Oczami Victorii:
Rozpoczęcie
dnia jak każde inne. Poranny prysznic, potem śniadanie w miłym towarzystwie Zayna.
On był taki słodki. Nie mogę się nigdy napatrzeć na niego. Jest taki męski i
cudowny. Piekielnie żałuje, że muszę udawać dziewczynę Justina, bo gdyby nie
to, to już dawno zaprosiłabym gdzieś Zayna. Chyba, że bym stchórzyła bo wciąż
nie jestem pewna czy on czuje to co ja. Nagle do domu wpadła moja ciocia, Rita.
-
Witaj Vicuś! – krzyknęła z uśmiechem i dała mi buziaka w policzek. Uśmiechnęłam
się lekko.
-
Cześć ciociu!
Rita
wprawdzie jest moją ciocią i ma 36 lat ale jest bardzo rozrywkowa i pracuje
jako didżejka w klubie. Vanessa z Rodrickiem kochają tam imprezować, ale nie
ja.
-
Mam dla ciebie niespodziankę! – krzyknęła zadowolona. – Wyjrzyj przez okno.
Posłuchałam
jej i zrobiłam tak jak powiedziała. Oczom normalnie nie mogłam uwierzyć! Stał
tam najcudowniejszy na świecie samochód!
-
Kocham cię ciociu! – pisnęłam z radością i uściskałam ją z całych sił. Ona
ledwo wyswobodziła się z niego. – Ale zaraz, zaraz … - moja mina momentalnie
zrzędła. – Ja nie mam prawa jazdy … - spuściłam głowę.
-
A twój chłopak … - zaczęła ciocia.
-
To nie jest mój chłopak, to znaczy jest ale udawany. – odpowiedziałam szybko. –
Justin i tak nigdy nie ma czasu. Jest zajęty imprezowaniem.
-
Ach młodość. – westchnęła Rita. – Pamiętam jak ja imprezowałam … to były czasy,
które bezpowrotnie minęły.
-
Ciociu, ty nadal imprezujesz nawet ostrzej niż w młodości. – przypomniałam jej
na co ona kiwnęła głową. W tym momencie z góry zeszła Vanessa, która złapała
się za głowę i zaczęła narzekać na jej potworny ból. No cóż, nie dziwię jej
się. Wczoraj nie źle zabalowała. Napiła się kilka drinków, potańczyła z Loganem
i padła trupem. Van zawsze kochała imprezować i była królową towarzystwa.
Podziwiałam w niej to. Nie bała się własnego zdania i była bardzo pewna siebie
czasem aż za.
-
Mój łeb! – narzekała wchodząc do kuchni i nalewając sobie soku do szklanki. –
Vic, daj mi tabletkę.
Nie
wiele się namyślając otworzyłam górną szafkę i wyjęłam z niej lek, po czym jej
podałam. Nawet nie podziękowała. Jak zawsze zresztą, powinnam się przyzwyczaić.
To słowo chyba nie istnieje w jej słowniku.
-
Ciocia kupiła mi nowy samochód! – pisnęłam. – Idę go zobaczyć!
-
Jak ty nie masz prawa jazdy … - zaczęła Vanessa, ale już jej nie słuchałam.
Otworzyłam drzwi frontowe i podbiegłam do czarnego cudeńka. Totalnie, absolutnie
się zakochałam. Chyba jednak można pokochać przedmiot! I właśnie to
udowodniłam. Obie kobiety poszły za mną. – Nie zły. – skomentowała Van kiwając
głową z uznaniem. – Muszę przyznać Rita, że naprawdę masz gust.
-
Się wie. – odparła skromnie moja ciocia. Lubiły się z Vanessą, może dlatego iż
uwielbiały imprezy i świetnie się przez to dogadywały. Czasem im zazdrościłam tej relacji.
W
tym momencie zadzwonił telefon. No ładnie! Menadżer Justina Biebera! To znaczy „mojego
chłopaka”! Ciekawe co znów wymyślił. Może mam udać się z nim na premierę nowego
filmu?
-
Cześć. – powiedziałam siląc się na radosny ton gdy tak naprawdę miałam ochotę
krzyczeć.
-
Powinniście spędzić dzisiejszy dzień razem. – rzekł bez owijania w bawełnę. –
Jus ostatnio trochę imprezował i został przyłapany na tańcu z chłopakiem, to może źle wpłynąć na jego wizerunek. Musicie
pokazać, że nadal jesteście razem i bardzo się kochacie.
Ciężko
westchnęłam. Nie odpowiadam za wybryki tego dzieciaka! To moja wina, że jest
tak nie wyżyty seksualnie?
-
Ale ja mam zamiar uczyć się jeździć moim nowym samochodem … także mam już plany
na ten dzień. – odpowiedziałam wolno. Usłyszałam okrzyk radości.
-
No i świetnie! Jus nauczy cię jeździć! Ma prawo jazdy więc myślę, że da radę, tylko nie przekraczajcie prędkości. Głupio by
było gdybyście dostali mandat. – powiedział mężczyzna, a ja wywróciłam oczami.
Zapowiadał się cudowny dzień!
Oczami
Vanessy:
Zobaczyłam,
że Vic z jakiegoś powodu mina zrzedła. Totalnie jej nie rozumiałam! Dostała
takie cudeńko i jeszcze jest nie zadowolona? Wooow! Ja powinnam być nie
zadowolona mam kaca jak cholera! Czuje się fatalnie! Usłyszałam dźwięk
oznaczający przychodzące połączenie, na wyświetlaczu pojawiło się imię „Logan”.
Odebrałam.
-
Co jest? – zapytałam.
-
Mam wolny wieczór, skarbie. – odpowiedział z dzikim śmiechem. Zmarszczyłam
brwi.
-
I co w związku z tym? – udawałam głupią, chodź doskonale wiedziałam o co mu
chodzi. Byłam jednak zbyt zmęczona na igraszki z tym szalonym chłopakiem.
-
Może byś wpadła? Zabawilibyśmy się. – powiedział.
-
Log to, że ty masz wolny wieczór nie znaczy, że ja także. Tak się składa, iż
umówiłam się już z kimś.
-
Znów z Rodrickiem? To gej! Nie może ci dać tego czego ja.
Logan
był zbyt pewny siebie, co zaczęło mnie irytować. Chciałam mu pokazać, że wcale
nie jestem gorsza i Rodrick to nie moje jedyne towarzystwo.
-
Otóż dzisiejszy wieczór spędzam z Harrym. Pamiętasz? Poznałeś go wczoraj na
imprezie.
-
Tak pamiętam ale on cały czas rozmawiał z Eleanor …
-
Tak to prawda ale później umówił się ze MNĄ. – powiedziałam dając specjalny
nacisk na ostatnie słowo. Chłopak ciężko westchnął. Wiedziałam, ze był
rozczarowany co dało mi jeszcze większą satysfakcję. – Muszę kończyć pa! –
pożegnałam się i rozłączyłam a potem uśmiechnęłam pod nosem. Logan na pewno
zwija się z zazdrości!
***
Kolejną
rzeczą, którą musiałam zrobić było urzeczywistnienie mojego planu. Musiałam i
chciałam umówić się na randkę z Harrym. Co prawda nie dawno go poznałam ale
przecież nie każde moje spotkanie musi się skończyć w łóżku. Zresztą jestem
pewna, że on by nie chciał, a przynajmniej nie wygląda na takiego. Chociaż …
chodzi do klubów ze striptizem więc … hm … a może moje pierwsze wrażenie było
mylne? Nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać otworzyłam furtkę prowadzącą do
domu chłopaka. Akurat w tej chwili musiała tamtędy przechodzić ta szmata,
Calder.
-
Czego tu szukasz? – spytała ostro. Prychnęłam pod nosem.
-
Idę się umówić na randkę z Harrym. Wiem, że byś chciała ale cóż …
-
Coo? – dziewczyna roześmiała się. – My już jesteśmy umówieni na dzisiaj. Nie
mówił ci? – zrobiła oczy szczeniaczka. Na moment zabrakło mi tchu. Jak to się z
nią umówił? To nie możliwe! Ona na pewno sobie żartuje! Nie mógłby! Przecież …
przecież on miał być ze mną! Nie z Eleanor, ona robi maślane oczka do Louisa!
Niech Harrego zostawi w spokoju.
-
Owszem mówił. – powiedziałam chcąc wyjść jakoś z tego. – Przyszłam omówić
szczegóły jutrzejszego spotkania. Ojć, nie mówił ci? – teraz ja zrobiłam oczka
szczeniaczka. Widziałam, że El jest zazdrosna i dobrze tak suce! Dziewczyna
odchrząknęła i odwróciła się na pięcie.
-
Po dzisiejszym spotkaniu odwoła wasze jutrzejsze. – powiedziała i oddaliła się.
Ja tymczasem miałam ochotę się płakać! Jak mógł coś takiego zrobić? Co za
dupek! Myślałam, że jest zainteresowany mną a nie ją! Cholera! Pierwsze
wrażenie zawsze mnie zmyli, ale to nie znaczy, że nie będę dalej walczyć o
Harrego. Co to, to nie. Mam tajny plan …
Oczami
Victori:
Justin
jak zwykle przyszedł totalnie spóźniony. Naprawdę nie rozumiem tego chłopaka.
Mnie jedna impreza w tygodniu by wystarczyła, a ten imprezuje praktycznie
codziennie i to jeszcze zalewa się totalnie w trupa! Oparłam się o samochód i
wypatrywałam go z ciężkim westchnieniem. Co chwila patrzyłam na wyświetlacz w
telefonie. Mógłby chociaż zadzwonić jaśnie pan! Po kilku minutach podjechało
czarne autko, a z niego wysiadł Jus we własnej osobie w ciemnych okularach.
Wyglądał oszałamiająco. Gdyby Rodrick go teraz zobaczył na pewno rzuciłby się
na niego.
-
Elo. – powiedział machając mi lekko dłonią.
-
Hej. – odpowiedziałam wywracając oczami. Co mam mu może paść do stóp? – Czemu
nie zadzwoniłeś, że się spóźnisz?
-
Przepraszam, obraziłem jaśnie pani dumę? – odburknął. Nie zdążyłam
odpowiedzieć, ponieważ rzekł: - Wsiadaj do samochodu i jedźmy. Musimy pokazać
się dziennikarzom jako zakochana parka.
-
Powinniśmy się najpierw przywitać jakimś całusem w policzek czy cokolwiek. –
powiedziałam cicho i pomyślałam, że Justin tego nie usłyszał, a jednak.
Podszedł do mnie i musnął lekko mój policzek na co się zarumieniłam.
-
Witaj skarbie. – rzekł z szerokim uśmiechem chodź mam wątpliwości czy nie był
wymuszony. Wywracając oczami wsiadłam do samochodu i odpaliłam. Nie wiem czy
damy radę się dogadać. To będzie naprawdę trudna jazda.
Oczami
Vanessy:
-
Co? Ty chyba sobie żartujesz? – zapytał Rodrick totalnie zaskoczony moją
propozycją. Ciężko westchnęłam.
-
Jako dobry przyjaciel powinieneś to zrobić. – stwierdziłam poważnie, a ten
wziął głęboki oddech.
-
Nie uważasz, że to przesada? Skoro woli tą całą Eleanor …
-
Nie woli, jasne? – warknęłam ostro, aż samą siebie zaskoczyłam. – To znaczy …
przepraszam po prostu myślałam, że po tygodniu uda mi się go zaciągnąć do łóżka,
a tu jakaś suka się wtrynia. – usiadłam na kanapie z ciężkim westchnieniem. –
To jak? Zrobisz to dla mnie? Proszę?
-
Van … ja … okej. Zrobię to. – powiedział z ciężkim westchnieniem. Uradowana
podbiegłam do niego i dałam mu całusa w policzek.
-
Jesteś kochany Rodrick! – pisnęłam.
-
W sumie, skoro Justin może udawać chłopaka Victori to ja mogę udawać twojego
przez jeden wieczór. – odpowiedział z uśmiechem.
Oczami
Victori:
To po prostu jakiś horror! Justin darł się na
mnie co 5 minut, że źle jadę, że nie patrzę na światła, że zaraz nas zabije!
Tak właściwie pewnie martwił się o swoje bezpieczeństwo a nie o moje, co nie
zmienia faktu, że ta podróż to była jakaś masakra. Byłam wściekła na Justina!
-
Zamknij się, zamknij się, zamknij się! – wrzeszczałam, na co w końcu przymknął
paszczę.
- Nie podnoś na mnie głosu! – krzyknął.
- O przepraszam tato! Nie wiedziałam, że mam
zwracać się do ciebie z szacunkiem! Zmyliło mnie twoje bezczelne podejście do
mnie!
Justin wywrócił oczami.
- Jeżeli zamierzasz się tak zachowywać to wysadź
mnie z samochodu. – powiedział na co kiwnęłam głową z ochotą i się zatrzymałam.
Kapryśny piosenkarz otworzył powoli drzwiczki i z ociąganiem opuścił samochód.
Pewnie do ostatniej chwili miał nadzieje, że go zatrzymam i przeproszę HA HA HA
! Bardzo zabawne panie Bieber! Kiedy nie było go w moim cudeńku nacisnęłam
pedał gazu i z piskiem opon odjechałam. – Ale zaraz! Dokąd to paniusiu?! Nie
masz prawa jazdy! – wrzeszczał, ale ja to olałam. Po kilku minutach
rzeczywiście do mnie dotarło, ze nie umiem prowadzić samochodu. Zaczęłam lekko
panikować. A jak zaraz zatrzyma mnie policja? Dobry Boże, co wtedy będzie?
Gwałtownie się zatrzymałam i zaczęłam ciężko oddychać. Tylko nie panikuj Vic,
tylko nie panikuj. – powtarzałam sobie w myślach. Wyjęłam telefon i wybrałam
numer do Zayna.
- Cześć Zay. Musisz mi pomóc, a Vanessa nie
odbiera. – skłamałam. Przecież nie mogłam powiedzieć, że automatycznie
wykręciłam do niego numer.
- Jasne. Mów o co chodzi?
- Jestem przy privent street 4 i prowadziłam
samochód przez 5 ulic bez prawa jazdy! – powiedziałam ze zdenerwowaniem.
- Nie denerwuj się, Vic. Zaraz po ciebie
przyjadę. – odparł uspokajającym głosem. – Tylko zabiorę kogoś ze sobą aby
poprowadził do domu twoje auto, zgoda?
- Jasne. Dzięki. – odpowiedziałam i
rozłączyłam się. On jest cudowny! Prawdziwy przyjaciel! Szkoda, że muszę udawać
dziewczynę Justina … ach, codziennie tego żałuje, ale na razie to moje jedyne
źródło utrzymania, a muszę przyznać, ze dostaje za to całkiem sporą ilość kasy.
***
Dokładnie po 23 minutach przyjechał Zayn swoim
samochodem z Cheri i Roxy w środku. No tak! Mogłam się spodziewać, że one bez
siebie nigdzie nie pójdą. W sumie były na swój sposób słodkie, chodź Roxy
wolała tego nie okazywać. Brzydziła się jakimikolwiek głębszymi uczuciami.
-
Cheri i Roxy pojadą twoim samochodem, a ty wsiadaj do mnie. – powiedział Malik
z szerokim uśmiechem. Może miałam wrażenie, ale wydawało mi się, że był
szczęśliwi iż to właśnie z nim jadę. Ale to pewnie wrażenie.
-
Nie chcę wszczynać paniki ale po drodze zostawiłam Justina. – odpowiedziałam
lekko ze wstydem. Zay parsknął śmiechem, myśląc zapewne, że to żart. W końcu
kto normalny zostawiłby Justina Biebera na środku ulicy?
- O Boże ty serio. – powiedział z poważniejąc.
-
No niestety. Ten laluś działał mi na nerwy. A teraz boje się, że coś mu się
stało. – powiedziałam spuszczając głowę. Po chwili ktoś do mnie zadzwonił to
był menadżer Justina. Otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. – Heeeeej.
-
Vic? Co ty odpierdalasz? Tobie naprawdę się w głowie poprzewracało? Żeby
zostawiać Justina na środku drogi?
-
Tak, tak wiem. Mogło coś mu się stać. – odpowiedziałam.
-
Nie o to chodzi! A jakby zobaczył was jakiś reporter? Masakra.
Miałam
ochotę wybuchnąć śmiechem. Gdyby nie Rodrick nikt by się Jusem nie przejmował.
Bieber powinien Bogu dziękować, że ma takiego chłopaka, a on go pewnie jeszcze
zdradza. Nie wierzę, że mając na imprezie tyle ciach zachowuje rozsądek.
-
Przepraszam ale on był okropnie wkurzający. – wyznałam z ciężkim westchnieniem.
-
Wiem, że Jus jest nie do wytrzymania i nie tylko dla ciebie, swoją drogą to
nawet cię podziwiam, że go jeszcze nie zabiłaś.
Wybuchnęła
śmiechem.
-
A wszystko z nim w porządku?
-
Tak, tak jest cały i zdrowy ale okropnie na ciebie przeklina.
Przygryzłam
lekko wargę.
-
No cóż, najwyżej mi nie zapłaci. – odparłam bezproblemowo. Albo mi się zdawało
albo jego menadżer się roześmiał. Potem się rozłączyłam i kiwając w stronę Zayna
wsiadłam do jego samochodu. – Jedźmy.
Oczami
Vanessy:
Byłam
prawie gotowa do wyjścia! Jestem pewna, że zrobię wrażenie na Harrym i będzie
mega zazdrosny! Już moja w tym głowa! Padnie trupem gdy zobaczy mnie z
Rodrickiem świetnie się ze sobą dogadujących. Nagle wyjrzałam przez okno i co
zobaczyłam? Eleanor wita się z Harrym całusem w policzek! Ta suka właśnie
rozpętała wojnę!
____________________________________________________________
Pomysły mam rozpisane do odcinka bodajże 18 :) ale jeszcze przyjemniej by mi się pisało gdybyście komentowali. Także grzecznie proszę o jakiekolwiek komentarze!!! Bo nie wiem czy nowe ff wam sie podoba czy też nie.
czytasz = komentujesz
Jak miło ze wróciłaś. Zapowiada się fajnie, ale muszę się wkręcić w to opowiadanie, żebym naprawdę pokochała to ff. Szkoda tylko, że tak mało jest One Direction czyli Liam'a, Lou i Niall'a :(
OdpowiedzUsuńCóż i tak wszystko zależy od Ciebie.
Pozdrawiam i czekam na "wojnę" Van