Następnego
dnia Harry obudził się obok Maxa. Przytulał go od tyłu. Co się właściwie
wczoraj wydarzyło? Czy on się z nim przespał? Czy on się przespał z chłopakiem?
Jezu. Swój pierwszy raz zaliczył ze swoim najlepszym przyjacielem! Nie mógł w
to uwierzyć. Powoli otworzył oczy i z trudem przełknął ślinę. Chciał stąd uciec
i poukładać sobie to wszystko. Co go wczoraj napadło? Działał pod jakimś
impulsem bo inaczej nazwać się tego nie da.
Poczuł,
że jego przyjaciel zaczął się powoli budzić. Do bani. Nawet nie zdążył uciec.
Zaszyłby się w swoim pokoju i umarł z zażenowania. Dlaczego mimo że nie jest
gejem przespał się z chłopakiem? Czy Max tak na niego działał?
-
O, nie uciekłeś. – powiedział Max odwracając się w jego stronę z uśmiechem.
-
Dlaczego miałbym uciec? – zapytał nie pewnie przygryzając wargę. On jest taki
szczęśliwy. Nie może mu teraz powiedzieć, że nie jest pewien co do niego czuje.
Max go kochał. Wiedział o tym. Ale to jeszcze pogarszało całą sprawę.
-
Mogłeś zdać sobie sprawę, że to był błąd albo, że nic do mnie nie czujesz. –
rzekł głaszcząc dłonią jego policzek. Harry z trudem przełknął ślinę. Max
myśli, że on coś do niego czuje. Jezu. Gorzej być nie mogło.
-
No co ty. – Harry zdobył się na wymuszony uśmiech. – Czułbym się jak dziwka
gdybym przespał się z tobą i nie był pewien czy… mi na tobie zależy.
Bał
się, że zaraz Max zacznie gadać, że są parą.
-
Wszystko w porządku? Wyglądasz dziwnie. – chłopak przyjrzał się Harry’emu
uważnie. – Jesteś jakby… zestresowany?
-
Leże kompletnie nagi po seksie z moim najlepszym przyjacielem. Chyba mogę się
czuć trochę nie swojo, prawda? –
powiedział spokojnym tonem. Max kiwnął głową. Naprawdę rozumiał go. Dla niego
też ta sytuacja była mega dziwna i niedorzeczna.
-
Nie bój się. To, że się ze sobą przespaliśmy nie oznacza, że musimy od razu ze
sobą chodzić. Ale miło by było gdybyś wreszcie zdeklarował co konkretnie do
mnie czujesz o ile cokolwiek do mnie czujesz.
-
Jasne tylko… potrzebuje trochę czasu. – powiedział patrząc mu prosto w oczy. –
Jeśli byś mógł to… nie wspominaj o tym na razie nikomu. Louis naśmiewałby się
ze mnie do końca życia.
-
Nie ma sprawy.
W
tym momencie do pokoju ktoś wszedł. Harry cicho krzyknął i schował się pod
kołdrę. Okazało się, że to mama Maxa, która wróciła z przyjęcia. Spojrzała na
swojego syna unosząc lekko brwi.
-
Słyszałam chyba jakąś rozmowę… - zaczęła rozglądać się uważnie po pokoju.
-
Mówiłem sam do siebie. – powiedział z walącym szybko sercem.
-
A gdzie Harry? Chyba miał u ciebie nocować? – wtedy kobieta podeszła bliżej
łóżka. – Czy ktoś tu jest? Max, przyprowadzasz pod naszą nie obecność
dziewczyny?
-
A nie mogę? Wasz syn, serio, też ma jakieś potrzeby.
-
W porządku. – machnęła nie dbale ręką. – W sumie… nie miałeś tak długo
dziewczyny, że bałam się, że jesteś gejem. – roześmiała się nerwowo. – Takie
głupie myśli, synuś. Przepraszam.
Kobieta
chciała wyjść z pokoju gdy zauważyła ubrania Harry’ego na podłodze. Zmarszczyła
brwi. Jej syn na pewno nie ubierał się w czarne rurki dziurawe na kolanach i
koszule w kratkę. No i to były męskie rzeczy! Przez moment nie mogła oddychać.
Oparła się o drzwi.
-
Bo wiesz… Harry został na noc … a on lubi spać nago, prawda Harry? – Max starał
się jakoś to szybko wytłumaczyć. Loczek kompletnie zawstydzony nie śmiał wyjść
spod kołdry więc powiedział nadal zakryty:
-
Tak pani Green.
-
Jezus Maryja. – westchnęła ledwo stojąc na nogach. – Powiedz mi synuś, że wy
nie…
Max
parsknął śmiechem chodź naprawdę miał ochotę się rozpłakać i zacząć walić głową
o ścianę.
-
Mamo błagam. Nie jestem gejem a Harry to tylko przyjaciel. Gdzie miał spać? Na
podłodze?
-
I lepiej żeby to była prawda. – powiedziała kobieta i wyszła z pokoju. Minęło
parę minut nim Harry w końcu się odkrył. Wstał z łóżka i zaczął się ubierać.
-
Tylko przyjaciel? – spojrzał na niego unosząc jedną brew.
-
Przepraszam, że nie powiedziałem mojej mamie, ze ostro bzykaliśmy się w nocy. –
odpowiedział Max wywracając oczami. Hazz zachichotał cicho.
-
To takie dziwne. Daj mi to przemyśleć, co?
Max
kiwnął głową.
-
Masz tyle czasu ile potrzebujesz.
Harry
posłał mu wdzięczne spojrzenie.
***
-
No co ty mówisz… Jezus święty… a niech ich piorun strzeli. – mówił Louis
chodząc po salonie w te i we w te
rozmawiając z kimś przez telefon od jakiś 15 minut. Niall jadł popcorn i
oglądał telewizję a Zayn siedział z laptopem i kłócił się na twitterze z jakimś
gościem, który obraził jego fryzurę. W końcu Lou zakończył rozmowę i schował
telefon do kieszeni. Usiadł na łóżku zniesmaczony całą sytuacją.
-
Ja czy ty? – Zayn spojrzał na Niallera.
-
Mogę być ja. – zgodził się łaskawie. – A więc o co chodzi drogi Louisie
Tomlinsonie.
Ten
ciężko westchnął.
-
Wyobraźcie sobie, że rozkopali park! I prace potrwają przynajmniej do sierpnia.
-
Nasze życie naprawdę jest takie nudne, ze musimy się przejmować rozkopanym
parkiem? – westchnął Malik.
-
Ale w parku moja matka miała wziąć ślub! Musi zostać przełożony na sierpień.
-
Powinieneś się cieszyć. Ty i Karen macie więcej czasu na zorganizowanie go. –
powiedział Niall a Louis kiwnął głowa. W sumie racja. Jego matka jest bardzo wymagająca
i przyjdzie jej do głowy miliony różnych dziwnych pomysłów. Muszą przynajmniej
mieć czas z Karen aby połowę z nich wybić z głowy Christinie.
Tymczasem
z góry zszedł Liam. Dzisiaj kolejny raz musiał iść do stołówki. Miał tego
dosyć. Nienawidził tam chodzić. To była ostatnia rzecz, którą chciał robić.
-
A gdzie garnitur? Może trafi się jakaś seksowna bezdomna. – powiedział Lou
chichocząc.
-
Zamknij się. – warknął Li. – Odwalę tą robotę i wrócę do mojego starego życia.
-
Mogłeś nie ćpać. – przypomniał mu Zayn.
-
Nie. Ćpałem. Tępy. Ośle. – powiedział przez zaciśnięte zęby. – No przynajmniej
przez ostatnie 3 miesiące. Staram się to rzucić. Nie rozumiem dlaczego muszę
odpokutowywać za dawne błędy.
-
Taka wola boża. – stwierdził Niall wgapiony w telewizor. – „Nie uciekniesz
przed własnymi błędami. Zawsze cię dościgną. A więc stań i staw im czoło” –
zacytował a właściwie udał, że cytuje biblię.
-Zostań księdzem. – odpowiedział ostrym tonem
Liam i otworzył drzwi. W przejściu minął się z Harry’m, który wyglądał jakby
nie spał całą noc. W sumie tak było. Nad ranem się dopiero zdrzemnął.
-Stary,
a tobie co się stało? – spytał ze śmiechem Louis. Hazz wzruszył ramionami. Nie
chciał w tym momencie z nikim rozmawiać. Miał ochotę położyć się do łóżka i już
nigdy nie wstawać. – Gdzieś ty w ogóle był całą noc?
-
Jak to gdzie był? U Maxa! – wykrzyknął Niall a Zayn szturchnął go w ramię.
-
No i co z tego? – obruszył się Harry. Miał wrażenie, ze wszyscy wokół wiedzą co między nimi zaszło. –
Jesteśmy tylko kumplami, racja? A kumple mogą od czasu do czasu u siebie
nocować i to nie musi nic znaczyć, prawda? Więc w moim przypadku było tak samo.
Nic nie robiliśmy prócz picia piwa i rozmawiania. I wybijcie sobie te zboczone
myśli z głowy. Jesteście chorzy. Leczcie się! – krzyknął loczek i wbiegł po
schodach na górę.
-
Przecież nawet nic nie powiedziałem… - Lou patrzył się zdezorientowany na schody po których wszedł Harry. – Co mu się
stało?
Niall
i Zayn wzruszyli ramionami.
-
To Harry. Jego nikt nie zrozumie. – odparł w końcu blondyn.
***
Liam
dzisiaj miał za zadanie roznosić jedzenie. To było o wiele lepsze od obierania
ziemniaków czy krojenia cebuli. Gdy szedł z miską zupy potknął się i wywalił.
Cała zawartość miski została rozlana. Li zaczął głośno przeklinać a wszyscy
ludzie spojrzeli na niego jak na idiotę. Wtedy podeszła do niego jego
„koleżanka” z pracy i podała mu mopa. Payne miał ochotę powiedzieć „Wsadź sobie
tego mopa” ale się powstrzymał. Kłótnie były mu nie potrzebne. Sean równie
dobrze mógł kazać mu chodzić tutaj za karę dłużej.
-
Jesteś nowy? – zapytał jakiś staruszek, który siedział na krzesełku.
-
Tak a co? – warknął Li.
-
Zauważyłem.
-
Po czym? – zdziwił się i na chwilę przerwał swoją pracę.
-
Po tym jak mnie popchnąłeś i nazwałeś staruchem.
Wtedy
Liamowi się przypomniało, że to on był tym staruszkiem, którego popchnął w
wejściu. Był wtedy zły na cały świat i mężczyzna powinien dziękować, że nie
przyłożył mu w twarz.
-
Miałem gorszy dzień. – wyjaśnił i powrócił do wycierania podłogi.
-
Wydaje mi się, ze skądś cię kojarzę. Nie jesteś czasem kimś sławnym? – zmierzył
go wzrokiem.
-
Liam Payne we własnej osobie. I tak jestem sławny. Gram w zespole One
direction.
-
Nie kojarzę. Musicie być albo bardzo nowym zespołem albo już się rozpadliście.
-
Nie rozpadliśmy się i jesteśmy zespołem jakieś … - zastanowił się przez moment.
– 3 lata.
-
Mógłbym wiedzieć dlaczego tutaj jesteś?
Liam
ciężko westchnął. Nie miał ochoty tłumaczyć się jakiemuś obcemu mężczyźnie. W
dodatku nigdy więcej go już nie spotka więc dlaczego miałby być dla niego miły?
Ale ten staruszek może na niego naskarżyć więc starał się mówić jak
najspokojniejszym tonem:
-
Brałem narkotyki kiedyś ale teraz z tym skończyłem. Niestety, wszystkie gazety
wzięły mnie za narkomana i muszę odbudować swój wizerunek. – odpowiedział
ciężko wzdychając.
-
I tylko dlatego tu pracujesz? Aby odbudować swój wizerunek? – zapytał
staruszek. Li wywrócił oczami. Nie chciał aby jakiś bezdomny prawił mu morały.
-
Nie wiesz jak to jest. Show biznes to ciężki orzech. Na pewno pracowałeś na
budowie zwolnili cię i znalazłeś się na ulicy.
-
Mylisz się. Kiedyś też należałem do zespołu z trójką moich innych kumpli.
Nazywaliśmy się Wild Dance. Nie byliśmy tak popularni jak pewnie wy jesteście
ale mieliśmy swoich wiernych fanów.
Liam
usiadł na krzesełku obok staruszka. Naprawdę nie spodziewał się, że taki ktoś
jak on też kiedyś mógł grać koncerty a dziewczyny piszczały na jego widok.
-
Naprawdę? Ale jak to się stało, że trafiłeś tutaj?
-
Po 7 latach zaczęły się kłótnie. Wprawdzie wszyscy gwiazdorzyliśmy ale ja
najbardziej. Uważałem się za kogoś lepszego od reszty. Może dlatego, ze miałem
najlepszy głos i dostawałem najwięcej solówek? Nie wiem. W każdym razie dużo
imprezowałem, brałem narkotyków i w końcu gazety zaczęły o tym pisać robiąc ze
mnie puszczalskiego narkomana. Coraz mniej fanek zaczęło przychodzić na nasze
koncerty i reszta obwiniała mnie. No cóż, nie mogłem dłużej tego wytrzymać i
odszedłem i z czasem reszta też. Może gdybym był lepszy, może gdybym zatrzymał
przy sobie Mary…
-
Mary? Kto to był? – Liam uniósł brwi zaskoczony.
-
Najpiękniejsza i najmądrzejsza dziewczyna na całym świecie. Przynajmniej dla
mnie. Ale zrozumiałem to za późno. Była moją najlepszą przyjaciółką jeszcze
zanim stałem się sławny a później wspierała mnie. Zdałem sobie sprawę, że ją
kocham. A może mi się tak wydawało? W każdym razie staliśmy się parą. Ale
wszystko zniszczyłem moim zachowaniem. Wracałem późno do domu, często na nią
krzyczałem. A ona została. Mimo tego, że zachowywałem się jak kompletny dupek.
Była przy mnie bo mnie kochała bardziej
niż ktokolwiek mógłby sobie pomyśleć.
-
Skoro mimo wszystko została z tobą to… dlaczego ostatecznie odeszła? – Liam nie
mógł tego zrozumieć. Staruszek ciężko westchnął.
-
Kiedy imprezowałem i brałem narkotyki sypiałem z różnymi dziewczynami. Z jedną
z nich mnie nakryła i tego było dla niej za wiele. Najgorsze było to, że nawet
ją nie przeprosiłem. Nawet mi ulżyło, że w końcu dała sobie ze mną spokój i
odeszła. Bo nie chciałem jej ranić. Była cudowna. Zrozumiałem to po tym jak ją
zdradziłem. I pomyślałem, że najlepszym wyjściem byłoby po prostu dać jej
odejść. Nic innego nie mogłem zrobić. Wtedy nie wierzyłem, że mókłbym się
zmienić. Zresztą, nawet nie chciałem. Takie
życie mi pasowało. Zastanawiam się tylko co teraz robi… czy kogoś ma? A może
już nie żyje? Naprawdę nie mam pojęcia. I co noc się nad tym zastanawiam. Mam
nadzieje, że jest szczęśliwa.
Staruszek
zakończył swoją opowieść a Liam pomyślał, że zaraz się rozpłacze. Jego opowieść
była tak prawdziwa i taka smutna, że przygryzł wargę aby nie wybuchnąć płaczem.
I tak się skończyło cudowne życie tego mężczyzny. Ale on jest młody i może
jeszcze wszystko naprawić.
-
Pójdę już. Wołają mnie. – Payne wstał z krzesełka chodź wcale nikt go nie
wołał. Gdy był w połowie drogi odwrócił się i spojrzał na staruszka. – Wie pan
co? Kiedy czegoś bardzo pragniemy to, to w końcu dostajemy. I jestem pewien, że
Mary jest teraz szczęśliwa.
Mężczyzna
posłał mu lekki uśmiech a Li odwrócił się i wrócił do pracy. Głowę miał tak
zaprzątnięta myślami o tym staruszku, że nawet zapomniał narzekać.
***
Karen
od rana bolała głowa a w domu nie było
kompletnie żadnych leków od bólu. Chcąc nie chcąc musiała się udać do apteki. W
wejściu zderzyła się z jakąś osobą, powiedziała „przepraszam” i chciała iść
dalej ale ta osoba najwyraźniej ją znała, ponieważ powiedziała:
-
Karen? Cześć. Dawno się nie widziałyśmy. – rzekła Eva, która zdecydowanie
udawała radość ze spotkania dziewczyny. Karen aż drgnęła. Zdecydowanie nie
miała ochoty kolejny raz jej spotykać.
-
Cześć. Rzeczywiście dawno się nie widziałyśmy. – odpowiedziała uważnie jej się
przyglądając. Właściwie nic się nie zmieniła. No może trochę włosy jej urosły i
jakby zmieniła ich kolor. Ale po za tym to ta sama suka, którą zapamiętała.
-
Wiesz chyba muszę zrezygnować z bycia choreografką chłopaków. Możesz się
cieszyć. – powiedziała wesoło.
-
Czemu? – zdziwiła się. Przecież Eva za punkt 1 w swoim życiu obrała sobie, że
zabierze jej Louisa i nagle chce zrezygnować ze swojej misji? Niedoczekanie.
-
Jestem w ciąży. – odparła jak gdyby nigdy nic. Karen zakrztusiła się własną
śliną. Eva w ciąży?! Ale z kim? Kiedy to się stało? Co zamierza teraz zrobić?
Jak taka wredna jędza może wychowywać dziecko? Pytania cisnęły jej się do głowy
jedno za drugim.
-
W ciąży? – zapytała najbardziej zaskoczonym tonem jakiego kiedykolwiek użyła.
-
Życie płata nam figle. Ale pogodziłam się już z tym. Na początku płakałam
prawie tydzień ale teraz jest już w porządku. Mam parę dobrych przyjaciółek i
pomogą mi.
-
Cieszę się. – przyznała Karen i mówiła szczerze. Nikt nie zasłużył aby zostać z
dzieckiem sam. Nawet taki ktoś jak Eva. – A… tatuś nie zaopiekuje się własnym
dzieckiem?
-
Tatuś na swoją karierę, swój zespół, własne życie. Nie chce mu przeszkadzać.
-
Zespół? – zdziwiła się dziewczyna. – Eva… kto jest ojcem tego dziecka?
-
Nie ważne. To nie ma znaczenia. On nie powinien się nigdy dowiedzieć. Dam sobie
radę sama. – dziewczyna chciała odejść ale Karen zagrodziła jej drogę.
-
Muszę wiedzieć. Powiedz mi. Czy to ktoś z One direction?
Eva
nie odpowiedziała tylko ciężko westchnęła. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
-
Jezu… - wyrwało się tylko Karen. – To Louis, co? – była prawie pewna, że taka
jest odpowiedź. Eva kolejny raz chciała odejść ale dziewczyna jej nie dała. –
Muszę poznać prawdę. Proszę, powiedz mi. Czy to Louis jest ojcem tego dziecka?
Wiem, że kiedyś spaliście ze sobą.
-
Ale to było kiedyś. –zaznaczyła Eva. – I to nie jest Louis. Masz rację to ktoś
z One direction ale nie Louis.
-
W takim razie kto? Eva, to moi przyjaciele muszę wiedzieć. Nie dam ci stąd
odejść dopóki mi nie powiesz. – Karen była bardzo stanowcza. Dziewczyna
pomyślała, że nie da jej rady i musi w końcu powiedzieć prawdę. Ale czy na
pewno?
-
To się stało raz i bez zobowiązań.
-
Kto. To. Jest?
Eva
wywróciła oczami i wzięła głęboki oddech. Niall, Liam, Harry czy Zayn?
-
Harry. – odpowiedziała szybko. – Teraz mogę iść?
-
Harry? – Karen prawie to wykrzyknęła. – Spałaś z Harry’m? Ale on chyba chodzi z
Zooey? Dlaczego z nim spałaś?
-
To się stało raz. Proszę nie mów mu. On chodzi z jakąś tam Zoe i na pewno jest
z nią szczęśliwy. Nie komplikuj chłopakowi życia. To go zniszczy.
To
były ostatnie słowa Evy zanim odeszła. Karen stała nie ruszając się. Harry jest
ojcem dziecka Evy, Harry jest ojcem dziecka Evy… te słowa huczały jej w głowie,
że aż zapomniała o bólu. Odwróciła się na piecie i ostatecznie nie poszła do
apteki. Musi z nim porozmawiać. On nie może żyć w nie wiedzy. Nie mówiąc mu tak
jakby go okłamywała a miała dosyć kłamstw.
***
Liam
po pracy w stołówce skierował się w stronę domu. Cały czas myślał o tym staruszku
i o tym co powiedział mu o Mary, jego zespole, tym że imprezował, ćpał…
przecież on prawie zachowywał się tak samo tyle, ze nie miał swojej Mary. Ale
też uważał się za lepszego w zespole. Nie chciał aby to ich doprowadziło do
ruiny. Musiał to jakoś naprawić. Nie wiedział tylko od czego ma zacząć?
Przystanął na moment i zaczął gorączkowo myśleć. Co powinien teraz zrobić?
Nagle
wpadł na pomysł. Wprawdzie był trochę szalony ale kto nie ryzykuje ten nie
zyskuje. Odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie. Po kilku minutach drogi
doszedł przed dosyć duży dom wykonany z cegieł. Otworzył furtkę i nie pewnym
krokiem wszedł krótkimi schodami pod drzwi. Czy to jest dobra decyzja? Nie
wiedział tego ale musi spróbować aby się dowiedzieć. Jak nie wyjdzie to trudno.
Nie będzie chociaż żałował, że tego nie zrobił. Zadzwonił dzwonkiem i odczekał
kilka sekund nim otworzyła mu Cathrin.
-
Liam? Co ty tu robisz?
-
Muszę cię o coś zapytać. – powiedział szybko. Cat chciała coś powiedzieć ale
chłopak nie dał jej dojść do głosu. – Czy pójdziesz ze mną na randkę?
Dziewczyna
najpierw musiała sobie przyswoić to co przed chwilą powiedział. Czy on ją
właśnie… zaprosił na randkę? Liam Payne? Jej największy wróg? Nie mogła w to
uwierzyć!
-
Ty tak serio czy żartujesz? – spytała ostrym tonem zakładając ręce na klatce
piersiowej.
-
Nie dla żartów robię z siebie kretyna. – odparł wywracając oczami. Cathrin
spojrzała na niego groźnie.
-
Uważasz, że umawiając się ze mną na randkę zrobisz z siebie kretyna?
-
Och nie o to mi chodziło. Dobrze wiesz.
-
Właśnie nie wiem. – dziewczyna droczyła się z nim zawzięcie dalej.
-
To idziesz na tą randkę czy nie?
Cat
udała, ze się zastanawia.
-
Musiałabym zrobić listę za i przeciw.
Li
wywrócił oczami.
-
Próbowałem. Nie to nie. Na razie.
Payne
zszedł po schodach na dół i zaczął iść ścieżką w stronę furtki. Wtedy Cathrin
roześmiała się i powiedziała:
-
Panie obrażalski! – Liam spojrzał na nią i miał się odgryźć ale dodała: - To
jutro po szkole w pizzerii! - Po tych
słowach zamknęła drzwi. Liam wywrócił oczami. Ta dziewczyna to zdecydowanie
ciężki przypadek.
***
Max
od godziny zastanawiał się czy odwiedzić Harry’ego. Chodził we te i we w te po
chodniku i myślał czy to będzie dobry pomysł. Cholera! Przecież nie był jakimś
desperatem po prostu chciał go zobaczyć to nic złego, prawda? Ale z drugiej
strony obiecał, że da mu trochę czasu aby sobie to wszystko przemyślał. Dobra
koniec przemyśleń. Postanowione. Wróci do domu i będzie czekał aż Harry się
odezwie, co najwyżej będą sobie mówić w szkole „cześć”. Nie będzie się narzucać
jeśli Hazz sobie tego nie życzy. Odwrócił się na pięcie i zderzył się z kimś.
-
Max? – zapytała Karen wyraźnie zaskoczona. – Co ty tu robisz? Byłeś u
Harry’ego?
-
Co? – chłopak powiedział prawie z piskiem. – Wcale nie byłem u Harry’ego. W tym
domu nie mieszka tylko Harry. Mogłem być u Zayn’a albo Nialla. Też ich lubię.
Harry to nie jedyna osoba na ziemi. – dodał z walącym sercem. Cholera, miał
wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą co
zaszło między nim a loczkiem. To było dobijające. Ta ciągła nie pewność i
dziwne spojrzenia.
-
Nie wiem jak to powiedzieć Harry’emu. - zaczęła Karen. – I czy w ogóle mu to
mówić.
-
Ale co? – spytał wyraźnie zaniepokojony. Bał się, że stało się coś strasznego.
I w sumie stało się. Dla niego.
-
Spotkałam dzisiaj Eve… - zaczęła dziewczyna biorąc głęboki oddech. – Okazało
się, że jest w ciąży.
-
I co ma do tego Harry? – Max nadal nie rozumiał a potem o mało nie zachłysnął
się powietrzem. Serce zaczęło mu szybciej walić. Jezu. To nie może być prawda.
Nie może. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że … - urwał.
-
Eva tak twierdzi. I nie wiem co mam zrobić… powiedzieć mu czy nie? Jak będzie
lepiej?
W
Maxie zaczęła wzbierać się złość. Przecież wyraźnie Harry mu wczoraj
powiedział, że jeszcze nigdy z nikim nie spał. „Miałem złudną nadzieje, że
byłem pierwszy”. – pomyślał smutno.
-
Ułatwię ci to. Ja mu to powiem. – oznajmił z satysfakcją i zaczął szybkim
krokiem iść w kierunku domu One direction. Karen pobiegła za chłopakiem mówiąc
aby zrobił to delikatnie. – Jasne, jasne. Bez obaw. Potrafię być bardzo delikatny. – syknął przez zaciśnięte
zęby. Miał ochotę przyłożyć Harry’emu.
Gdy
otworzył drzwi zamknął je z trzaskiem tuż przed Karen. Dziewczyna weszła nieco
przerażona za Maxem. Nie miała pojęcia dlaczego był taki wściekły?
Harry
leżał na kanapie i bezmyślnie przewijał kanały. Nie chciał ale myślał o Maxie.
Zastanawiał się co teraz robi? Nawet złapał się na tym, że wybierał do niego
numer ale szybko rezygnował. Musi to sobie wszystko poukładać. Oni oboje muszą.
-
Powitajmy tatusia roku! – krzyknął chłopak w okularach wchodząc do
pomieszczenia. Hazz aż drgnął.
-
O! Max. – powiedział z dziwną radością w głosie. – Już się stęskniłeś… - urwał
widząc Karen, która szła za chłopakiem. – Siema Karen. – pomachał jej lekko.
-
Max, mówiłam delikatniej… - szepnęła do niego dziewczyna. Chłopak jednak
zbytnio się tym nie przejął.
-
Dlaczego delikatniej? Przecież to radosna nowina! Dziecko to zawsze szczęśliwa
wiadomość! – wykrzyknął Max z udawaną radością chodź w środku miał ochotę
płakać. Dlaczego to zawsze spotyka jego? Myślał, ze w końcu ma szansę być z
Harry’m a tu przychodzi taka Eva i wszystko niszczy… dlaczego… czym sobie na to
zasłużył? Teraz Hazz zajmie się dzieckiem i nie będzie miał czasu na
zastanawianie się czy jest gejem czy nie.
-
Jakie dziecko? Kto ma dziecko? – zdziwił się Harry. Max chciał krzyknąć „No ty
idioto!” ale Karen chyba to wyczuła bo zatkała mu dłonią usta. Gdy kujon się
uspokoił zajęła miejsce obok Stylesa. Wzięła głęboki oddech i dotknęła jego
ramienia.
-
Spotkałam dzisiaj Eve koło apteki. Powiedziała, że …no wiesz… jest w ciąży.
Harry’ego
najwyraźniej zatkało. Gapił się to na Karen to na Maxa jakby nie mogąc uwierzyć
w to co usłyszał.
-
To ty lubisz seks bez zobowiązań, co? – Max posłał Harry’emu wściekłe
spojrzenie a ten spłonął rumieńcem. – Ale wiesz co jest najgorsze? Że kłamałeś.
Miałeś kogoś przede … ehem. Miałeś kogoś wcześniej. I nie mogłeś mi po prostu
powiedzieć?
Hazz
bał się, że Max zbyt dużo powie przed Karen i ta domyśli się co ich łączy.
-
W porządku. – loczek kiwnął głową. – Możemy jej od czasu do czasu pomagać, nie?
Będę zabawowym wujkiem!
-
Raczej ojcem. – prychnąłem pod nosem Max. Karen posłała mu złowrogie
spojrzenie.
-
Jak to ojcem? – zdziwił się Hazz.
-
Normalnie. Bzyknąłeś ją robiąc jej tym bachora to teraz jesteś ojcem. –
odpowiedział ostrym tonem Max. – Może powiesz jaka była w łóżku? Lepsza od
osoby której imienia nie mogę wymówić? No proszę. Oceń. W skali od 1 do 10. Ile
dajesz Evie a ile… tej drugiej osobie.
Harry
patrzył się na niego oniemiały. Karen tymczasem miała ochotę udusić Maxa. Miał
być delikatny a on jest najbardziej ostrym jak tylko można być. Pomyślala, że
może jest zły bo zazdrości Harry’emu rodzicielstwa?
-
Jezu Max nie wiem jaka Eva jest w łóżku. – odpowiedział spokojnie loczek.
-
Przestań udawać i wyduś to z siebie. – powiedział robiąc się coraz bardziej
wściekły. – Albo wiesz co? Mam to w dupie. Jesteś pieprzonym tchórzem i kłamcą.
Chrzanie cię.
Max
odwrócił się i skierował w stronę drzwi. Teraz Karen była kompletnie skołowana.
O co im chodziło? Dlaczego Max się tak zachowywał? Chyba mieli z Harry’m jakąś
tajemnicę o której ona nie wiedziała. Ale do głowy nawet by jej nie przyszło
jaką. Tymczasem Hazz nie mógł pozwolić tak odejść Maxowi. Zależało mu a nim.
Jak przyjacielowi ale zależało.
-
Musiałbym najpierw spać z Evą aby ocenić jaka jest w łóżku! – krzyknął Hazz. –
Max wracaj tutaj! Słyszysz? Nie spałem z Evą!
Kujon
zmarszczył brwi i puścił klamkę. Zrobił tył w zwrot i wrócił do salonu. Karen
siedziała na kanapie wyraźnie zaskoczona.
-
Jesteś pewien, że z nią nie spałeś? Nawet po pijaku? – zapytała dziewczyna.
-
Karen, skarbie, nie upiłem się od 5 miesięcy. – odparł Hazz rozbawionym tonem.
– Już prawie zapomniałem jak to jest być pijanym.
-
Ale jesteś tego 100 % pewnym? – Karen nadal nie dawała spokoju. Harry dotknął
jej ramienia i kiwnął głową.
-
Pewnym jak niczego innego. – ukradkiem oka zobaczył jak nastrój Maxowi wyraźnie
się poprawił i uśmiechnął się pod nosem.
-
Więc dlaczego powiedziała, ze jesteś ojcem jej dziecka? – dziewczyna nie mogła
tego pojąć. – Mówiła, że to ktoś z One direction…
-
Może to Liam? On z wszystkimi sypia. – stwierdził Harry wzruszając ramionami.
-
Właśnie. Harry jest odpowiedzialny i stwierdziła, ze będzie lepszym ojcem. –
powiedział Max. „Odpowiedzialny” jak to zabrzmiało z jego ust. Hazz poczuł się
o wiele lepiej gdy pomyślał jakie zdanie ma o nim Max. Karen nadal siedziała na
kanapie nie ruszając się. W końcu wstała i powiedziała, ze musi gdzieś iść. Coś
tu jej nie pasowało. Dlaczego Eva miałaby kłamać? Wszyscy byli bogaci. A skoro
Liam był jak dziecko to chyba nawet lepiej. I tak nie chciała aby wychowywał
swojego syna. Nie, nie. Tu musiało chodzić o coś innego.
Gdy
zostali sami Harry spojrzał na Maxa z ciężkim westchnieniem i pokręcił głową.
-
Oj Max, Max. Co ja z tobą mam? Najpierw mówisz, że mnie kochasz a następnego
dnia nazywasz pieprzonym tchórzem i kłamcą.
-
Od miłości do nienawiści droga najkrótsza. – rzekł wesoło. – Serio byłem twoim
pierwszym?
-
Wczoraj ci to już mówiłem. – zaznaczył loczek. – Max. Na drugi raz po prostu mi
zaufaj, okej? Nie ważne kto co powie.
-
Masz rację. Za bardzo się uniosłem ale… nie mógłbym znieść myśli, że ty mógłbyś
mnie okłamać i to w takiej sprawie.
-
Max, czy ja cię kiedykolwiek okłamałem?
Chłopak
potrzasnął głową. Harry zawsze był z nim szczery. Co nieczęsto się zdarza w
tych czasach.
-
Dobra na drugi raz na bank ci zaufam. A teraz pójdę już. Cześć.
-
Do zobaczenia jutro w szkole! – rzucił na odchodne. Nie prosił go aby z nim
został, ponieważ to by było dziwne siedzieć w jednym pokoju po tym co się
stało. I jeszcze mogłoby to się powtórzyć. Nie na pewno nie chciał dopuścić do
takiej sytuacji.
***
Karen
od jakiegoś czasu chodziła pustymi londyńskimi ulicami. Co powinna zrobić?
Gdzie iść? No cóż, bardzo dobrze wiedziała ale bała się tego co usłyszy. A może
po prostu przesadza? Zawsze miała zbyt wybuja wyobraźnię. Nie może się tak
wszystkim przejmować. Musi zaufać sobie. Tylko problem w tym, że serce mówiło jej
co innego i rozum też. W końcu po wielu dylematach zadzwoniła dzwonkiem u
drzwi. Od prawie godziny kręciła się koło tego domu. Powinna stawić czoła
problemom. Nie może przed nimi uciekać w nieskończoność.
-
To nie jest dziecko Harry’ego. – stwierdziła Karen gdy Eva jej otworzyła drzwi.
– Więc do cholery czyje?
-
Może wejdziesz? Porozmawiamy.
-
Nie. – warknęła ostro brunetka. – Masz mi powiedzieć tu i teraz. Czyje. To.
Dziecko?
-
Karen nie chciałam cię martwić. Nie mam 100 % pewności…
-
A spałaś z kimś po za tą osobą z One direction, która nie jest Harry’m?
-
Raczej nie. – potrzasnęła głową. W jej spojrzeniu naprawdę malował się smutek i
Karen miała wrażenie, że Evie pierwszy raz w życiu jest przykro. Tak na serio.
Karen zaczęła się prawie trząść, chodź nie było zimno.
-
Liam nie jest zbytnio odpowiedzialny ale da sobie radę w roli ojca…
-
To nie Liam. – przerwała jej szybko Eva.
-
Okej a wiec Niall? Nie sądzę aby zdradził Juliette ale może mieli kryzys o
którym nic nie wiedziałam…
-
Karen, to też nie Niall. – powiedziała spokojnie Eva. Do oczu Karen zaczęły
napływać łzy. Było jej tak cholernie smutno. Chciała walić głową w ścianę a właściwie
walnąć o ścianę głową Evy.
-
Powiedz, że to Zayn. Błagam powiedz to. – nalegała brunetka jednak mina dziewczyny
mówiła wszystko. To nie był Zayn. Karen
przetarła rękawem oczy. Dlaczego to spotyka właśnie ją? I to pierwszy raz gdy w
końcu ma szansę być szczęśliwa.
-
Myślę, ze już obie wiemy kto to. – rzekła Eva. – Wiem, ze jesteście razem od
jakiegoś czasu i pocieszę cie, że to nie stało się gdy byliście razem tylko
wcześniej. Louis był po prostu załamany psychicznie i… stało się. Nie
pomyśleliśmy aby się zabezpieczyć. Popełniliśmy błąd. Teraz będziemy za niego
płacić.
-
Ty dziwko! – warknęła Karen i popchnęła dosyć mocno Eve tak, że dziewczyna o
mało nie upadła. – Nie obchodzi mnie, że puszczasz się z połową Londynu. Louisa
mogłaś zostawić w spokoju!
-
Przepraszam bardzo co? Nazywasz mnie dziwką? To nie ja zdradziłam go z Harry’m…
-
Pierdol się. – powiedziała Karen.
-
Zerwaliście wtedy. Nie możesz mieć tego za złe ani mnie ani jemu. –powiedziała
Eva z cwanym uśmieszkiem. – I to nie jest moja wina, że jak mnie widzi to sam
wskakuje mi do łóżka…
W
tym momencie Karen uderzyła z całej siły Eve w twarz tak, ze aż jej poleciała
krew z nosa. Dziewczyna zamknęła jej przed nosem drzwi. Karen cała się trzęsła
i z trudem łapała powietrze. Całe życie jej legło w gruzach podczas jeden
sekundy. Wyszła na chodnik i przysiadła na krawędzi. Z jej oczu zaczęły płynąc łzy,
jedna za drugą. W końcu rozpłakała się na dobre. On ją zdradził. Zdradził ją z
Evą. A teraz ona ma z nim dziecko. Wszystko się totalnie spieprzyło.
KONIEC
Mega
smutne zakończenie, prawda? Mnie samą jakoś ogarnął taki dziwny nastrój po tym.
Tak, tak wiem to tylko ff i w dodatku moje własne. Nie martwcie się – nie
płakałam. A teraz przyznawać się: kto myślał, ze to dziecko Harry’ego? ;).
Wiem,
że sytuacja pomiędzy Lou i Karen na razie wygląda fatalnie ale poczekajcie na
przyszłe odcinki. + nie może być cały czas kolorowo a ten pomysł z dzieckiem
Evy zagościł w mojej głowie parę miesięcy temu już.
Mam
pytanie odnośnie nowego blooga: mam go pisać narracją pierwszoosobową czy
trzecio czyli tak jak tutaj? Bo nie wiem jak wolicie czytać. To zależy od was.
Dziękuje
za głosy w ankiecie. Wiedziałam, że wygra Laren!
Mam nadzieje, że ten odcinek skomentuje więcej osób niż poprzedni xD
Nie mam bladego pojęcia po co deklaruje się, że komentuje 11 osób a tak naprawdę to góra 5. Poprawcie się. Bardzo was o to proszę!!!
Piszcie swoje TT jeśli chcecie być informowani o nowych odcinkach.
Do
następnego.
Rannny, a już myślałam, że to Hazz będzie ojcem tego dziecka. Biedna Karen. Tyle się już nacierpiała i znowu będzie kryzys. Jestem ciekawa czy Lou sie o tym dowie (że ma dziecko) no i jak zareaguje.
OdpowiedzUsuńJa bym była za pierwszoosobową narracją :)
@luvmyloueh91
Ja jakoś ufam Harremu:D
OdpowiedzUsuńJak mówił, że nie spał z nikim prócz z Maxem to nie spał:D
Biedna Karen:(
Ja i tak myślę, że będą razem:D a Eva tylko kłamie, żeby zdenerwować Karen;D
Jestem jak najbardziej za narracją pierwszoosobową:D
Czekam nn!!!
Buziaczki:-*
GOŚKA
Na początku serio myślałam, ze to Harry jest ojcem, ale jak zaczął zaprzeczać do uwierzyłam XD Hahah Max słodko się złości, szczerze to śmieszyła mnie ich kłótnia o dziecko... Moje kochane Laren znów się rozpada :'( Aaa już byłam taka szczęśliwa, że są razem i wszystko się ułoży a tu proszę :( Chociaż jakoś nadal nie mogę uwierzyć, żeby Lou przespał się z Evą, przecież on tak cierpiał jak Karen odeszła, mam wielką nadzieję, że to wszystko to ściema, oby. Fajnie, ze Liam zaprosił na randkę Cathrin, ostatnio ją bardzo polubiłam i może Payne się w końcu ustatkuje kto wie :) Odcinek jak zawsze świetny, a co do nowego opowiada ja również jestem za narracją pierwszoosobową.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci duuużo weny i czekam na nn ;***
Julia^^
Rozdział jak zwykle cudowny.! No patrz... ja uwierzyłam w to że to Harry jest ojcem tego dziecka xD a tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńMasz rację co do końcówki że jest smutna. Szkoda mi Karen, no i ona to serio ma mega skomplikowane życie. Mam nadzieję że jej i Louisowi się wszystko dobrze ułoży :)
Co do naszego Liam'a to myślę że ta rozmowa z tym staruszkiem mu bardzo pomogła. W końcu zdecydował się na randkę z Cathrin :D
Czekam na nn. No i niech pomiędzy Karen i Lou znowu będzie ok!
@my_angels_x
Super ! Świetny rozdział. Szczerze to mi coś nie pasowały gdyby to był Harry... Ale Louis... Nie mogę się doczekać tej kłótni ! Wiem ,że ciągle jęczałam ,żeby byli razem ale ja lubię jak się źle dzieje.:) Ciekawi mnie co z Hazz i Maxem. A jak Liam gadał z tym staruszkiem ,tak się wzruszyłam , bo nigdy nie sądziłam ,że Liam będzie miał taki moment. No i sorkki ,że nie komentowałam poprzednich ale byłam okropnie zajęta. Ostatnio mamy nawałnicę sprawdzianów, po 4 na tydzień... Życzę weny ! :*
OdpowiedzUsuń