oni wyprawiali? Louis wstał z kanapy i zmarszczył brwi. Nic z tego nie rozumiał.
- To jakieś stowarzyszenie, czy co? – zdziwił się.
- Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! – wrzasnęła Luiza. – Zrobiłeś dziecko dziewczynie i nawet nie zamierzacie wziąć ślubu! To jest chore. Eva to śliczna i mądra dziewczyna. Zostaw tą całą Karen w spokoju i idź do niej. – wskazała na nią palcem. – W sumie i tak nie masz wyboru. Za 8 miesięcy na świat przyjdzie wasze dziecko. 
Lou wybuchł śmiechem. Nie miał zamiaru być z Evą. A jego babcia przesadzała.
- No i co, ze za 8 miesięcy na świat przyjdzie nasze dziecko?
- To z tego, że to nie po bożemu! – krzyknęła staruszka. – Ty wiesz co się stanie jak media się o tym dowiedzą? Będziesz brany za największego podrywacza, który robi dzieci a potem ucieka jak tchórz!
- Ale babciu… ja mam zamiar zająć się tym dzieckiem tylko… no wiesz, bez ślubu. – starał się wytłumaczyć chłopak. Luiza parsknęła śmiechem.
- Nie ma bez ślubu. Jeśli miałeś zamiar się nie opiekować tym dzieckiem to po co je robiłeś? – spytała ostro.
- Gumka pękła. – skłamał.
- Te dzisiejsze zabezpieczenia. – odezwał się ksiądz. – Coś o tym wiem.
- Proszę księdza! – Luiza spojrzała na niego groźnie. – To ksiądz uprawia seks?
- Kiedyś tak. Ostatnio żona zaostrzyła rygory. – odparł mężczyzna a Louis zatkał sobie usta dłonią aby się nie roześmiać. Jego babcia tylko potrzasnęła głową, zniesmaczona tym co przed chwilą usłyszała.
- W każdym razie ożenisz się z tą dziewczyną. Dzisiaj. – powiedziała z uśmiechem. – Ksiądz Paul udzieli wam ślubu. – dodała wesoło.
- Że co? – jęknął chłopak.
- Mówiłam, że to głupi pomysł. – odezwała się Eva. – Ale twoja babcia nie chciała mnie słuchać.
- To jest idealny pomysł! Nie można mieć dziecka bez ślubu! Co by na to powiedział Bóg? On tępi takie osoby.
- Babciu! A może ja jestem gejem? – powiedział Louis mając dosyć zachowania Luizy. Co ona sobie wyobrażała? Przecież on nawet nie myślał o zaręczynach.
- Jezu Chryste. – kobieta zaczęła ciężko oddychać. – Otwórzcie okno! Duszę się! – krzyczała chodząc w te i we w te. Ksiądz posłusznie uczynił jej prośbę i do salonu wleciało świeże powietrze. – Mój wnuczek uprawia seks z obcymi mężczyznami! I chodzi do gejowskich klubów! I ogląda pewnie gejowskie pornosy! Boże!
- Babciu… - Lou chciał jej wyjaśnić, że żartował.
- Ty już lepiej nic nie mów. Proszę księdza… - zwróciła się do niego. – Jemu potrzebne jest nawrócenie. Proszę mu powiedzieć, że cycki powinny pociągać każdego mężczyznę a gejostwo jest dla chorych ludzi.
- W sumie to… mój syn jest gejem. – wydukał ksiądz Paul.
- Słucham?!  - wydarła się kobieta. – Mam ksiądz żone, uprawia seks a syn jest gejem?
- Ale ja oczywiście tego nie popieram. – powiedział szybko. – Ma pani rację. To jest chore. A więc usiądź chłopcze. Porozmawiamy. – ksiądz zasiadł na kanapie i oczekiwał, ze Louis zrobi to samo. On jednak stał zszokowany. – Żadna cię nie chce dlatego przerzuciłeś się na chłopaków, co? Nie ma co się wstydzić.
- Babciu! Ja nie chcę się żenić z Evą. – powiedział Louis.
- Bo jesteś gejem. Tak to już wiemy. – rzekła Luiza. – Teraz staramy ci się to wybić z głowy. Proszę księdza, proszę kontynuować.
Mężczyzna zbierał się aby coś powiedzieć ale przerwał mu Louis:
- Nie, nie jestem gejem! Po prostu nie chce się z nią żenić. Mamy tylko dziecko. To nie zobowiązuje do małżeństwa. Mamy 21 wiek. – powiedział Louis opadając na kanapę obok księdza.
- Skoro nie jesteś gejem to możesz z nią wziąć ślub. Nie ma problemu! – wykrzyknęła radośnie kobieta.
- Ale babciu… ja jej nie kocham.
- A tam. – machnęła nie dbale dłonią. – Ja twojego dziadka też nie kochałam. Miłość przyjdzie z czasem. Trzeba po prostu zaczekać. Proszę udzielić im ślubu.
Ksiądz wstał z kanapy i ujął Louisa za dłoń a potem podszedł do Evy i zrobił to samo. Tommo zakrył twarz w dłoniach aby się nie rozpłakać. Co to w ogóle było? Czy to działo się naprawdę? Wtedy z góry nadszedł Zayn i Niall. Gdy zobaczyli Louisa, Eve i księdza zmarszczyli brwi. Co tu się działo?
- O co chodzi? – spytał blondynek. – Coś ominęliśmy? Ile my siedzieliśmy w naszych pokojach?
- Bierzemy ślub. – wydukał Lou nadal z twarzą w dłoniach. Zayn wybuchnął śmiechem.
- Serio? – zapytał Nialler.
- Louis! Wiedziałem, ze jesteś żartownisiem ale żeby wynająć księdza  i namówić do tego Eve! Wow! Mistrz. – powiedział Malik.
- To nie jest żart. To się dzieje naprawdę. – powiedział Louis jednak mulat nie chciał mu uwierzyć. Usiedli razem z Niallem na kanapie i z rozbawieniem przyglądali się całej tej sytuacji.
- Kontynuujcie. My sobie popatrzymy. – powiedział z szerokim uśmiechem Zay.
- Przydałby się popcorn. – dorzucił Horan. – To jest prawie jak komedia.
Niall i Zay przybili sobie piątkę. „Oni sobie robią żarty a ja naprawdę cierpię” – pomyślał zły Louis, że jego przyjaciele nie wspierają go gdy tego potrzebuje.
- A więc… zebraliśmy się tutaj aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Eve Johnson i Louisa Tomlinsona. – powiedział ksiądz.  – Jeśli ktoś zna powód dla którego tych dwoje nie powinno zawierać ślubu to…
- Tak. Ja znam taki powód. – odezwał się Louis. – Nie kocham tej kobiety.
- Cii. – syknęła Luiza. – Proszę kontynuować proszę księdza i go nie słuchać. Jest zjarany jak zwykle i nie wie co mówi.
- Nie, nie jestem zjarany i bardzo dobrze wiem co mówię. Eva też tego nie chce, prawda? – spojrzał na nią a ona kiwnęła nie pewnie głową. Zdziwił go tylko fakt, że za bardzo nie protestowała. Najwyraźniej nie miała by nic przeciwko gdyby ożenili się. Ale to nie mógł być prawdziwy ślub. Trzeba by podpisać kilka papierków. Takie coś nic nie da.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich kierunku.
- Kto do cholery przerywa ceremonię? – spytała zirytowana Luiza i poszła otworzyć. W progu stała Karen, która gdy zobaczyła Louisa i Eve i księdza obok nich o mało nie zemdlała. Co tu się działo?
                                                                       ***
Tymczasem Liam i Harry udali się do baru. Payne musiał zapomnieć o tej strasznej sytuacji kiedy Cathrin nazwała go dzieciakiem. Wcale nie był dzieckiem. No owszem, czasem miał słabsze momenty ale naprawdę nie był dzieckiem. Ten staruszek zmienił go. Przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy usiedli na krzesełkach barowych podszedł do nich Max aby zebrać zamówienie. Liamowi w pierwszym momencie odebrało mowę. Nie wiedział, ze chłopak tutaj pracuje. Harry nigdy o tym nie wspominał.
- Ty tutaj? – zdziwił się.
- Taa pracuje już jakieś 2 lata w tym miejscu. Miło, ze dopiero dzisiaj to zauważyłeś. – powiedział ironicznie Max.
- Sorry nie byłem nigdy tutaj. – Payne starał się wytłumaczyć. Chłopak w okularach parsknął śmiechem.
- Kiedyś przychodziłeś tutaj co tydzień i mówiłeś do mnie „Przypominasz mi kogoś” i tyle.
Paynowi zrobiło się nieco głupio. Zawsze przychodził do baru już pod wpływem alkoholu więc nie dziwne, że go nie poznał.
- Taa… zapomnijmy o tym, dobra?
- Dobra. Założę się, że jak tu będziesz kolejny raz to tak samo się zdziwisz. – powiedział Max wesoło. – Co wam podać? – puścił oczko do Harry’ego, który lekko się zarumienił. Gdyby był tutaj bez Liama odpowiedziałby „Ciebie”. Ale niestety nie mógł.
- Drinka. Boże Max. Pracujesz tu 2 lata i nie wiesz, że w barze podaje się alkohol? Dupny z ciebie barman. – rzekł Li wywracając oczami.
- Wódka, piwo, wino, likier, whiskey. – zaczął wyliczać na palcach. – Skąd do cholery mam wiedzieć o jaki alkohol ci chodzi?
- Wróżbita Maciej by wiedział. – odciął się Liam. Max wywrócił oczami.
- Dla mnie piwo. – odezwał się pierwszy raz Harry odkąd tu weszli.
- A dla mnie wódka. – powiedział Liam.
- Robi się.
Chłopak od nich odszedł więc na moment Harry i Liam zostali sami. Wtedy Li zobaczył jak parę krzesełek dalej przypatruje się im dosyć ładna dziewczyna. Chciał do niej podejść i ją poderwać ale przypomniało mu się, ze starał się o względy Cathrin. Lubił ją i nie chciał jej robić czegoś takiego nawet jak go wkurzała.
- Ktoś się tobie przygląda. – odezwał się Payne.
- Kto? – zmarszczył brwi Harry.
- Tamta lasia. – wskazał na nią ruchem głowy. – Rozbiera cię wręcz wzrokiem. Idź do niej zagadaj.
Harry potrzasnął głową ze śmiechem.
- Nie ma mowy. Mam… - chciał powiedzieć „Mam już kogoś” ale się ugryzł w ostatniej chwili w język. Liam wiedział, że z Zoe już zerwał więc to by było podejrzane. – Mam doła po Zoe i … nadal się nie otrząsnąłem.
- Była dupa nie ma dupy trzeba nadal żyć! No idź i z nią poflirtuj. Dobrze ci to zrobi. – nalegał Liam. Wtedy z zamówieniem powrócił Max, który przysłuchiwał się ich rozmowie. Zastanawiał się co Harry zrobi. Pewnie pójdzie z nią porozmawiać w końcu to on chciał aby ukrywali to, ze się spotykają. Więc dlaczego miałoby mu się nagle odwidzieć i powiedzieć Liamowi prawdę?
- Nie wiem… Bardzo kochałem Zoe i … nadal ją kocham… nie mogę tak flirtować z innymi. Co by na to powiedziała… - starał się jakoś z tego wybrnąć.
- Ale jej tu nie ma! No dalej Harry. Nie bądź takim tchórzem. – powiedział biorąc łyk alkoholu. Styles ciężko westchnął. Musiał to zrobić. Zszedł więc z siedzenia i podszedł do dziewczyny, która ewidentnie uśmiechała się do niego. Cholera! Dlaczego on zawsze musi cierpieć? Kiedyś zemści się za to na Liamie. 
- Cześć. – powiedział nieśmiało.
- Hej. – odpowiedziała pewnie. – Barman! – przywołała Maxa dłonią. – Zrób nam po drinku.
Chłopak kiwnął tylko głową.
- Jestem… jestem Harry. – wydukał.
- Wiem. Poznałam cię. – rzekła z uśmiechem. – Amy. – podała mu dłoń a chłopak ją uścisnął po czym usiadł obok niej przy barze. – Zawsze jesteś taki nieśmiały?
- Nie. – zaprzeczył szybko. – Tylko jeśli rozmawiam z pięknymi dziewczynami. – wytłumaczył. W tym momencie Max postawił przed nimi drinki.
- W takim razie powinieneś być śmielszy. – prychnął pod nosem.
- Co mówiłeś? – zapytała dziewczyna, która nie dosłyszała.
- Nic takiego. – odparł Max. Harry starał się ukryć uśmiech, który wdzierał się na jego twarz. Max był ewidentnie zazdrosny. To w sumie było słodkie. Postanowił więc poflirtować tak naprawdę z tą dziewczyną aby go wkurzyć.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – zapytał nieoczekiwanie loczek.
- Tak. A ty?
- Ja też. Dlatego tutaj jestem. – rzekł popijając drinka. Dziewczyna się zarumieniła a Max wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego.
- Miłość. – prychnął. – Jakie to przereklamowane.
- Też tak myślałem. – Harry cały czas patrzył na Amy. – Póki nie zobaczyłem jej. Muszę podziękować mojemu przyjacielowi, że namówił mnie abym do ciebie podszedł.
- Ode mnie też przekaż podziękowania. – powiedziała dziewczyna również wpatrzona w Harry’ego. Max zaczynał robić się coraz bardziej zazdrosny. Czuł się jakby go tu w ogóle nie było. Wylał więc drinka, który stał obok Amy na jej sukienkę. – Co jest?! – dziewczyna zerwała się gwałtownie z krzesełka.
- Najmocniej przepraszam. Nie chciałem. – zaczął się tłumaczyć chłopak chodź wcale mu nie było przykro. – Trąciłem łokciem nie chcący…
- Już nic najlepiej nie mów! – krzyknęła wściekła. – Wiesz ile ta sukienka kosztowała? Nie. Nie zdajesz sobie z tego sprawy bo jesteś tylko głupim barmanem. Harry zrób coś. Uderz go.
Hazz zamarł. Miał uderzyć swojego przyjaciela? W sumie dziewczyna nie wiedziała, ze się przyjaźnią ale… nawet gdyby nie znał Maxa nie zrobiłby tego.
- Słucham? – zdziwił się.
- To co słyszałeś! Uderz go! On zrobił to specjalnie. A nawet jeśli nie to przyda mu się nauczka! Zrób to albo wychodzę. – zagroziła. Harry jednak siedział i kompletnie nic nie zrobił. Gdy minęły już przynajmniej dwie minuty Amy ciężko westchnęła mrucząc coś w stylu „Sam tego chciałeś” i ominęła go wychodząc z baru. Liam tymczasem parę krzesełek dalej zanosił się śmiechem. Nie wiadomo czy ta sytuacja go tak rozbawiła czy za dużo wypił.
- Ta laska była nienormalna. – stwierdził Harry gdy zbliżył się do nich Payne. – Kazała mi uderzyć Maxa.
- Wiem. Słyszałem. – odparł wesoło. – No Haaarrry! Dlaczego tego nie zrobiłeś? Zawsze jesteś takim bad boyem a teraz? - roześmiał się.
- Daj spokój. – mruknął uśmiechając się lekko. – Nigdy więcej nie każ mi flirtować w barze. Trafiają się praktycznie same psychopatki.
- Masz rację. – Li poklepał go po ramieniu. – Dlatego poflirtujesz w na domówce jak urządzimy kiedyś.
- Nie Liam. – powiedział ostro Hazz. – W ogóle nie chcę flirtować. Nawet nie jestem w tym dobry.
- Kłamca. – rzucił Max zanim się oddalił do innego klienta.
                                                                       ***
Karen przypatrywała się całej scenie od kilku minut. Nie mogła kompletnie nic z siebie wydusić! W końcu zapytała:
- Co tu się dzieje?
Niall który zanosił się śmiechem odparł:
- Biorą ślub!
Dziewczyna poczuła jak wzbiera się w niej złość. Nie sądziła, że Eva byłaby w stanie posunąć się tak daleko. Wczoraj zerwała z Louisem a ona już kombinuje jak go zdobyć. Wściekła zacisnęła dłoń w pięść i podeszła do Evy po czym ją uderzyła. Louis kompletnie zaskoczony stał i nie  zrobił nic! Luiza tymczasem darła się, że Karen jest walnięta. Eva nie chciała pozostać dłużna i pociągnęła Karen za włosy a ta popchnęła ją tak, ze dziewczyna upadła. Potem usiadła na niej okrakiem i zaczęła rwać jej włosy najmocniej jak się da. Eva krzyczała i szamotała się po całej podłodze.
- Na którą stawiasz? – spytał Zayn Nialla.
- Karen. Jest bardziej wkurzona. – odparł ciesząc się jak małe dziecko z tej walki.
Tymczasem ksiądz pomyślał, że coś je opętało więc podszedł do stolika na którym postawił miskę wody święconej i wylał ją na dziewczyny, które oderwali się od siebie i zaczęły krzyczeć jeszcze bardziej.
- Co jest do cholery?! – wrzasnęła Karen.
- Zło was opętało. – powiedział tylko ksiądz. – Musiałem reagować.
- To zło ją opętało! – krzyknęła Luiza wskazując na Karen. – Od zawsze miała problemy ze sobą i nie potrafiła się kontrolować. Przydałyby jej się jakieś egzorcyzmy czy coś.
- Zło mnie opętuje gdy widzę tą zdzirę! – powiedziała Karen mając na myśli Eve.
- Jestem w ciąży idiotko! – rzekła ostrym tonem. – Mogłaś zrobić krzywdę dziecku. Myśl czasem. To nie boli. – popukała ją w czoło.
- Nie dotykaj mnie. – odskoczyła od niej gwałtownie. – Każdy by zareagował tak samo jak ja. Mój chłopak żeni się z inną…
- Były chłopak. – sprostował Louis. – Zapomniałaś? Zerwałaś ze mną wczoraj. – przypomniał jej a Karen ze wstydem musiała przyznać mu rację. To ona zakończyła ich związek. To była jej wina.
- A ty od razu rzucasz się w jej ramiona!
- Wcale nie! – krzyknął szybko Lou. – To babcia zorganizowała nasz ślub.
- To to nie był kawał? – zdziwił się Zayn. Był święcie przekonany, ze Louis ma takie dziwne poczucie humoru. Nie sądził, że to sprawka Luizy i ona chciała aby na serio się pobrali.
- Mówiłem ci cały czas, że nie! – krzyknął Tommo patrząc z wyrzutem na przyjaciela.
- Ty … ty… - Luiza wskazywała palcem na Karen. – Ty wszystko zniszczyłaś! Zapłacisz za to! – darła się. – Pożałujesz tego podła jędzo.
- Babciu! To nie wina Karen. Ja wcale nie chciałem tego ślubu. Proszę księdza, proszę już stąd wyjść bo na nic się ksiądz więcej nie przyda. – powiedział do niego Louis a mężczyzna kiwnął głową.
- Dzięki Bogu. – powiedział i wyszedł. Luiza tymczasem wzięła za ramię Eve i stwierdziła, że musi iść z nią do lekarza aby dowiedzieć się czy Karen jej czasem czegoś nie uszkodziła.
- A jeśli się dowiemy, że to odbiło się na jej zdrowiu to obiecuje ci, że pożałujesz tego. – powiedziała staruszka na odchodne i wyszły z domu One direction. Karen ciężko westchnęła. Zdecydowanie nie dostanie nagrody eks roku.
- To może ja już pójdę. – postanowiła.
- Powinnaś. – powiedział ze złością Louis. – I błagam. Panuj nad sobą na drugi raz. Babcia ma rację. Eva jest w ciąży i trzeba na nią uważać. A ty zachowujesz się jak zwierzę, które wypuszczono z klatki.
- Byłam zazdrosna. – starała się jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Ja też bywam ale nigdy nie rzuciłem się na Jima z pięściami nawet gdy poszliście razem do kawiarni. Nie zadzwoniłem nawet do niego aby go ochrzanić. Nie zrobiłem zupełnie nic. Widzisz? Tak zachowują się ludzie, którzy ufają sobie nawzajem. Tobie do tego jeszcze daleko. – przyznał i wszedł schodami na górę po czym zamknął się w swoim pokoju.
 Karen myślała nad jego słowami wracając do domu. Ewidentnie miał rację. Nie panowała nad sobą i co najgorsze nie ufała mu. Jeszcze nie pozbyła się tego problemu a bardzo chciała. Dla niej to cały czas był ten sam Louis, który flirtował z dziewczyną z którą popadnie. Nie wierzyła w jego zmianę. A powinna była. Teraz to zrozumiała. Ale czy nie jest za późno?
                                                                       ***
- Co zrobiłaś? – Juliette nie mogła w to uwierzyć. Karen kiwnęła głową.
- Yup. Rzuciłem się z pięściami na Eve. – Dziwne, ze nikt nam nie przerwał. To znaczy przerwał. Ale ksiądz i to tylko dlatego, ponieważ myślał, ze jesteśmy opętane.
Jul wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Szkoda, ze mnie tam nie było. To musiała być komedia.
- I była. – przytaknęła kiwając głową. – Najgorsze jest to, że Louis chyba pierwszy raz miał rację.
- Co? – blondynka nie mogła w to uwierzyć. – Przyznałaś mu rację? Karen. Serio, boje się ciebie.
- Nie panuje nad sobą. – westchnęła. – Ostatnio dosłownie wszystko jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi. Powinnam się wyciszyć ale nie wiem jak.
- Joga jest dobra. – podpowiedziała szybko Juliette. – Może powinnaś się zapisać?
- A wiesz, ze masz rację? – odpowiedziała Karen. – Zrobię tak. Może to będzie pierwsza dobra decyzja w moim życiu. – dodała z uśmiechem.
                                                                       ***
Zayn i Niall tymczasem cały czas śmiali się z Louisa, który chciał o tym zdarzeniu jak najszybciej zapomnieć. Nie wyglądało jednak aby jego przyjaciele zamierzali dać mu spokój.
- To było naprawdę zabawne! – powiedział Horan. – Nie bądź taki sztywny Louis.
- A gdyby tak twoja babcia chciałaby abyś ożenił się z kimś kogo nie kochasz? – odpowiedział Tommo.
- To nie możliwe. – Nialler pokręcił głową. – Po pierwsze moja babcia nie żyje od 10 lat.
- W takim razie mama…
- Moja mama uwielbia Juliette.
- Szczęściarz. – mruknął Lou. Wprawdzie jego mama także uwielbiała Karen ale babcia jej nie cierpiała i nie miał pojęcia dlaczego? Co było w niej takiego odpychającego? Zayn chciał coś powiedzieć ale zadzwonił jego telefon więc przeprosił na moment chłopaków i poszedł do kuchni odebrać. Dzwonił numer, którego kompletnie nie znał. Ale mimo to nacisnął zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Pan Zayn Malik? – rozbrzmiał się glos jakieś kobiety.
- Tak to ja. Słucham.
- Pana przyjaciółka Megan Beatress miała wypadek samochodowy. Jechała pod wpływem alkoholu. Jest teraz w szpitalu.
Zayn z trudem przełknął ślinę. Megan? Boże! Megan! Jego Megan. Megan którą tak kochał miała wypadek. I jechała pod wpływem alkoholu… ale z tego co wiedział ona nie piła… więc dlaczego?
- Dobrze. Zaraz tam będę. – zapewnił kobietę i schował telefon do kieszeni spodni po czym wybiegł szybko z mieszkania nawet się nie tłumacząc Louisowi i Niallowi, którzy nic nie rozumieli z jego zachowania.
                                                                       KONIEC
 Miałam taki pomysł w głowie wcześniej jak Megan opuszczała Zayn’a to wiedziała tam sobie w główce, ze ona kiedyś wróci i to nie będzie tak na zawsze jak pewnie większość myślała.
Nie pojawiała się wcześniej, ponieważ chciałam aby Meg wróciła w tym ostatnich odcinkach a , że ok 10 do końca zostało także dlatego już czas najwyższy aby wróciła.
Dowiecie się dlaczego jechała pod wpływem alkoholu i co tak naprawdę w jej życiu się działo. A wgl pamiętacie dlaczego zostawiła Zayn’a? Nie? To wam przypomnę, ponieważ Zayn ukrywał przed nią fakt, ze spał z Zoe (co było nie prawdą jak się potem okazało). Ale okaże się, że Meg miała zupełnie inny powód.
Aaa Rosalie udało ci się. Kurczę tak właśnie mówię „Ktoś na pewno skojarzy fakt, że  wcześniej pisałam, że ma być wątek z Zaynem a potem, że jakaś postać wróci do opowiadania”. Mogłam być bardziej tajemnicza ale napisałam to kieeedyś a ja nie lubię usuwać tego co miałam het het temu na myśli.

Ten odcinek był nawet zabawny z czego się cieszę, ponieważ ostatnio dużo smutku było w tym opowiadaniu. Chciałam aby wreszcie było jakieś nastrojowe. No i jest! 
W następnym odcinku będą DWA ważne wątki dlatego będzie nieco długi ale moim zdaniem jest ciekawy i dużo się dzieje. 
Do następnego x + komentujcie bo liczba nieco spada i smutno mi z tego powodu. 

czwartek, 24 kwietnia 2014

One direction 5 odcinek 121

Harry nadal nie umiał się pogodzić z tym co wczoraj usłyszał od Zoe. Był dla niej tylko zabawką, pocieszeniem… po Zaynie! Tak naprawdę nikt go tak właściwie nie kochał. Ani Molly, Karen czy Zoe. 3 dziewczyny, które złamały mu serce. Czuł się tak cholernie źle z tym. Chciał być dla kogoś najważniejszy. Chciał aby istniała taka osoba, która rzuci wszystko i przyjedzie się z nim spotkać, ponieważ nic ani nikt nie będzie się bardziej liczył. Hazz czuł, że była taka osoba. Ale tą osobą był chłopak w dodatku jego przyjaciel. To było dziwne.  Nigdy nie miał takich myśli względem niego. Nie umiał przyjąć do wiadomości, że nagle mogłoby być inaczej.
- Wszystko okej? – spytał Zayn przecierając oczy.
- Tak, tak. – mruknął chodź wcale nie było okej. Zaraz powinni być w szkole a on wolał zostać w domu i po użalać się nad sobą.
- Wyglądasz marnie. – stwierdził mulat i nalał sobie soku do szklanki. – Myślę, że nie jest okej.
- No co ty nie powiesz. – Harry chodź nie powinien ale był zły na Zayna. Bo gdyby nie robił jakiś głupich nadziei Zoe to ta nigdy nie musiałaby wykorzystywać loczka aby się pocieszyć.
- A więc o co chodzi? – Malik odwrócił się w jego stronę i upił łyk ze szklanki.
- Wyobraź sobie, że wczoraj omal nie przespałem się z Zoe… - zaczął a mulat wydał z siebie okrzyk zdumienia po czym zaczął klaskać w dłonie. Zaraz potem przypomniało mu się, że Max jest zakochany w Harry’m i gdyby się o tym dowiedział byłby załamany. Biedak. – Ale pokłóciliśmy się.
Zayn zmarszczył brwi.
- O co poszło?
- No cóż, powiedzmy, że postanowiła wyznać mi prawdę. – westchnął ciężko.  – Powiedziała, że tak naprawdę kompletnie nic dla niej nie znaczyłem. Zawsze tylko ty byłeś na pierwszym miejscu. – spuścił głowę. – Chciała się jakoś pocieszyć po tobie.
Zayna aż zatkało. Naprawdę myślał, że się zmieniła i gdyby nie wiedział o uczuciach Maxa to popierałby związek Harry’ego i Zoe. Wyglądało na to, że jest mądrą i miłą dziewczyną. Nikt nie przypuszczał, ze to wyrachowana suka.
- Poważnie? – zapytał nadal będąc w szoku. – Chodziło jej tylko o mnie? Ciebie miała kompletnie gdzieś?
- Otóż to. – Hazza kiwnął głową. – A najgorsze jest to, że… - urwał, ponieważ co miał powiedzieć? Najgorsze jest to, że przez nią straciłem Maxa najprawdopodobniej już na zawsze? Nie była tego warta a on za późno to zrozumiał.
- Stary… tak mi przykro. W sumie powinienem cię ostrzec albo przewidzieć, że ona nie mogła się tak szybko zmienić…
- To nie twoja wina. – stwierdził loczek. – Muszę sobie to po prostu przemyśleć i pogodzić się z tym. To wszystko.
                                                                       ***
W szkole Cathrin bardzo chciała umówić się z Liamem drugi raz. Nawet gdyby mieli iść do tej nudnej pizzerii to z Liamem nawet takie miejsce było o wiele ciekawsze niż jest w rzeczywistości. Lubiła go i miała nadzieje, że on czuje to samo. Na przerwie podeszła do niego i powiedziała:
- Cześć. Co słychać?
Chłopak momentalnie drgnął. Czy Cat się z nim przywitała? Dlaczego powiedziała mu „cześć”? Czy miała jakieś nadzieje na coś? No i najważniejsza sprawa: dlaczego nagle życie nabrało większy kolorów? Czy jej obecność naprawdę tak zmieniała wszystko? Nie chciał tego! Nie chciał myśleć, że mógłby się w niej…
- A co cię to obchodzi? – wzruszył ramionami.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoiła się.
- Tak. Dlaczego uważasz, że jest inaczej? – Liam starał się aby jego głos brzmiał na jak najbardziej ostry.
- Zachowujesz się jakoś dziwnie. – stwierdziła.
- Bo nie jestem dla ciebie miły? – odburknął. – Czyli jestem taki jak zawsze. Dni dobroci dla plastików minęły. – uśmiechnął się cwaniacko ale gdy zobaczył smutek w oczach dziewczyny miał ochotę ją przytulić. Dlaczego zachowywał się jak skończony kretyn? Proste. Musiał odepchnąć ją od siebie. Od zawsze był typem podrywacza. Jedna dziewczyna nie mogła tego zmienić.
- Słucham?! – uniosła się. – Dni dobroci dla plastików? Uważasz mnie za plastik? I kto to mówi! Wielki Liam Payne! Myślisz, że każdy powinien ci usługiwać bo nie wiadomo kim jesteś! Mylisz się. Jesteś nikim. Przynajmniej w moich oczach. – powiedziała i odeszła od niego. Nie rozumiała jak mógł się tak zachować? Wcześniej był dla niej miły i zaprosił ją na randkę i naprawdę myślała, że się zmienił. No cóż, myliła się. Dobrze, że nie długo 3 liceum się kończy i nie będą musieli już na siebie patrzeć nigdy więcej.
Liam tymczasem ciężko westchnął. Cathrin go zdecydowanie znienawidziła ale nic nie mógł na to poradzić. Po prostu taki był i taką miał naturę.
- Ostatnio coś dużo spędzasz z nią czasu. – zauważył Niall poruszając zabawnie brwiami.
- A daj spokój. – Liam machnął nie dbale dłonią. – Wszystko spieprzyłem.
- Jak to? – Horan podbiegł do swojego przyjaciela, który zaczął iść przed siebie.
- Po prostu jestem idiotą.
- Z tym się zgodzę. – odpowiedział z poważną miną.
- Cathrin mnie teraz nienawidzi. W sumie tego chciałem ale… zdałem sobie sprawę, że jednak tego nie chciałem.
- Nie rozumiem. – blondynek przystanął na moment zostając w tyle. Liam był bardziej skomplikowaną osobą niż myślał.
                                                                                  ***
Cathrin tymczasem siedziała na ławce na korytarzu załamana i starała się powtarzać lekcje ale kompletnie nie mogła się skupić. Cały czas myślała o Liamie i jego zachowaniu. Jak mógł jej to zrobić? Jak mógł zrobić to sobie? Kiedy już myślała, że się zmienia to on … nadal jest taki sam.
- Czego się uczysz? – zagadała ją Juliette. Blondynka stwierdziła, że nigdy z nią nie rozmawiała i może czas zacząć?
- Biologii ale zupełnie nie mogę się skupić. – odpowiedziała chowając książkę do plecaka. I tak nic z tego nie wyjdzie.
- Boli cię coś? – Jul usiadła obok niej wyraźnie zaniepokojona.
- Tak. Serce. – spuściła głowę.
- To może idź do szkolnej pielęgniarki? To może być niebezpieczne. Zaprowadzić cię? – zaproponowała jednak Cat potrzasnęła głową.
- To nie taki ból. To raczej ból psychiczny. Rozczarowanie.
- Ktoś cię zranił? – zapytała a raczej stwierdziła.
- Owszem. – pokiwała głową.
- Zgaduje, ze Liam, ponieważ ostatnio zbliżyliście się do siebie. – powiedziała gładząc ją po ramieniu. – Powiedział ci coś złego?
- Nazwał mnie plastikiem. Juliette, on nadal uważa, że jestem pustą panną. Nie widzi we mnie nikogo więcej. Myślałam, ze się zmienił… Myliłam się.
Blondynka zaczęła się nad tym zastanawiać. Przecież widać było po Liamie, że lubi Cathrin, tak naprawdę lubi. Więc co mogło się zmienić przez ten krótki czas? Dlaczego tak ją nazwał? Ach! Nikt nie wie co on ma w swojej chorej główce. Jest dziwnym chłopakiem.
- Tu musi o coś chodzić. – powiedziała Jul stanowczo. – Jestem pewna, że Liam tak nie uważa.
- A skąd możesz to wiedzieć? Aż tak dobrze go nie znasz! Jest zapatrzonym w siebie idiotą! – krzyknęła i wstała gwałtownie z ławki. Założyła plecak na jedno ramię i powiedziała: - Idę. Cześć Jul. I dzięki za troskę. – posłała jej wdzięczne spojrzenie po czym poszła.
                                                                       ***
Karen postanowiła odwiedzić Louisa. Ostatnim razem dosyć ostro się pokłócili i dziewczyna zaczęła tego żałować. Nie powinna spotykać się z Jimem tylko dlatego, że on zobaczył się z Evą. To było nie fair. On ma dziecko i ma zobowiązania. Po za tym poinformował ją, że idzie do rodziców Evy. Był szczery. Nie ukrywał tego przed nią i powinna to docenić a nie mieć pretensje. Jeśli tak dalej pójdzie to zaczną się tajemnice i kłamstwa i zerwą. A tego nie chciała. Otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Cześć. – powiedziała do Nialla, który jadł kanapkę i Harry’ego siedzącego na kanapie wyraźnie smutnego.
- Siema Karen! – odpowiedział radośnie Horan. – Ty pewnie do Louisa?
- Taak. Jest w swoim pokoju pewnie… - zbliżyła się w stronę schodów jednak blondynek potrzasnął głową.
- Nie ma go tam. Nie będziesz zadowolona ale nie będę cię okłamywać. Louis pojechał z Evą na badania.
- Na badania? – spytała zaskoczona. Przecież po dziewczynie nawet nie było widać, że jest w ciąży! Więc po jaką cholerę jej już badania? Wiedziała, że ta suka będzie wykorzystywać Louisa! Po prostu to wiedziała! On jednak jest zaślepiony i tego kompletnie nie widzi.
- Eva się źle czuła i Louis jej zaproponował. – odparł Nialler. – Ale nie bądź na niego zła.
- Jak mam nie być na niego zła?! – prawie wrzasnęła aż Harry i Niall zadrżeli. – Mój chłopak jest z tą pizdą sam na sam w szpitalu a ja mam się nie denerwować?!
- Na pewno zaliczą szybki numerek na Sali operacyjnej. – powiedział Harry poważnym tonem. Karen posłała mu groźne spojrzenie. – No co? – wzruszył ramionami. – Jesteś idiotką myśląc, że zdradzi cię w szpitalu. Są lepsze miejsca.
- Ale mogą po szpitalu pojechać do hotelu. – powiedziała ostrym tonem i zaczęła chodzić w te i w we te. Nie wiedziała co o tym myśleć? Była teraz mega wściekła na Louisa i nie miała ochoty go widzieć. Może do czasu kiedy wróci minie jej złość i będzie lepiej. Będą mogli pogadać wtedy normalnie. – Zostanę i poczekam tu na niego. – zadecydowała i usiadła obok chłopaków na kanapie.
- Twoja złość nic nie zmieni a sprawi, że zaczniecie się kłócić i już w ogóle nie dojdziecie do porozumienia. – powiedział Harry wpatrując się w ścianę z pustym spojrzeniem.
- A co ty takimi mądrościami sypiesz? Przeczytałeś poradnik pt. „Idealny związek?” – prychnęła pod nosem dziewczyna.
- Po prostu zrozumiałem kilka spraw. Może nie jestem już takim dzieckiem? – wstał z kanapy.
- Uważasz, że zachowuje się jak dzieciak?! – krzyknęła głośno aż Niall o mało nie spadł z kanapy. Nie lubił jak ludzie się kłócili dlatego w jego związku prawie nigdy nie dochodziło do spięć.
- Teraz tak. – rzekł loczek i skierował się w stronę drzwi. Musiał kogoś odwiedzić. I to szybko.
Tymczasem Karen nie wiedziała na kogo jest bardziej wściekła na Louisa czy na Harry’ego?
                                                                                  ***
Juliette coś tu nie pasowało. Najpierw Liam pomaga Cathrin w konkursie piosenki a potem zaprasza ją do pizzerii i na końcu nazywa plastikiem? To wszystko nie trzymało się całości, dlatego stwierdziła, że musi z nim porozmawiać i dowiedzieć się o co tak naprawdę chodziło. Bo w to, ze Paynowi coś się odwidziało i postanowił, że jednak jej nienawidzi… nie chciało jej się w to wierzyć. Weszła do domu One direction i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła Karen, która siedziała na kanapie i postukiwała niecierpliwie palcami o oparcie.
- Już się zdecydowałaś?! – wykrzyknął szczęśliwy Niall widząc swoją dziewczynę. Ta zmarszczyła brwi nie wiedząc w pierwszym momencie o co mu chodzi a potem załapała. Biedny chłopak miał nadzieje, że Jul chce się z nim przespać.
- Ja właściwie do Liama. – stwierdziła.
- Co? Chcesz to zrobić z Liamem? – Niall spojrzał na nią z obrzydzeniem. Juliette roześmiała się i potrzasnęła głową.
- Nic z tych rzeczy. Muszę z nim porozmawiać na temat Cathrin. – odparła i skierowała się na górę. Gdy już tam była zapukała cicho do drzwi i otworzyła. Liam leżał na łóżku i grał na telefonie. – Cześć. – powiedziała nieśmiało.
- Hej Jul. – odparł chłopak i odstawił telefon. Spojrzał na nią nieco zaskoczony. Przecież nigdy nie przychodziła akurat do niego. O co może jej chodzić? – Coś się stało?
- Chciałam porozmawiać z tobą na temat Cathrin. – wyjaśniła dziewczyna na co Li od razu wywrócił oczami.
- Nie ma o czym rozmawiać. Było minęło. Nie chce do tego wracać. Jak już jej mówiłem dzień dobroci dla plastików minął.
- Nie rozumiem twojego zachowania. – przyznała Juliette siadając na brzegu łóżka. – Wydawało mi się, że ją lubisz i chcesz się zmienić pod jej wpływem.
- Hej! – uniósł się Liam. – Żadna dziewczyna nie będzie miała na mnie wpływu!
Nagle Juliette jakby olśniło. Jak gdyby zrozumiała powód dla którego Liam to robił. Spojrzała na niego i ciężko westchnęła.
- Boisz się bo polubiłeś ją za bardzo, co?
Payne’a zamurowało. Nie spodziewał się, że dziewczyna tak szybko dojdzie do tego wniosku. Czym siebie zdradził?
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać. – odburknął a wtedy blondynka była pewna, że ma rację.
- Liam. Nie ma się czego wstydzić. Cathrin to wspaniała dziewczyna. To zrozumiałe, że ją lubisz.
- Wcale jej nie lubię. – chłopak nadal szedł w zaparte.
- Dlaczego musisz być taki uparty, co? – spojrzała na niego z ciężkim westchnieniem. – Ona cierpi. Jeśli naprawdę ci na niej zależy to idź i jej wyjaśnij całą sytuację. Jeśli od początku miałeś zamiar się tak zachowywać to… po prostu nie potrzebnie robiłeś jej złudne nadzieje. Cat to fajna dziewczyna.
Po tych słowach Jul wyszła z pokoju a Liam ciężko westchnął. Może powinien do niej iść i jej to wyjaśnić? Nie miał pojęcia jak powinien postąpić.
                                                                       ***
Harry musiał to wszystko wyjaśnić Maxowi. Jego zachowanie i zachowanie Zoe. Nie mógł pozwolić aby chłopak nie odzywał się do niego już do końca życia. Nie zasługiwał na to. Zadzwonił dzwonkiem do drzwi i odczekał kilka sekund. Gdy chłopak mu otworzył chciał od razu zamknąć drzwi jednak Hazz je przytrzymał.
- Max, daj mi to wyjaśnić. – poprosił.
- Ja już wszystko widziałem. Serio, tu nie ma nic do wyjaśniania. – ponownie chciał zamknąć drzwi jednak loczek był nie ugięty. – Idź sobie. Nie chce cię widzieć.
- Zoe mnie okłamywała. Przez cały ten czas. – przyznał w końcu. – Wcale jej na mnie nie zależało. Bawiła się moimi uczuciami.
- Tak jak ty bawiłeś się moimi. Zasłużyłeś na to. – stwierdził stanowczym tonem. Tak naprawdę miał ochotę go przytulić ale Harry bardzo go zranił i nie mógł tak po prostu o tym zapomnieć.
- Nie bawiłem się twoimi uczuciami. – powiedział spokojnie. – Naprawdę cię lubię.
- Ale jako przyjaciela!
- Powiedziałem ostatnio, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, pamiętasz? Wtedy w samochodzie.
- A potem pocałowałeś Zoe. Te słowa wydały mi się po tym takie puste, nic nie znaczące. Nie chce cię widzieć.
Harry nie wiedząc co ma zrobić przyciągnął do siebie chłopaka za ramiona i pocałował go. Ale tym razem było inaczej, ponieważ Max nie oddał pocałunku. Nie dlatego, że był zaskoczony bo Hazz całował go w najmniej spodziewanych momentach ale po prostu dlatego tego  nie chciał.
- Nie tym razem, Harry. – powiedział Max. – Nie naprawisz tego zwykłym pocałunkiem.
- Po prostu nie chce cię stracić. Ten pocałunek z Zoe nie miał dla mnie żadnego znaczenia. To nie było tak jak z tobą. Nie odepchnąłem jej, ponieważ się bałem. Nie chciałem aby zaczęła wypytywać dlaczego to zrobiłem. A co jeśli by doszła do wniosku, że to dlatego, ponieważ cię kocham? Zaczęłaby wszystkim rozpowiadać a ja nie jestem gotowy aby to przyznać. To dla mnie za wcześnie, Max.
Na moment zapadła cisza. Chłopak w okularach uważnie analizował słowa przyjaciela.
- Czy ty właśnie przyznałeś, że mnie kochasz? – zapytał nie pewnie. Stylesowi zaczęło serce szybciej walić.
- Wydaje mi się, że nie.
- A mnie się wydaje, że tak. – powiedział a jego usta rozciągnęły się w małym uśmieszku. – Powiedziałeś „A co jeśli by doszła do wniosku, że to dlatego, ponieważ cię kocham” .
Wtedy Harry zrozumiał, że te słowa naprawdę wypłynęły z jego ust. Wcale nie chciał tego powiedzieć. Po prostu tak wyszło. Na moment nastała cisza. Czy on naprawdę go kochał? Tego nie wiedział ale zdecydowanie był dla niego ważny a to już coś.
- Nadal nie jestem pewien co do ciebie czuje ale… to już mały krok na przód, prawda? – posłał mu rozbawione spojrzenie. – Czyli wybaczysz mi? Zrobię wszystko abyś zapomniał o tej ohydnej sytuacji.
- No wiesz… - Max podrapał się w kark. – Jakich filmów nienawidzisz?
- Horrorów. Są przerażające. – przyznał loczek a zaraz potem zdał sobie sprawę co jego przyjaciel kombinuje.
- A więc zapraszam cię do kina. Na super przerażający film. – powiedział ze śmiechem. – Chodź.
- Ty chyba sobie żartujesz… Max, proszę. – powiedział Harry jednak chłopak był nie ugięty. W końcu Styles stwierdził, że zasługuje na karę i poszedł za  swoim przyjacielem.
                                                                       ***
Liam tymczasem czekał przed domem Cathrin z kwiatami. Nie wiedział czy to coś zdziała ale miał nadzieje, że dziewczyna mu wybaczy jego chamskie zachowanie i zrozumie dlaczego musiał to zrobić. Chciał zapukać do drzwi ale otworzyły się i ujrzał w nich brunetkę z workiem śmieci. Gdy go zauważyła prychnęła pod nosem.
- Czego chcesz? – zapytała ostro.
- Porozmawiać. – odpowiedział bezproblemowo. – Mam kwiaty. – pomachał jej nimi przed oczami.
- Ojej! Liam Payne ma kwiaty! Cudownie! – powiedziała z ironią. – A wiesz co? – spojrzała na niego groźnie. – Ja mam gdzieś twoje kwiaty! Zraniłeś mnie! – krzyknęła i zaczęła go bić tym co miała pod ręką czyli workiem na śmieci.
- Zwariowałaś?!  - wydarł się chłopak. – Hej! Przestań! To nie jest zabawne! Ja też mam swoje uczucia!
- Jasne! Bo tylko uczucia Liama Payne są ważne! A moje to już nie? Nazwałeś mnie pustym plastikiem! – wrzeszczała nie przestając go walić. W końcu worek się przedziurawił i wszystkie śmieci wypadły z niego. Więc przestała go nim okładać. Nieco się nawet uspokoiła.
- O przepraszam bardzo! Nie nazwałem cię pustym plastikiem, tylko plastikiem. Bez „pusty”. – wytłumaczył się jednak pomyślał wtedy, że mógł zamilknąć. Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Nie denerwuj mnie. Błagam. – pogroziła mu palcem. - A teraz wynocha. Plastik nie chce cię już więcej widzieć.
Li wywrócił oczami.
- Chciałem ci wyjaśnić moje zachowanie.
Cat założyła ręce na klatkę piersiową.
- Proszę. Słucham. Wyjaśnij mi swoje szczeniackie zachowanie.
Payne ciężko westchnął. Od czego by tu zacząć?
- Chodzi o to, że… zachowałem się tak, ponieważ… lubię cię. Rozumiesz?
- Przepraszam bardzo ale jeśli kogoś się lubi to jest się dla tej osoby miłym. Chyba, ze coś przekręciłam?
- Tak to prawda. Ale jestem skomplikowany. Ja to odczuwam inaczej. – powiedział. Zdał sobie sprawę, że nieco pląta się w swojej wypowiedzi. Nie wiedział czy z tego wybrnie. – Dzięki tobie byłem lepszy. A nie mogłem pozwolić aby jakaś dziewczyna miała na mnie taki wpływ, rozumiesz? Lubię cię.
- Zachowałeś się jak skończony dzieciak, wiesz? – dziewczyna teraz mówiła już spokojnie. – Myślałam, że jesteś po prostu inny.
- Czy ty nie słyszałaś co ja przed chwilą powiedziałem?! – oburzył się chłopak.
- I widzisz? Znów zachowujesz się jak dzieciak. – wytknęła mu. Wtedy Payne rzucił jej kwiaty pod nogi i powiedział wściekłym tonem:
- Chrzań się! Jesteś nienormalna! Nie wiem jak mogłem pomyśleć, że ty… że my… - odwrócił się na pięcie i skierował się w kierunku furtki.
- Teraz jesteś mega dzieciakiem! – krzyknęła Cathrin chcąc go jeszcze bardziej wkurzyć jednak Liam nie zwracał uwagi na jej słowa.
                                                                       ***
Karen czekała na swojego chłopaka aż do 19:30 a on nadal się nie pojawiał. Siedziała właśnie sama w salonie i oglądała jakiś beznadziejny program. Pomyślała sobie, że może został u Evy na noc? W końcu on myślał, że ona wie, że z nią jest więc co go powstrzymywało? Nic. Wstała gwałtownie z kanapy i wyłączyła telewizor. Idzie do domu! Nie będzie tu siedzieć jak jakaś idiotka. Wtedy drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka, właściwie nie ktoś tylko Louis. Wyglądał na zmęczonego. Gdy zobaczył Karen nieco się zdziwił.
- Co ty tu robisz?
- Co ja tu robię?! Co ty tu robisz?! – wrzasnęła.
- To mój dom. – wyjaśnił jej spokojnym tonem.
- Och, rzeczywiście. – odpowiedziała nieco spokojniej. – Gdzie byłeś? – zadała mu kolejne pytanie.
- Byłem z Evą u lekarza. Rozchorowała się a nie miał jej kto zawieść. – wyjaśnił siadając na kanapie. – Jestem wykończony.
- I teraz będziesz zawoził ją za każdym razem gdy się pochoruje?! – zapytała głośnym tonem. – Miałeś opiekować się dzieckiem a nie ją! Jeśli to nie była sprawa związana z dzieckiem to dlaczego ją zawiozłeś do tego cholernego lekarza? I dlaczego to trwało tak długo?
- Eva nosi moje dziecko więc to logiczne, że powinienem o nią dbać. A trwało to tak długo bo tyle czekaliśmy na wyniki badań. To nie zależało od nas. Oboje byliśmy wykończeni. – powiedział z ciężkim westchnieniem.
- Wiesz co? Przyszłam tutaj aby się z tobą pogodzić ale tobie najwyraźniej odpowiada jak się kłócimy bo robisz wszystko aby mnie wkurzyć! – krzyknęła robiąc się prawie czerwona na twarzy ze złości. – Nawet nie poinformowałeś mnie, że idziesz z nią do lekarza! Skoro to tylko lekarz to dlaczego robisz z tego taką tajemnicę? A może wcale nie byliście u lekarza?
- Karen… - Louis starał się mówić spokojnie. – Uspokój się. Zachowujesz się jak wariatka. Nie poinformowałem cię, ponieważ nie muszę tego robić za każdym razem. Będzie  jeszcze wiele takich sytuacji gdzie będę musiał gdzieś jechać z Evą i nie będę miał czasu albo ochoty ci o tym mówić. Musisz mi zaufać, skarbie.
Karen jednak nie miała zamiaru się uspokoić. Dobrze, że nie było tutaj Evy bo rozszarpałaby ją gołymi rękami.
- Ufam tobie. Nie ufam jej. Ona tobą manipuluje. Zrobi wszystko aby nas rozdzielić. Wiesz co? Teraz mam wątpliwości czy to w ogóle twoje dziecko.
- Sugerujesz, że sobie to wymyśliła? – Lou aż wstał z kanapy. – Teraz przesadziłaś. Eva nie jest taka. Znam ją dłużej niż ciebie. To moja przyjaciółka.
- A czy ja sypiam ze swoimi przyjaciółmi albo się z nimi całuje? No chyba nie!
- Mam przypomnieć ci Harry’ego? To był twój najlepszy przyjaciel a całowałaś go dwa razy! – krzyknął Louis, którem także zaczęły puszczać nerwy.
- I będziesz mi to wypominać całe życie?!
- Z Evą tez to było dawno a cały czas muszę za to odpokutowywać. Nie wiesz kiedy czas odpuścić? Dać spokój?
Karen wtedy zamilkła i wzięła głęboki oddech. Louis miał rację. Powinna odpuścić. Dać spokój. Zachowywała się jak wariatka. Musi znać umiar.
- Masz rację. To nie ma sensu. – powiedziała.
- Cieszę się, że to zrozumiałaś. – odparł chłopak i chciał ją przytulić jednak dziewczyna odskoczyła od niego gwałtownie. Tommo posłał jej pytające spojrzenie.
- Ale ty Louis nie rozumiesz. – rzekła spokojnie. – Kłócimy się coraz częściej. Nie potrafimy dojść do porozumienia. Ja już nie pamiętam kiedy ostatni raz gadaliśmy normalnie. Póki będzie Eva i jej dziecko to się nie zmieni. A wiem, że nie zrezygnujesz ze swojego dziecka. Nawet rozumiem cię. Sama nie potrafiłabym zrezygnować. I nie zrezygnujesz ze mnie. Bo jesteś zbyt dobry. Dlatego ja postąpię mądrzej i to ja zrezygnuje z ciebie.
Louis nie wiedział czy dobrze usłyszał? Karen rezygnuje z niego? Znowu z nim zrywa?
- O czym ty mówisz? Dlaczego znów mi to robisz? – spytał przygryzając wargę.
- Bo tak będzie lepiej. Teraz zajmij się Evą i swoim dzieckiem. Ja czuje... , że ci zawadzam. Nawet pewnie tak jest ale nie powiesz mi tego, nie przyznasz się nawet przed samym sobą ale to prawda. W sierpniu, na ślubie twojej matki, jeśli nadal będziesz mnie kochał przyjdź na balkon. Ale teraz… to nie ma sensu. Louis, kocham cię i dlatego wiem, że podejmuje dobrą decyzję. – Karen dała mu całusa w policzek. – Do zobaczenia, skarbie. – dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i wyszła. A Louis usiadł załamany na kanapie pytając samego siebie „Dlaczego?”. Dlaczego gdy zawsze zaczyna się układać to wszystko nagle się pieprzy?
                                                                       KONIEC
U Laren wszystko było ładnie, pięknie więc postanowiłam, że przyda się trochę smutnych chwil. Dowiecie się czy Laren będzie razem właśnie na ślubie matki Louisa. To będą 2 ostatnie odcinki. Módlcie się aby poszło po waszej myśli bo mam taki mały zarys tej sceny. Nie wiem czy mi się uda i czy nie zawiodę was.
Końcówka następnego odcinka może was zaskoczy, może nie. Bo pojawi się postać, która zniknęła jakiś czas temu z opowiadania. Domyślacie się o kogo chodzi?
Strzelajcie, chce znać wasze typy.
Muszę wam się przyznać, ze tylko czekam aż zakończę to opowiadanie i zacznę pisać nowe. Może to tylko moje odczucie ale mam wrażenie, że jest nudne i trochę leje wody. Nie opuszczajcie mnie tylko ze względu, że ta historia robi się beznadziejna. Obiecuje, że następna będzie o wiele lepsza! Ja sama jestem z niej zadowolona co ja rzadko jestem zadowolona z tego co napiszę.
Także myślę, ze warto poczekać jeszcze te 10 odcinków. Bo za ten czas myślę, że zakończę to opowiadanie. Wiem, ze zżyliście się z tymi bohaterami – ja też. Kocham ich ale parę osób zaczyna mnie w nim wkurzać. Po prostu są albo zbyt nudni albo zbyt irytujący. Odnoszę takie wrażenie po prostu.
Dobra nie narzekam już! Czekam na komentarze!
+ możecie w pytaniach do bohaterów pytać także mnie :) jakie mam plany a propo tego co będzie dalej albo tego co ma się wydarzyć u bohaterów. A także odnośnie nowego blooga, jeśli ktoś jest bardzo ciekaw. 
Do zobaczenia x