poniedziałek, 31 marca 2014

One direction 5 odcinek 115

Liamowi rano nie zadzwonił budzik więc obudził się o 8:00! Cholera a o tej rozpoczynają się lekcje więc powinien być dawno w szkole. Najszybciej jak mógł wstał i ubrał się w pierwsze ubrania, które wyciągnął z szafy. Nawet nie układając włosów zbiegł na dół napił się tylko soku i o mało nie zapominając plecaka wybiegł z domu. Po drodze zauważyła go sąsiadka z naprzeciwka Pani Wilson, która mimo że była trochę dziwna była fanką ich zespołu.
- Dzień dobry panie Payne! A dokąd to? – zapytała staruszka.
- Do szkoły. Jestem i tak już spóźniony. – odpowiedział patrząc na zegarek na ręce.
- Pewnie to nie odpowiedni moment ale czy mogłabym autograf?
- Teraz nie mam czasu może później. – Liam chciał odejść ale kobieta nie ustępowała.
- Ale to zajmie tylko chwilkę. Proszę.
- Naprawdę nie mam czasu. Do widzenia.
Chłopak nie czekając aż kobieta powie coś więcej odszedł od niej pośpiesznym krokiem. Pani Wilson poczuła się odrzucona. Przecież idole zawsze powinni mieć czas dla swoich fanów, prawda? Chciała jakoś się zemścić aby Liam zobaczył, że tak się nie postępuje.
                                                                                  ***
W szkole Louis zaszedł od tyłu Karen i pocałował ją w policzek. Dziewczyna lekko wzdrygnęła się na ten niespodziewany gest ale później uśmiechnęła się szeroko. Jej chłopak potrafił być czasem uroczy chodź i tak więcej miał tych wkurzających momentów.
- Mam dla ciebie propozycje. – powiedział jej do ucha.
- Już się boję. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Lou miał bardzo szalone i dziwne pomysły.
- Nie martw się. Tym razem to nic strasznego. Po prostu chciałem cię zaprosić na kolację do restauracji. Dawno nie byliśmy na randce.
- Czy nasz związek dojrzał już do randek? – spytała ze śmiechem odwracając się w jego stronę.
- Mam nadzieje. To jak? Zgodzisz się? – popatrzył na nią z nadzieją. Karen udała, że się zastanawia ale potem kiwnęła głową.
- Oczywiście, że się zgadzam. To dzisiaj o 20:00 tak?
- Tak. – kolejny raz pocałował ją w policzek.
W tym momencie nadbiegł zdyszany Liam, który prawie całą drogę biegł. I tak już było po pierwszej lekcji i był na siebie zły, że tak się spieszył. Jednocześnie miał za złe przyjaciołom z zespołu, ze go nie obudzili tylko pozwolili aby się spóźnił.  
- Mogłeś mnie obudzić. – syknął do Louisa.
- Sorki tak jakoś wyszło. – uśmiechnął się do niego bezczelnie.
- Kiedy nadejdzie sąd ostateczny Bóg weźmie to pod uwagę. – odgryzł się a Lou wywrócił oczami.
                                                                                  ***
Po szkole Zayn oglądał telewizję a Harry leżał na kanapie z laptopem na kolanach. Nadal nie czuł się najlepiej i wolał zostać w domu. Jego obiektem zainteresowań stały się różne stronki plotkarskie. Lubił pośmiać się z rzeczy, które wypisują na ich tematy. Na przykład raz napisali, że Liam jako typowy gwiazdor, który ma za dużo kasy ma dość swojego wyglądu i postanowił poddać się operacji plastycznej. Albo, że on umawia się na tajne randki z Jennifer Lopez, ponieważ kocha starsze kobiety.
- I co tam ciekawego wyczytałeś? – zapytał w końcu Malik nadal wpatrzony w ekran telewizora.
- Że masz za małe mięśnie. – odpowiedział Hazz na co Zayn otworzył szeroko oczy i szybko znalazł się obok niego pytając: „Gdzie? Co? Jak?”. Harry roześmiał się.
- Bardzo zabawne. – odburknął mulat i z powrotem wrócił do oglądania serialu.
- Jezu… - Harry spojrzał zaskoczony na zdjęcia przedstawiające Zooey na jakieś imprezie i obcych chłopaków. Najwyraźniej świetnie się z nimi bawiła. Jednego pocałowała w policzek a z drugim się przytulała znów z trzecim tańczyła… co to w ogóle było? Myślał, że traktowała go poważnie a nie jak jakąś zabawkę.
- Co się stało? – Zay spojrzał zaniepokojony na przyjaciela.      
- Zobacz. – Harry odwrócił w jego stronę laptopa z tymi zdjęciami a Zayn otworzył szeroko oczy. Był zaskoczony.
- Wow. – wykrztusił tylko. – Myślisz, że ona z nimi … no wiesz? Coś więcej…
- Mam nadzieje, że nie. – westchnął Harry. W tym momencie czuł tylko rozczarowanie. Naprawdę myślał, że z nią uda mu się stworzyć coś trwałego. Najwyraźniej mylił się. – Nie wiem co o tym myśleć.
- Może zadzwoń do niej i porozmawiaj z nią? – podsunął mu pomysł. – Może jest jakieś racjonalne wyjaśnienie.
- Tak chyba zrobię. – odparł Styles biorąc ze stolika telefon i wykręcając do niej numer. Odebrała dopiero po czwartym sygnale.
- Harry? Cześć. Miło cię… słyszeć. – zachichotała.
- Cześć Zooey.
- Chcesz się umówić?
- Nie. Chciałbym … wyjaśnienia.
- Wyjaśnienia? – w jej głosie dało się słyszeć zdumienie.
- Tak. Jestem chory więc może do mnie wpadniesz jak będziesz miała czas?
- Jasne.
- To cześć.
Chłopak rozłączył się. Bał się, że jego przypuszczenia okażą się prawdą. Naprawdę ją lubił i miał nadzieje, że w końcu będą mogli być razem.
                                                                       ***
Christina właśnie myślała jaką sukienkę będzie miała jej druhna czyli Karen na jej ślub. Zwykle druhna miała nie przyćmiewać wyglądu panny młodej więc każda dawała jej jakąś okropną sukienkę. Ale Christina lubiła Karen i naprawdę chciała aby prezentowała się ładnie. Jej rozmyślania przerwał dzwonek u drzwi. Wywracając oczami wstała i poszła otworzyć. Chciała posiedzieć chociaż jeden dzień sama bez gości. Miała dosyć jak na razie towarzystwa. Są takie dni, że nie chcesz nikogo widzieć, prawda?
- Dobry Boże. – powiedziała widząc swoją matkę w progu. – Czego chcesz? – zapytała ostro.
- Porozmawiać. – odpowiedziała Luiza. – Mogę wejść? Jechałam naprawdę długą drogę.
- No tak, zapomniałam, że nie jesteś przyzwyczajona do wysiłku jakiegokolwiek. – powiedziała wpuszczając ją do środka. – Jeśli chcesz skrytykować wystrój mojego domu to może sobie darować. Nie mam ochoty wysłuchiwać twojej opinii na ten temat i szczerze guzik mnie ona obchodzi.
- Nie mam zamiaru cię krytykować.
- Co? Przepraszam bardzo bo chyba się przesłyszałam. Ty nie chcesz mnie krytykować? Umierasz czy co?
Luiza wywróciła oczami.
- Nie umieram. Po prostu miałam trochę czasu aby przemyśleć sobie to wszystko i stwierdziłam, że chciałabym przyjść na twój ślub.
- Ale może ja nie chcę abyś się tam pojawiała.
- Skoro takie jest twoje zdanie. – Luiza westchnęła ciężko i skierowała się w stronę drzwi.
- Nie mamo. – odparła Christina. – Po prostu nie chcę abyś kolejny raz krytykowała moją fryzurę, sukienkę… wszystko. To mój dzień i chciałabym aby było idealnie. Jeśli będziesz w stanie powstrzymać się od krytyki chociaż raz to możesz przyjść.
Luiza zastanawiała się. Tak naprawdę od zawsze nie podobało jej się nic co było związane z jej córką. Praktycznie przyzwyczaiła się do krytykowania jej i tak już zostało. To nie tak, że rzeczywiście jej się wszystko nie podobało. Bo było kilka rzeczy, które mogłaby pochwalić.
- Dobrze. Spróbuję. – powiedziała w końcu. – A mogę chociaż poznać twojego przyszłego męża?
- Jasne. Wpadnij na kolację do nas może w sobotę? Zaproszę Louisa, Karen i może być miło.
- To na razie.
Luiza wyszła z jej domu a Christina miała mieszane uczucia. Jej matka naprawdę zrozumiała swój błąd czy tylko udawała? A może jej na czymś zależy? Ale na czym?
                                                                       ***
Louis jak zwykle długo myślał w co się ubrać. Ta randka miała być idealna więc chciał wyglądać oszałamiająco. Był w trakcie zakładania czerwonych spodni gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. Zapominając zapiąć się poszedł otworzyć. A w progu stało… trzech mężczyzn ubranych w policyjne stroje. Na początku zmarszczył brwi i myślał, ze coś się rzeczywiście stało ale potem uśmiechnął się szeroko.
- Jesteście striptizerami, tak?
Mężczyźni spojrzeli na niego jak na idiotę.
- Jesteśmy policjantami nie widać?
Louis udał, że się zastanawia.
- Czy ja wiem? Jesteście dosyć młodzi, ładni … kto was wezwał? Liam, prawda? On lubi takie rzeczy. – roześmiał się i wrzasnął: - Payne! Złaź z góry! Ktoś do ciebie!
W trybie natychmiastowym obok chłopaka pojawił się Li. Gdy zobaczył policjantów nieco się wystraszył. Jezu, przecież on nic nie zrobił!
- O co chodzi? Jestem nie winny! – bronił się.
- Liam przestań. – Louis wybuchnął śmiechem. – Dobrze wiem, że to ty ich wezwałeś. To striptizerzy, racja? Myślałeś, że się nabiorę co?
- Ale ja ich nie wezwałem.
- Nie? – Lou posłał mu nie dowierzające spojrzenie. – Jesteś tego pewien?
- Tak. Jeśli miałbym już wzywać to striptizerki. Nie jestem gejem i nie kręcą mnie takie rzeczy.
- Nie jesteśmy striptizerami. – powiedział z naciskiem jeden z policjantów. – Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie o przestępstwie. Możemy wejść?
Louis wpuścił ich do środka nadal pewnym, że to striptizerzy i zaraz będą tańczyć. 
- Niall! Zayn! – wrzasnął Louis. – Chodźcie tu! Ktoś do was!
Dwójka chłopaków zeszła z góry ociągając się. Gdy zobaczyli policjantów aż drgnęli.
- Jezu co to ma być? – oburzył się Malik.
- Twoi koledzy. – odburknął Lou. – Zaraz zrobią dla was striptiz. Dajcie im 10 dolarów i klaszczcie.
- Kurwa nie jesteśmy striptizerami! – krzyknął drugi z policjantów. – Jesteście jakimiś zboczeńcami czy co? Mieliśmy wezwanie, że w tym domu są narkotyki.
- Co? – Niall aż się opluł. – My nie ćpamy.
- Niestety musimy przeszukać mieszkanie. – odpowiedział policjant i razem ze swoimi kolegami wszedł po schodach na górę. Chłopaki stali zastanawiając się co robić? Przecież nie mieli narkotyków ale kiedyś urządzali tyle dzikich imprez… może ktoś kiedyś coś zostawił? Bali się, że tak.
- Louis zapnij się bo ci widać. – ciszę przerwał Liam a Niall i Zayn zaczęli chichotać.
- Hej! Gapisz się na mojego… - zaczął Lou wzdrygając się.
- To nie ja go pokazuje. – odciął się Liam.
- Ale się gapisz. To gorsze niż pokazywanie. A po za tym nie widać mi. – powiedział Tommo zapinając się. W tym momencie z góry zeszli policjanci niosąc w dłoni prześwitujący woreczek z czymś białym w środku.
- Czyje to? Znaleźliśmy w jednym z pokoi.
- To nie nasze. My nie ćpamy. – powiedział Niall.
- Do kogo należy pokój z gołą babą na ścianie? – zapytał jeden z policjantów. Liam musiał nie chętnie przyznać, że do niego a przyjaciele spojrzeli na niego zdumieni. Nie spodziewali się, że Li bierze narkotyki! To było gorsze niż sypianie z kim popadnie. – Idziesz z nami.
Policjant zakuł Liama w kajdanki a on nawet nie protestował co dało chłopakom do zrozumienia, że narkotyki rzeczywiście należały do niego. Nie mogli w to uwierzyć. Naprawdę nie spodziewali się czegoś takiego po nim.
- Liam serio? – Niall spojrzał na niego z rozczarowaniem.
- Kiedyś brałem ale ostatnio przestałem… - wytłumaczył chłopak. Jedna rzecz ich tylko zastanawiała jaka osoba zgłosiła, że są ćpunami? Kto ich tak bardzo nienawidził?
                                                                       ***
Wieczorem Louis spotkał się z Karen w restauracji. Gdy weszli do środka z rozczarowaniem zobaczyli, że prawie wszystkie stoliki prócz jednego były zajęte. Dlaczego akurat dzisiaj wszystkim ludziom zebrało się na randki? Louis podszedł do recepcji i powiedział:
- Chciałbym zamówić stolik.
- Przepraszam ale wszystkie już są zajęte. – odpowiedział mężczyzna.
- Myli się pan. Pod ścianą jest wolny stolik. – zwrócił mu uwagę.
- Ale jest już zarezerwowany przez pewną parę. Przykro mi. Będą musieli państwo zjeść gdzie indziej.
Louis jednak nie chciał ustąpić. Bardzo mu zależało aby ten wieczór był idealny i nie chciał aby jakiś głupi recepcjonista to zepsuł.
- Na którą godzinę zarezerwowała ta para?
- Na 19:30. – odparł.
- Czyli spóźniają się już pół godziny. Na pewno nie przyjdą. Pokłócili się albo coś im wypadło. Proszę nam zarezerwować ten stolik. To ważne. – nalegał Lou.
- Przykro mi ale nie mogę tego zrobić.
- To twoi znajomi, prawda? – zapytał a raczej stwierdził Tommo.
- Louis chodźmy stąd. Nie ma sensu się kłócić. – Karen pociągnęła go za ramię jednak chłopak był nie ustępliwy.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę kim ja jestem? – spytał Louis z cwanym uśmieszkiem.
- Natarczywym klientem. – odpowiedział recepcjonista a Lou miał ochotę mu przywalić.
- Nie, nie mój kochany. Jestem Louis Tomlinson. 
- Chyba cię kojarzę… - powiedział recepcjonista. – Jesteś gwiazdą gejowskiego porno?
- Boże nie! – krzyknął zniesmaczony, że mógł coś takiego pomyśleć. – Jestem członkiem zespołu One direction.
- Nie obchodzi mnie to. Nie dostaną państwo tutaj stolika. A jeśli nadal będzie się pan tutaj awanturował to przyjdzie ochrona. – zagroził im grzecznie.
- Ty grozisz komuś takiemu jak ja?! – wrzasnął prawie na całą restaurację. Wtedy młody chłopak wezwał ochronę aby wyprowadzili Louisa, ponieważ za bardzo się awanturuje. Lou na początku nie chciał wyjść ale w końcu stwierdził, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
Gdy byli na zewnątrz spojrzał na Karen.
- Zepsułem wieczór, co?
Dziewczyna jednak ku jego zdziwieniu potrzasnęła głową.
- Wręcz przeciwnie. To było całkiem zabawne. – uśmiechnęła się w jego stronę. Louis nie mógł wyjść z podziwu nad tym jaką ma wspaniałą dziewczynę.
- Nie zasłużyłem na ciebie. – powiedział dając jej lekkiego całusa w policzek. Karen zarumieniła się. – I wiesz co? Uratujemy jeszcze ten wieczór. Chodźmy do kina. Grają fajny film z Colinem Firth’em.
- Zawsze chciałam to obejrzeć. A więc chodźmy. – odparła biorąc go za rękę.
                                                                       ***
Harry czekał od pół godziny na Zoe, która się spóźniała. Pomyślał więc, że go olała i już nie przyjdzie. Zayn i Niall byli szczęśliwi, ponieważ mieli nadzieje, że Hazz da sobie z nią spokój i stwierdzi, że to Max był jego prawdziwą miłością. Styles jednak uważał inaczej i nadal dawał szansę dziewczynie. Koło godziny 20:10 usłyszał dzwonek do drzwi więc z wielkim trudem wstał i poszedł otworzyć. W progu ujrzał Zooey, która wyglądała na zmachaną.
- Cześć. Przepraszam za spóźnienie ale miałam sesję. – powiedziała wchodząc do środka.
- Nic się nie stało. – odpowiedział chociaż nie było to prawdą. Dziewczyna często spóźniała się na ich spotkania. Wiedział, że taką ma pracę ale on też należał do sławnego zespołu i miał czas dla przyjaciół.
- Chciałeś porozmawiać, tak?
- Tak. – przytaknął zamykając drzwi i idąc za nią do salonu. – Przeglądałem dzisiaj różne strony internetowe i natrafiłem na twoje zdjęcia z jakieś imprezy. Były zrobione wczoraj. Byłaś z różnymi chłopakami.
- No tak. – powiedziała siadając na kanapie. – Chyba mogę się czasami rozerwać, co? – uśmiechnęła się.
- Byłaś z nimi w dziwnych pozach… Czy między wami coś zaszło?
- Co? – dziewczyna wybuchnęła śmiechem. – Uważasz, że obściskiwałam się z przypadkowymi kolesiami? Jesteś śmieszny.
- Ja? Jeden dotykał językiem twojego ucha! Nie mów mi, że coś sobie wymyślam! – krzyknął wściekły. – Jeśli zamierzasz traktować nas poważnie to pokaż to!
- Ja nas nie traktuje poważnie?! – Zoe wstała gwałtownie z kanapy. – Jesteś hipokrytą.
- Hipokrytą? W jakim sensie?
- Myślisz, że nie widziałam tych zdjęć z meczu na którym całowałeś się z Maxem? I nie miałam o to pretensji bo wiem, że to był zwykły kiss cam. Więc ty zrozum, że byłam trochę pijana i miałam prawo nieco się zagalopować.
- Błagam. – Harry parsknął gorzkim śmiechem. – Nie mów mi, że jesteś zazdrosna o mojego przyjaciela. Bo nikim więcej Max dla mnie nie jest.
- On chyba uważa inaczej. – ucięła dziewczyna. Na moment zapadła cisza. Harry analizował jej słowa uważnie. „On chyba uważa inaczej”. Nie, nie możliwe aby Max był w nim zakochany. Nie, nie. Nie będzie popadać znów w taką paranoje. Już raz tak myślał i co? Okazało się, że jest zupełnie inaczej. On nic do niego nie czuje. To tylko jego przyjaciel. – powtarzał sobie. Bo kiedy powtarzasz coś dostatecznie często to, to w końcu staje się prawdą.
- Max to tylko mój przyjaciel. Po za tym nie jestem gejem. – warknął. – Przestań odwracać kota ogonem.
- No jeśli ty mnie możesz się czepiać to ja ciebie też, prawda? – założyła ręce na klatkę piersiową. – Wiesz co? Zadzwoń jak dorośniesz. Bo zachowujesz się jak gówniarz.
- Nie tylko ja.
- Jestem dorosłą i mądrą kobietą a ty dopiero w tym roku kończysz 18 lat. Więc nie mów mi, że zachowuje się jak małolata. Bo dawno nią już nie jestem.
- To znajdź sobie kurwa kogoś w swoim wieku.
Zoe prychnęła pod nosem i wyszła bez słowa. Harry usiadł na kanapie. Było mu tak cholernie smutno. To była dosyć ostra kłótnia a on nie zachował się najlepiej. Było mu przykro i chciał przeprosić dziewczynę ale nadal był zły o te zdjęcia. Ona nie traktowała go poważnie, przynajmniej nie tak jak on ją.
                                                                       ***
Liam od dwóch godzin siedział w areszcie i niecierpliwił się. Czy jego przyjaciele naprawdę go zupełnie olali? Dlaczego nigdy ich nie ma kiedy on ich potrzebuje? Wtedy do Sali przesłuchań wszedł jeden z policjantów, który zakuł go w kajdanki i oznajmił, że jest wolny, ponieważ ktoś wpłacił za niego kaucje. Liam nie wiadomo czemu był przekonany, że to Louis. Ku jego zdziwieniu okazało się, że to Sean! 
- Co tu robisz? – zapytał zdziwiony.
- No heloł! Wpłaciłem za ciebie kaucje. – odpowiedział wywracając oczami. – A teraz chodź do auta. – dodał kierując się w stronę wyjścia. Payne pobiegł za nim. Gdy znaleźli się przy samochodzie Sean usiadł po stronie kierowcy a Liam obok. – Narkotyki, serio? – odezwał się nagle mężczyzna. Payne wywrócił oczami.
- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać?
- Tak. Ponieważ zwaliłeś opinie o waszym zespole. Zobacz sobie co piszą na stronach plotkarskich. – powiedział machając mu przed oczami swoim telefonem. Na ekranie pisało: One direction stacza się? Liam Payne aresztowany za posiadanie narkotyków!
- To było dawno. Teraz już nie biorę.
- Ale oni myślą, że tak! – Sean prawie krzyknął.
- Od kiedy zależy ci na dobrej opinii? Zawsze powtarzałeś, że nie ważne jak ważne by gadali.
- Ale teraz wszystko się zmieniło. – westchnął. Włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto. – Ja się zmieniłem. – dodał gdy już jechali. „Taa na gorsze chyba”. – pomyślał Liam. Nie podoba mu się jego zmiana. Przy Christinie stal się taki… nudny. Nawet nie chodził do klubu się upić jak kiedyś. – Będziemy musieli coś z tym zrobić. Nie wiem jakoś poprawić twój wizerunek.
 -A więc co proponujesz? – zapytał chłopak będąc ciekawym co też jego pomysłowy menadżer wymyślił.
- Od jutra będziesz pracować jako wolontariusz w stołówce. I nawet nie próbuj protestować. To już postanowione. – rzekł Sean z lekkim uśmiechem. Wiedział, że Liamowi nie będzie to pasować i będzie się sprzeciwiał na wszelkie możliwe sposoby. Tak też się stało. Li nawet zaczął grozić, że wyjedzie z kraju!
- Sean błagam! To poniżające! – krzyknął.
- Pomoc ubogim jest dla ciebie poniżająca? – zerknął na niego kątem oka.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu jestem Liam Payne… nie jestem przyzwyczajony do robienia takich rzeczy.
- Mogłeś pomyśleć o tym zanim zacząłeś ćpać.
- Mówiłem ci – skończyłem z tym. – rzekł przez zaciśnięte zęby. Sean posłał mu niedowierzające spojrzenie ale nic już nie powiedział.
                                                                       ***
Louis i Karen wyszli z kina. Byli właściwie na najnudniejszym filmie na świecie! Dawno tak nie ziewali z nudów na niczym. Lou od połowy filmu poszedł spać a Karen cały czas sprawdzała godzinę. To był zdecydowanie nie udany wieczór a nawet najgorszy jaki udało im się przeżyć.
- Przepraszam. – powiedział Tommo gdy szli nocą po pustej ulicy.
- Za co? – zdziwiła się.
- Za zepsucie wieczoru. Najpierw akcja w restauracji a potem ten nudny film. – westchnął Lou.
- Wcale nie zepsułeś wieczoru. Wręcz przeciwnie był interesujący. Louis mamy przed sobą całe życie. Możemy iść na miliony fajnych randek. – powiedziała z uśmiechem. Tommo miał ją pocałować gdy zadzwonił jego telefon. To była jego mama. Zmarszczył brwi. Po co dzwoniła? Czego od niego chciała?
- Halo?
- Cześć słonko. Słuchaj w sobotę urządzam kolację. Może wpadniecie z Karen? Będzie Sean i babcia.
Louis o mało nie zakrztusił się. Luiza tam będzie? To może być katastrofa? Totalna!
- Jesteś pewna, że chcesz zapraszać babcię? – upewnił się.
- Tak. Chyba już nadszedł czas aby dorosnąć i pogodzić się. – powiedziała wzdychając. – Dobranoc, słonko.
Lou schował telefon do tylnej kieszeni spodni.
- O co chodzi? – spytała Karen.
- Mama urządza kolacje na której pojawi się babcia i nas zaprasza. To nie może się udać. – rzekł biorąc Karen za dłoń.
                                                                       ***
Następnego dnia gdy Liam zamykał drzwi domu, ponieważ szedł do szkoły zobaczył panią Wilson, która patrzyła się na niego z dziwnym uśmieszkiem. Nie rozumiał o co jej może chodzić do czasu gdy zapytała:
- I jak? Policja coś znalazła? Pewnie tak.
- Co? Skąd pani wie o policji? – zdziwił się.
- Ja wiem wszystko. – odpowiedziała i nie tłumacząc dalej weszła do domu. Wtedy do Liama dotarła okrutna prawda. To Pani Wilson wezwała policję! Poczuł jak wzbiera się w nim złość. Ale o co mogło jej chodzić? No tak!  Pewnie o ten autograf, którego nie chciał jej dać. Ale z powodu takiej błahostki zrobiła coś tak potwornego? Ta kobieta była dziwna a on przez jej głupotę musiał po południu iść do stołówki karmić bezdomnych. Nie sądził, ze da radę. On kompletnie się do tego nie nadaje. To będzie jedna z największych porażek w dziejach.
                                                                       KONIEC
Taki tam trochę krótszy od pozostałych ale moim zdaniem sporo się wydarzyło. Już chyba wiecie mniej więcej co będzie w następnym odcinku :3 ale zdradzę wam, ze wydarzy się coś niespodziewanego! Jakoś tak mnie natchnęło i napisałam! Kilka osób może być szczęśliwych.
Nie było Haxa bo stwierdziliście (a może jedna osoba), że za dużo go było więc postanowiłam skupić się na innych bohaterach. Ale nie martwcie się. Max pojawi się w następnym odcinku.
Co do mojego następnego opowiadania to wątek szkoły byłby dobry ale muszę wymyśleć fabułę wiec dajcie mi trochę czasu. Może przy następnym odcinku napiszę wam wstępny pomysł. Bo jakiś tam zarys w głowie mam.
Czytając trochę starych odcinków mojego opowiadania stwierdzam, że Harry i Max byli tacy słodcy, że ojeju. Byłam wtedy młodsza i nie lubiłam pisać o gejach ale oni jakoś mi się udali mimo to.
Komentujcie, udzielajcie się w ankiecie i… tyle. Będę szczęśliwa!
Zapraszam na TT z faktami o bloogu: https://twitter.com/1DBloog
Miałam wgl usunąć bo mam wrażenie, że nikt tego nie czyta. 
Kończę kochani pa x 

piątek, 28 marca 2014

One direction 5 odcinek 114

Rano wszyscy wstali na śniadanie i zebrali się na dole z nadzieją, że i tego dnia będą na nich czekać pyszne tosty zrobione przez Harry’ego. Niestety! Dzisiejszego dnia nie powitał ich z uśmiechem na ustach. Czwórka One direction zaczęła  niepokoić
się z tego powodu.
- Zobaczycie! Urządzę mu taką pobudkę, że przybiegnie na dół w trybie natychmiastowym! – powiedział uradowany Louis i sprintem pobiegł na górę otwierając drzwi od pokoju Hazzy i drąc się jak idiota: - Pobudka śpiochu! Czas do szkoły!
Niestety Harry zamiast wstać zaczął jęczeć, że nie da rady i źle się czuje. Lou pomyślał, że udaje, ponieważ nie chce pisać dzisiejszego sprawdzianu z matematyki wiec zaczął ciągnąć go za nogę.
- Zostaw mnie ty kretynie. – powiedział dosyć spokojnie Harry. Louis zauważył, że głos miał nieco zachrypnięty. Na twarzy też nie wyglądał za ciekawie. Policzki miał czerwone.
- Dziwnie wyglądasz. – rzekł podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na czole. – Jezu! Ale masz gorące czoło. Hazz, ty jesteś ewidentnie chory!
- Czuje się okropnie! Chce umrzeć. – mruknął chłopak chowając twarz w poduszce.
- Będziesz musiał zostać w domu. Głupi szczęściarz. Ominie cię test z matmy. Też chciałbym tak sobie chorować. – odpowiedział Louis kierując się w stronę drzwi. – Jak będziemy wracać ze szkoły to kupimy ci jakieś leki. Ty tymczasem wypoczywaj albo idź na dół i obejrzyj telewizję.
- Dobra. – machnął nie dbale ręką loczek. – Jakoś sobie poradzę. W najgorszym wypadku po prostu umrę.
Lou roześmiał się i zamknął za sobą drzwi. Zbiegł na dół i skierował swoje kroki do kuchni. A tam totalny harmider. Niall darł się na Liama, który rozlał sok, Zayn próbował usmażyć jajecznicę ale zbił jajka. Jakaś masakra. Lou złapał się za głowę kiedy to zobaczył. Czy ich nie można zostawić samych nawet na chwilę? Kompletna ruina.
- Co wy wyprawiacie? – zapytał.
- Gdzie Harry? – olał jego pytanie Liam. – Bez niego nie dajemy sobie rady.
- Chory. – odparł Louis. – Ma gorączkę i chrypę. Obiecałem, że jak wrócimy ze szkoły to kupimy dla niego jakieś leki.
- A nie sądzisz, że powinniśmy się jakoś nim zająć? Może zróbmy mu chociaż herbaty? – zapytał Niall.
- I może jeszcze rosołek? Nie jestem jego babcią. Nie będę mu usługiwał. Po za tym nie mam pojęcia o gotowaniu. – odpowiedział Lou.
- Taa bo zrobienie herbaty wymaga znajomości przepisu. – mruknął pod nosem sarkastycznie Horan. – Ja mu zrobię. Widzę, że tylko mnie zależy na tym aby szybko powrócił do zdrowia.
- Tylko ty jesteś takim lizusem. – uciął Tomlinson i nie czekając aż Nialler się czymś odgryzie wyszedł z kuchni.
                                                                                  ***
W szkole Liam musiał się pochwalić tym, że zdał wczoraj na prawo jazdy! Już od progu zaczął się drzeć, że jest królem i od dziś może wozić w swojej bryce laski. Tak jak podejrzewał zaczął go otaczać cały wianuszek dziewczyn. Nie to, że sprawiało mu to jakąś szczególną przyjemność i rzeczywiście chciał je wozić po prostu lubił zainteresowanie swoją osobą. Cathrin spojrzała na niego kręcąc głową. „On się nigdy nie zmieni” – pomyślała rozczarowana. Po ostatnim razie odniosła wrażenie, że jest innym człowiekiem albo przynajmniej próbuje być inny. Teraz jej nadzieje prysły.
Max tymczasem zainteresował się dlaczego nie ma w szkole Harry’ego. Chciał go zobaczyć przynajmniej na przerwach bez towarzystwa Zooey, której tak nie znosił.
- Co się stało Harry’emu? – zapytał przystając obok Zayn’a, Liama, Nialla, Louisa i Karen.
- Chory. – odpowiedział Lou. – Gorączka, kaszel, chrypa, katar. Wiesz, takie pierdoły.
- Och, rozumiem. – powiedział spuszczając głowę. To by znaczyło, że przez kolejny tydzień loczek nie pojawi się w szkole. Pewnie teraz z nudów wymienia sms z Zoe. Och i dlaczego on to sobie robi? Głupie myśli. – Może mógłbym go odwiedzić po szkole?
- I potrzebujesz naszego pozwolenia? – zdziwił się Liam.
- Maxowi chodziło o to, że chętnie by się nim zaopiekował, prawda? – powiedział Niall patrząc z szerokim uśmiechem na okularnika. Ten posłał mu wdzięczne spojrzenie. – Ty Louis nie masz takiej ochoty my raczej też nie więc pozostaje jego ostatni przyjaciel.
- Tak, ja bardzo chętnie. – rzekł Max może nawet zbyt radośnie. – To ja wpadnę po szkole. Cześć! – pomachał im i poszedł. Louis, Liam i Karen pomyśleli, że jest nieco dziwny. No cóż, jako jedyni nie znali prawdy.
- O właśnie! – wykrzyknął Louis patrząc na Karen. – Musimy zrobić listę gości na ślub mojej matki. Powysyłać zaproszenie i takie tam.
- Spoko. Więc kogo zapisujemy? Nas na pewno a tych trzech obok? Bo nie jestem pewna. – rzuciła dziewczyna z uśmiechem patrząc na Liama, Zayn’a i Nialla, którzy zmrużyli gniewnie oczy.
- Wiesz… jeszcze się zastanowimy. – odparł Lou również z uśmiechem na co został szturchnięty przez Liama. – Dobra, dobra! Tylko sobie żartowaliśmy. Pojawicie się na liście. Wprawdzie jako mniej ważni goście ale…
Dalej nie dokończył, ponieważ nie pozwolił mu na to Niall, którzy rzucił się na niego i zaczął okładać dla zabawy Louisa, który śmiał się wniebogłosy.
                                                                       ***
Po szkole Louis i Karen w salonie domu One direction i myśleli do kogo wysłać zaproszenie. Obok na kanapie zdychał Harry, który krztusił się niesamowicie i co chwilę smarkał. Lou kompletnie zapomniał o lekach dla niego.
- To tak: zaprosimy moich rodziców. – powiedziała Karen.
- I mojego tatę z Charlim. – dodał na to Louis.
- I…? – jego dziewczyna posłała mu wyczekujące spojrzenie. Tommo wywrócił oczami.
- I Jima. Niech ci będzie. – westchnął.
- Czyli ty ja, ale sobie nie musimy wysyłać zaproszeń, twoi kumple, Juliette i … może ktoś ze szkoły? Na przykład Max? Zakolegowałam się z nim ostatnio.
- No ale… - zaczął Louis i spojrzał na Harry’ego, który leżał na kanapie i spał lub udawał, że śpi. – To przyjaciel Harry’ego. Niech on podejmie decyzje czy go zapraszać. – uśmiechnął się do niego szeroko. Wtedy Hazz otworzył oczy i posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Nie patrz na mnie w ten sposób. Dobrze wiem co chodzi po twojej zboczonej główce. I tak, macie zaprosić Maxa ale jako mojego kumpla a nie… - odchrząknął. – Chłopaka.
- Nie pomyślałem inaczej. – Louis puścił mu oczko.
- A Cathrin? Liam się ostatnio z nią dobrze dogadywał i chyba nie miał by nic przeciwko, co? – spojrzała na Louisa i Harry’ego.
- Myślę, że nie. Pisz ją. – powiedział jej chłopak niemal rozkazującym tonem. – Zaraz, zaraz… - zmarszczył brwi. – A moja babcia?
- To ty masz babcię? – powiedział Harry po czym zakaszlał. Czuł się naprawdę fatalnie. Chciałby żeby ktoś chociaż go spytał o samopoczucie a wszyscy tak bezczelnie go olewają. Nie czuł się z tym dobrze.
- Wyobraź sobie, że mam. – odpowiedział stanowczym tonem. – I mam jej za złe, że nie robiła mi pierogów gdy byłem małym chłopcem. Wszyscy mogli w tej kwestii liczyć na swoje babcie tylko nie ja. Miałem ciężkie dzieciństwo. – Louis udał, że się wzruszył i przetarł teatralnie dłonią oczy. Jego BFF wywrócił oczami.
- Taa mój kaszel, katar i 39 stopniowa gorączka to nic z twoim cierpieniem, prawda? – spytał dosyć ostro Harry. Jego głos zabrzmiał dziwnie. Znów dopadła go chrypa. Za dużo mówił. Powinien się oszczędzać.
- Hej! Nie kłóćcie się. Louis co z twoją babcią? – Karen spojrzała na niego wyczekująco.
- No właśnie nie wiem. Nie widziałem się z nią od roku a pomyślałem, że chciałby być na weselu własnej córki. Zapytam mamy gdzie mieszka. – mówiąc to wyjął z kieszeni telefon i wybrał do niej numer. Wcisnął zieloną słuchawkę i zadzwonił. Po trzecim sygnale rozległ się głos jego mamy:
- Co znowu zrobiłeś?
- Jezu nic. Czy zawsze jak dzwonię to muszę nawalić?
- Tak.
Lou wywrócił oczami.
- Nie tym razem. Dzwonię aby zapytać gdzie teraz mieszka babcia? Bo wiem, że się przeprowadzała. Zresztą jak co miesiąc.
- Nie mam pojęcia. Pa, słonko!
- Ale mamo czekaj! – Louis krzyknął prawie desperacko. – Musisz wiedzieć. Babcia dzwoniła do ciebie w święta.
- Ale nie mówiła gdzie mieszka.
- Babcia się zawsze tym chwali. Musiała ci powiedzieć. – nalegał Louis.
- Może i powiedziała… - Christina w końcu ustąpiła. – Po co ci to wiedzieć?
- Chciałem ją zaprosić na ślub i pomyślałem…
- O nie, nie! Po moim trupie.
Tylko tyle powiedziała nim się rozłączyła. Lou odłożył telefon na stolik zdumiony. Dlaczego jego mama tak zareagowała? Miała jakiś żal do babci?
- Coś nie tak? – zapytała Karen.
- Właśnie nie wiem. – wzruszył ramionami. – Mama nienawidzi za coś babci i nie mam pojęcia za co. To musi być coś dużego skoro tak zareagowała.
- Może do niej pojedźmy i dowiedzmy się o co chodzi? – zaproponowała.
- Masz rację. To ślub mojej mamy i nie może zabraknąć na niej babci. Mnie by było przykro gdyby na moim własnym ślubie nie pojawiła się mama. – powiedział Louis i wstał z kanapy. – Chodź pojedziemy do niej. – skinął głową w stronę drzwi i razem z Karen jak gdyby nigdy nic po prostu wyszli. Harry miał ochotę krzyczeć! Dlaczego nikt się nim nie zajmie? Tak bardzo chciał czyjeś uwagi. Czy prosi o tak wiele? Wtedy rozbrzmiał się dzwonek u drzwi. Zmarszczył brwi. Czyżby Louis robił sobie z niego żarty? Chciał wstać i zobaczyć czy to on czy może ktoś inny ale był tak słaby, że nie dawał rady. Z góry w końcu nadbiegł Niall, który omal nie wywalił się na schodach.
- Już lecę stary! Czałoby wołać. – powiedział blondyn.
- Nie mogę krzyczeć. – odpowiedział loczek. – Boli mnie gardło.
- Och no tak. – puknął się w czoło. – Głupiec ze mnie. – dodał i otworzył drzwi a w progu stał nie kto inny jak Zooey! Zaskoczony omal nie popluł się własną śliną.
- Cześć. Jest Harry? – zapytała uśmiechając się słodko. Horan kiwnął głową.
- W salonie. Umiera.
- Co? – Zoe spojrzała na niego zdziwiona. – Jak to umiera?
- Chory. – wyjaśnił po krótce Nialler i wrócił na górę aby opowiedzieć o wszystkim Zayn’owi. Ostatnio z nudów stali się strasznymi plotkarzami. Zooey skierowała więc swe kroki w tamtą stronę. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła rozpalonego chłopaka, który wyglądał naprawdę fatalnie.
- Wyglądasz beznadziejnie. – skomentowała przerażonym tonem.
- Dzięki. – odparł ironicznym tonem. – To miłe usłyszeć taki komplement w stanie emocjonalnego załamania.
- Wiem, że jesteś chory. Po prostu to prawda. Ale…dlaczego nikt się tobą nie zajął?
- Ich spytaj. Wszyscy sobie poszli.
- Pierwsze co zrobię to pójdę ci kupić leki a ty odpoczywaj. – powiedziała Zoe i wyszła z mieszkania. Harry uśmiechnął się pod nosem. To miłe mieć przy sobie kogoś kto tak o ciebie dba.
                                                                       ***
Gdy Louis i Karen znaleźli się w mieszkaniu Christiny próbowali ją przekonać, że powinna chociaż odwiedzić swoją matkę. Ona jednak uparcie trzymała się swojego zdania. Nie chciała mieć z tą kobietą nic wspólnego. Para nie rozumiała jej zachowania. Jak tak można myśleć o własnej matce?
- Ale dlaczego tak jej nie cierpisz? – zapytał Louis, który nie mógł tego pojąć. – Co ci zrobiła?
- Zachowywała się wobec mnie jak ostatnia suka. To mi zrobiła. – odpowiedziała siadając na kanapie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie zmusisz mnie abym tam pojechała z wami.
- Ale tylko ty znasz drogę. Mamo proszę!
- Nie i koniec tematu. – powiedziała stanowczo. Tommo zrezygnowany chciał iść do domu i wyciągnął do Karen rękę aby go za nią złapała jednak dziewczyna zamiast tego powiedziała:
- Może po prostu twoja mama jest tchórzem? Wiesz, nie każdego stać na odwagę aby zmierzyć się ze swoim lękiem. Wprawdzie miałam ją za osobę odważniejszą ale pozory często mylą. Masz rację. Chodźmy do domu. W końcu śluby bierze się tak często skoro ludzie nie zapraszają własnych rodzin.
Lou zachichotał. Karen miała czasami takie genialne pomysły. Christina gdy tylko to usłyszała a była przekonana, ze Karen mówi to do Louisa nie do niej, otworzyła szeroko oczy.
- Wcale nie jestem tchórzem. – wyznała. – Po prostu nie mam ochoty widzieć tej kobiety.
- Ponieważ się jej boisz. – powiedziała Karen.
- Nie boje się. – odparła jednak po minach Karen i Louisa stwierdziła, że jej nie uwierzyli. – Dobra. Chcecie? Udowodnię to wam. Pojedziemy tam teraz. Potrafię jej stawić czoła. – mówiąc to wzięła płaszcz i otworzyła drzwi a Karen i Lou przybili sobie piątkę.
                                                                       ***
Ktoś wszedł do domu i Harry był przekonany, że to Zooey. Chciał wiedzieć jak zareaguje na pieszczotliwą nazwę. Nadal nie wiedział na czym stoją w swoim „związku” i może to by mu/im uświadomiło to? Więc gdy drzwi się zamknęły krzyknął:
- Co tak długo? Tęskniłem, skarbie!
- Ja też kwiatuszku. – powiedział ktoś chichocząc pod nosem. Gdy wszedł do salonu Harry zobaczył, że to nie Zoe tylko Max. O mało nie spalił się ze wstydu.
- Przepraszam myślałem, że to Zooey. – wytłumaczył się a Maxowi najwyraźniej mina zrzedła. Przez chwilę w ogóle się nie odzywał. W końcu odchrząknął i już bez takiego błysku w oczach powiedział:
- Świetnie wyglądasz.
- Dziękuje. Zoe uważa, że fatalnie. – Hazz roześmiał się. – I ma rację. Nawet tak się czuje.
- Nie prawda. – powiedział miękko i usiadł na małym kawałku kanapy, który był wolny gdyż prawie na całej długości leżał Harry pod kocem. – Jak zwykle piękny.
Styles wywrócił oczami.
- Och zarumieniłem się! Jak mi wstyd. – dotknął swoich gorących policzków z powodu gorączki i obaj wy buchnęli śmiechem. Wtedy Max zbliżył się do Harry’ego i wyciągnął w jego stronę dłoń po czym dotknął jego czoła.
- Stary masz ze 39 stopni.
- Czuje się jakbym dawno przekroczył termometr. – westchnął.
- Może zrobię ci herbaty a potem obejrzymy jakiś film? – zaproponował z szerokim uśmiechem.
- Świetny pomysł. – Harry również posłał mu uśmiech. – I dzięki, że wreszcie ktoś się mną zajął. Marzyłem o tym. Zooey poszła po leki i…
- Zooey? – Max wymówił jej imię tak jakby go nienawidził.
- Taak, Zooey. – odpowiedział loczek patrząc na niego zaskoczony tą nagłą złością.
- W porządku. To ja może zrobię herbaty. – Max wstał i skierował się w stronę kuchni.
Tymczasem Niall siedział na schodach i przez barierkę obserwował całą tą sytuację. Gdy Zayn chciał zejść na dół pociągnął go za koszulkę.
- Stój! Nie możesz tam zejść.
- Boo?
- Bo zaraz zacznie się zabawa. – pisnął podekscytowany. – Przyszła i Zooey i Max.
- Serio? – Zay aż usiadł z wrażenia obok przyjaciela. – To może być interesująco. Na kogo stawiasz?
- Pewnie, że na Maxa! – Niall powiedział to tak głośno, że Malik kazał mu się przymknąć.
- Cii. Chyba nie chcesz aby odkryli naszą kryjówkę? I ja na twoim miejscu stawiałbym na Zooey. Potrafi być ostra.
- Ale Maxowi bardziej zależy.
- Ale Zooey to suka.
- Dobra wygrałeś. Ale i tak trzymam za Maxem.
                                                                       ***
Louis, Karen i Christina po 15 minutach drogi w końcu dojechali na miejsce. Christina ociągała się najbardziej jak mogła z wysiadaniem. Nie miała ochoty jej widzieć. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś to zrobi i jeszcze będzie zmuszona zaprosić ją na własny ślub! Żeby psuć sobie ten piękny dzień obecnością własnej matki! Coś strasznego!
Gdy stali przed drzwiami Louis nacisnął dzwonek.
- Mamy jeszcze szansę uciec. – powiedziała Christina. – Nie wszystko stracone.
- Cicho, mamo. – syknął Lou, że aż ją jego ton zaskoczył.
- Nie odzywaj się tak do matki! – krzyknęła i w tym momencie otworzyły się drzwi. W progu ukazała się kobieta około 60 z długimi blond włosami. Była w zwiewnym czarnym szlafroku.
- Witajcie kochani! Jak miło was widzieć! – powiedziała z radością lub udawaną  i pocałowała każdego w policzek po kolei. – Ooo a któż to? Urodziłaś córkę i nic mi nie powiedziałaś? – zapytała Luiza gdyż tak miała na imię babcia Lou. Miała oczywiście na myśli Karen.
- Nie. To Karen. Dziewczyna twojego wnuczka. – odpowiedziała Christina wywracając oczami.
- Och, doprawdy? – zmierzyła ją wzrokiem. – Dopiero wstałaś?
- Nie. Jestem na nogach już kilka godzin. – powiedziała nieśmiało Karen.
- Hm, no cóż. Mam parę kremów jeśli nie masz pieniędzy. Zresztą, tobie Christina też by się przydały. – spojrzała na nią z wyższością. – A mój wnusio jak zwykle idealny! – posłała mu wesołe spojrzenie. Louis pierwszy raz nie był krytykowany i cholernie to mu się podobało. Stwierdził, że muszą częściej odwiedzać babcie. Luiza zaprosiła ich do środka gestem ręki. – Przepraszam, że nie posprzątałam ale nie miałam czasu. Jestem ostatnio taka zabiegana.
Oczywiście dom był idealnie czysty a kobieta przesadzała jak zwykle.
- Cudowny dom. – skomentowała Karen.
- Ty pewnie dziecko nie jesteś przyzwyczajona do takich luksusów. – Luiza popatrzyła na Karen ze współczuciem. – Louis powinieneś ją rozpieszczać. Biedne dziecko. Na pewno wychowywało się w fatalnych warunkach.
- Mamo, możesz dać jej spokój? – poprosiła Christina chodź miała ochotę na nią nawrzeszczeć. – Ty za to nie masz pojęcia jak to jest mieszkać w domu poniżej 400 metrów kwadratowych.
- To takie domy w ogóle jeszcze istnieją? – wy buchnęła głośnym śmiechem a widząc miny pozostałej trójki zrozumiała, że nie żartowali. – Och. No cóż, dzisiejsi ludzie żyją jak w dziczy. Powiedz mi moja droga… - zwróciła się do Karen. – Ile krajów zwiedziłaś?
Dziewczyna na moment zamilkła.
- Ja… um, wydaje mi się, że tylko Londyn i … byłam raz na Hawajach.
Luiza znów parsknęła śmiechem. I kolejny raz musiała zrozumieć, że mówi poważnie.
- Ehem, no cóż, powinnaś jeździć i zwiedzać świat. A ty Christina powinnaś sprawdzać dziewczyny, które wybiera sobie twój syn. Zobacz na kogo trafił. – powiedziała kręcąc głową i opadła na kanapę. Karen starała się trzymać dzielnie. Christina dotknęła jej ramienia w celu dodania otuchy.
- Tak właściwie babciu… - zaczął Louis. – To mama chciała ci powiedzieć coś ważnego.
- Nie, nie chciałam. – odparła stanowczo a Tommo spojrzał na nią groźnie.
- Owszem chciałaś.
Kobieta wywróciła oczami.
- Po prostu się żenię w czerwcu i Louis chciał abyś przyszła. Nie ja. Louis. Tylko Louis. – miała nadzieje, że dokładnie jej przekazała, że jej nie zależy na obecności Luizy.
- Z kim? – tak zabrzmiało jej pierwsze pytanie zamiast gratulacji i uścisku.
- Z Seanem.
- Jaki Seanem?
- Naszym menadżerem. – wtrącił Louis. – Jest zabawny i pasują do siebie.
- Menadżerem? – parsknęła kobieta. – Błagam. To poniżające. A ile ma lat?
- 26. – znów odpowiedział Louis a Christina pomyślała, że zabije własnego syna. Luiza wpadła w jeszcze większy śmiech.
- Ty już masz syna a on nie dawno skończył szkołę. Ale nie dziwię ci się. Twój mąż odszedł do innego mężczyzny więc jakoś chciałaś się pocieszyć. Szkoda, że nie wybrałaś lepszej partii ale zawsze miałaś marny gust i jeszcze przekazałaś go synowi. – westchnęła. W Christinie zaczęła gotować się złość. I właśnie dlatego jej nienawidziła.
- Od zawsze mnie krytykowałaś. Przyzwyczaiłam się ale Karen daj spokój. To świetna dziewczyna i gdybyś poznała poprzednie wybranki mojego syna to doszłabyś do wniosku, podobnie jak ja, że lepiej nie mógł trafić. – powiedziała zbliżając się do drzwi. – Chodźcie idziemy.
- A nie możemy jeszcze chwilę zostać? – zapytał Louis. – Babcia nie miała niczego na myśli.
- Ona obraża mnie i twoją dziewczynę a ty jej bezczelnie bronisz? Idziemy Karen. – powiedziała Christina otwierając drzwi. Dziewczyna bez wahania poszła za nią i odeszły bez pożegnania.
- No hej! Nie zostawiajcie mnie! – krzyknął Lou i z przerażeniem zobaczył w oknie, że odjechały, zostawiając go! Przeklinał cicho pod nosem. – Cholera, i co ja teraz mam zrobić?
- Możesz zamieszkać ze mną. Wnuczek i babcia. Media by nas kochały. – powiedziała radośnie. Tommo nie zbyt spodobał się ten pomysł. Mieszkanie z mamą wydawało mu się beznadziejnie a tu w dodatku babcia… nie, nie.
- To ja może wrócę autobusem. – rzekł i zbliżył się do drzwi a w ostatniej chwili odwrócił się: - To jak babciu? Przyjdziesz na ślub? – spytał z nadzieją w głosie.
- Zastanowię się.
Louis ciężko westchnął. To chyba był beznadziejny pomysł. Ale kochał babcię i chciał aby cała rodzina była na tym wydarzeniu. Miał nadzieje, że na jego ślubie pojawią się wszyscy.
                                                                       ***
Tymczasem Zooey wróciła z zakupów. Kupiła mu wszystkie potrzebne leki a nawet jak jej się wydawało rozpędziła się i kupiła zupełnie nie potrzebne jak np. na ból brzucha. Przecież Harry nie cierpiał na tę dolegliwość ale chciała aby miał wszystkie leki w razie gdyby coś.
- Wróciłam! – krzyknęła wchodząc do środka. Hazz tymczasem na wpół – leżał i pił herbatę a obok niego siedział Max i przewijał bezmyślnie kanały. – O! Cześć Max. – powiedziała zaskoczona jego obecnością.
- Hej. – odburknął nawet na nią nie patrząc. Zoe zdziwiło jego zachowanie. Przecież nie zrobiła mu nic złego, prawda? A może miał zły humor od rana a ona nie jest niczemu winna?
- Przyniosłam ci leki. – powiedziała patrząc na loczka. Ten posłał jej szeroki uśmiech.
- Dziękuje! Jesteś aniołem.
Zooey zarumieniła się lekko i machnęła nie dbale ręką.
- Nie przesadzaj. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.
- Nie, nie każdy. Bo moi kumple prócz Maxa, mają mnie totalnie gdzieś.
Niall i Zayn, którzy przysłuchiwali się ich rozmowie mieli krzyknąć, że rano trochę się nimi zajęli przed wyjściem ze szkoły ale wtedy wyszłoby na jaw, że podsłuchują więc woleli siedzieć cicho.
 -No cóż, ja się z tobą zajmę. – zapewniła go. – Jeśli chcesz Max możesz iść do domu. Na pewno masz ważniejsze sprawy na głowie. – zwróciła się w jego stronę brunetka. Kujon o mało nie wyszedł z siebie! Ona ewidentnie chciała się go pozbyć. O nie, nie. Tak łatwo się nie da.
- Zostanę. Harry’emu przyda się dodatkowa opieka. – powiedział z uśmieszkiem pod nosem. Zoe wyglądała na rozczarowaną więc tym większa była jego radość.
- Nie masz dziewczyny z którą mógłbyś spędzić czas? – zdziwiła się.
- Nie. A po za tym są ważniejsze rzeczy niż dziewczyny. Na przykład przyjaciele. – spojrzał na Harry’ego, który uśmiechnął się lekko.
- Nie to, że cię wyganiam ale Harry ma mnie a ja się nim idealnie zajmę. – Zooey nie ustępowała.
- Nikt nie robi nic idealnie a we dwoje lepiej podążymy do doskonałości. – odciął się Max. Zoe ciężko westchnęła. Najwyraźniej zrezygnowała z wypraszania go z domu. Poszła do kuchni zanieść leki mówiąc ciche „Jak chcesz”.
- Zoe ma rację Max. Nie musisz zostawać. Nie chce sprawiać ci kłopotów. – odezwał się Harry.
- Ależ właśnie ja chcę abyś mi sprawiał kłopoty! – Max prawie to wykrzyknął a Hazz roześmiał się.
- Zabawny jesteś.
W tym momencie wróciła Zooey ze szklanką wody i tabletką. Podała ją Harry’emu a ten miał wziąć ją do buzi kiedy jego przyjaciel powiedział:
- No błagam! Nurofen? Chcesz aby od tego wyzdrowiał czy pochorował się jeszcze bardziej? Najlepszy jest gripex.
- Mają takie samo działanie. – Zoe wywróciła oczami.
- Właśnie, że nie. Mieliśmy ostatnio leki na chemii i różnią się aż 3 składnikami. – powiedział dumnie Max.
- Ale działanie mają takie same. – odpowiedziała Zooey coraz bardziej zirytowana jego zachowaniem. – Harry weź ją.
- No jeśli nie zależy ci na zdrowiu to weź. Spoko. – mruknął pod nosem Max. Tak naprawdę wiedział, że to jedno i to samo praktycznie ale tak bardzo chciał się czegoś uczepić Zoe! Żeby pokazać Hazzie, że wcale nie jest taka idealna. Wiedział, że to raczej nie możliwe i widział jak chłopak powoli się w niej zakochiwał. To strasznie bolało. Wolał w tej chwili w ogóle nie istnieć.
 -Zoe ma rację. To takie same tabletki. – powiedział Harry i wsadził ją do buzi po czym popił wodą. Max wywrócił oczami.
- Coś jeszcze przynieść, zrobić? – zapytała Zoe uśmiechając się słodko.
- Nie dzięki. Może później. – odpowiedział Harry.
- A ode mnie coś byś chciał? – dopytał Max.
- Skoro ode mnie nie chce to od ciebie tym bardziej. – odgryzła się Zoe. Max powstrzymał się aby nie pokazać jej języka albo nie nazwać wredną zołzą.
- Proszę nie kłóćcie się. Chciałbym odpocząć. Czuje się słabo. – powiedział Harry.
- Mówiłam, że jest za dużo osób i aby Max poszedł ale on nie chciał słuchać. – powiedziała Zooey obrażonym tonem. W tym momencie zadzwonił jej telefon więc odebrała go. Dzwonił jej menadżer, który w ostatniej chwili załatwił jej sesję zdjęciową. Zoe nie spodobał się ten pomysł. Wolała zostać z Hazzą. – Dobrze, dobrze. Będę. – zapewniła niezadowolona i rozłączyła się. – Wychodzi na to, że muszę lecieć. Mój menadżer dzwonił. Pa, skarbie. – dała buziaka w policzek Harry’emu i nie żegnając się z Maxem wyszła z domu. Max tymczasem poczuł się źle z powodu tego jak się zachowywał. Postanowił przeprosić Harry’ego.
- Przykro mi za tą sytuację. Nie zachowałem się jak przyjaciel roku. – spuścił głowę. Styles uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy. Zoe na początku może wydaje się być nie miła ale z czasem polubisz ją tak jak ja.
- Nie sądzę. – mruknął pod nosem. Wcale nie chodziło o charakter Zooey, chodziło o to, że miała coś czego on nie mógł mieć. Harry’ego. Ale to nie była jego wina, że Hazz nie był gejem albo chociaż bi tak jak on. 
- Obejrzymy może jakiś film? – podsunął pomysł Harry.
- Jasne. – przytaknął.
- Mam w pokoju laptopa. Poszedłbyś po niego, proszę? Mam zapisanych tam kilka filmów.
- Nie ma sprawy. – Max podniósł się z kanapy i wszedł po schodach na górę. Wtedy zobaczył Nialla i Zayn’a, który ewidentnie ich podsłuchiwali. Spojrzał na nich jak na intruzów. – Co wy tu robicie? – zapytał szeptem a przyjaciele drgnęli.
- Zayn mi coś pokazywał. – Niall wskazał na niego palcem.
- Co takiego? – kujon założył ręce na klatce piersiowej i patrzył na nich wyczekująco.
- Zayn powinien wiedzieć. To on mi chciał pokazać. – odparł Horan.
- Wcale bo nie. – odburknął Malik. Max wywrócił oczami.
- Dobra nie tłumaczcie się. Dobrze wiem, ze podsłuchiwaliście. I tak mnie to nie obchodzi.
Chłopak skierował się w stronę pokoju Harry’ego a Zayn i Nialler zaskoczeni jego zachowaniem wstali i dotrzymali mu kroku.
- Jak to? Co się stało? – spytał Horan.
- On jest wpatrzony w nią jak w obrazek. Nie mam szans. Muszę się pogodzić, że już zawsze będę jego przyjacielem.
- Ale jesteś od niej lepszy. – starał się go pocieszyć Malik.
- Sam w to nie wierzysz. Sorry ale rezygnuje.
- Nawet nie walczyłeś o niego więc nie masz z czego zrezygnować. – powiedział może zbyt ostro Zayn. – Zaproś go gdzieś, powiedz co czujesz…
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię! – Max prawie to krzyknął. – Dobra nie ważne. – dodał otwierając drzwi do jego pokoju i biorąc laptopa z biurka. – Idę oglądać z nim film. Możecie się dołączyć i tak do niczego między nami nie dojdzie.
- Tego nie wiesz. – rzekł z tajemniczym uśmieszkiem Niall. – Ja i tak was shippuje.
                                                                       ***
Tymczasem Louis zapukał do drzwi domu Karen. Był zmęczony i najchętniej usnąłby na środku chodnika. Gdy dziewczyna mu otworzyła omal nie wybuchnęła.  śmiechem. Wyglądał strasznie. Twarz miał całą czerwoną a włosy prawie mokre.
- Świetnie wyglądasz, skarbie. – powiedziała z szerokim uśmiechem a Lou wywrócił oczami.
- Uciekł mi autobus i musiałem biec. – odpowiedział wchodząc do środka.
- Biec? Nie mogłeś iść?
- Nie, ponieważ robiło się ciemno a… - odchrząknął.
- Tak, wiem ty boisz się ciemności. – powiedziała całując go w policzek. – Mały chłopczyk. – dodała wesoło.
 - A jak mama? Mówiła coś o babci?
- *Mam pominąć przekleństwa?
- Zdecydowanie.
- To nic nie powiedziała.
Louis ciężko westchnął.
- One się nigdy nie pogodzą, co? – spojrzał na nią smutno. Karen wzruszyła ramionami.
- Tego nie wiesz. W końcu to rodzina. Do ślubu jeszcze 4 miesiące.
- Tylko 4 miesiące. Nie pogodziły się przez tyle lat a zrobią to w 4 miesiące? Nie sądzę. – Lou usiadł na kanapie.
- W sumie to nie dziwię się twojej mamie. Twoja babcia potrafi być wredna. – dziewczyna zajęła miejsce obok niego. – Ciągle ją krytykuje.
- Wreszcie moja mama może się poczuć jak ja. Mam nadzieje, że zrozumie, że ciągła krytyka potrafi boleć. Nie powiedziała nigdy, że jest ze mnie dumna.
Karen oparła głowę na jego ramieniu.
- Zrobi to w odpowiednim czasie. I wiesz co? – popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem. – Ja jestem z ciebie dumna. Przez te 2 lata odkąd się poznaliśmy przeszedłeś diametralną zmianę. Wyrosłeś na cudownego chłopaka. I takiego cię kocham.
Pocałowała go szybko w usta. Louisowi poprawił się nieco humor.
- Dziękuje, że tak mówisz. No cóż, muszę się pogodzić z tym, że babcia raczej nie będzie obecna w naszym życiu.
- Ale ja będę. – Karen złapała go za dłoń.
- Póki nie zerwiemy.
Dziewczyna posłała mu spojrzenie typu: Serio?
- To nie był odpowiedni moment. Przepraszam.
- W porządku. – roześmiała się.
- Myślisz, że przyjdziemy za 4 miesiące oboje na balkon?
Karen przez moment zastanowiła się.
- Tego nie wiemy. Ale możemy mieć nadzieje, że tak.
A potem zapadła cisza i po prostu siedzieli zastanawiając się ile może zmienić się w ich życiu przez ten czas.
                                                                       KONIEC
*pewnie znacie ten tekst. Dosyć popularny wśród Directioners haha.
Prosiłabym aby anonimowe osoby podpisywały się, ponieważ to takie trochę głupie zwracać się „anonimek” lepiej po imieniu, co? ;). Więc taka mała prośba.
Jedna osoba miała pretensje, ze jest za dużo Harry’ego i Maxa. Ja tak nie uważam. Praktycznie jest ich mało. Mogłoby być więcej ale wiem, że to wam nie odpowiada a po za tym ja piszę o wszystkich bohaterach po trochu nie tylko o Laren. Gdybym pisała tylko o Lou i Karen to w końcu znudziłby mi się ich wątek albo straciłbym pomysły i musiała zakończyć szybciej opowiadanie. To trochę jak w serialu po trochu każdego z bohaterów. Tak lubię pisać i nie będę tego zmieniać.
Nigdy nie napisałam, że to opowiadanie TYLKO o nich.
Dobra a tak pomijając te sprawy to w moim nowym opowiadaniu, które pojawi się NA TYM BLOOGU chcielibyście aby 1D chodzili do szkoły czy nie? Bo napisałam 3 rozdziały opowiadania jak nie chodzą ale teraz naszedł mnie taki pomysł, że wątek szkoły może być fajny, co?
Nie wiem, piszcie w komach jak wam się podobałoby bardziej.
W następnym odcinku napiszę wam pomysł na moje nowe opowiadanie (2) a wy zdecydujecie który lepszy bo tutaj się za bardzo rozpisałam.
+ zadawajcie pytania bohaterom! 
Do następnego kochani :*