środa, 20 maja 2015

Łamacze serc 1x05

Oczami Vanessy:
Zeszłam na dół napić się wody. Ta niby randka z Rodrickiem totalnie mnie wykończyła i wydaje mi się, że ośmieszyła w oczach Harre’go. Teraz już nie jestem pewna jego uczuć do mnie. Wydawało mi się, ze wpadłam mu w oko, ale tą randką z Eleanor kompletnie mnie zmylił. Weszłam do kuchni, odkręciłam zakrętkę i … zaczęłam piszczeć na cały dom! Bowiem zobaczyłam zjawę! A jednak paranormal activity to nie tylko wymysł reżysera. To coś istnieje naprawdę, a ja właśnie widziałam jego cień. Z góry zeszła zaspana Victoria. Przetarła oczy i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Van odłóż tą patelnie. – powiedziała, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że trzymam ten przedmiot w dłoni.
- Nie mogę. Nie chce być pożarta przez tą zjawę. – odpowiedziałam i wskazałam na czarną postać znajdującą się naprzeciwko mnie.
- To nie zjawa tylko mój pies.
- Pies? – zapytałam czując ulgę. – Zaraz, zaraz twój co?
- Mój pies. – odparła Vic spokojnie.
- Nie możesz trzymać w tym domu psa! – powiedziałam jakby to było oczywiste. No cóż, dla nie których zdecydowanie nie jest na przykład dla mojej kochanej przyjaciółki Victori.
- Van to też mój dom i nie możesz mi niczego zabronić. – powiedziała spokojnie. Roześmiałam się.
- Niczego prócz tego! – krzyknęłam. – Nienawidzę psów w ogóle nienawidzę zwierząt. Mdli mnie na ich widok! Więc zabieraj tego kudłacza albo wezwę policję! – rozwrzeszczałam się już na dobre. Po chwili ten przeklęty pies zaczął na mnie warczeć. Przerażona wskoczyłam na blat. – Zabierz go stąd! Słyszysz? Zabierz!
- Zabiorę go z kuchni ale na pewno nie z domu. On tu zostaje. – powiedziała stanowczo Vic i wyszła z pomieszczenia razem z psem.
                                                                       ***
Następnego dnia zeszłam z góry i zaczęłam rozglądać się od razu po całym domu. Nie chciałam znów natrafić na tą krwiożerczą bestię! Vic ma natychmiast zabrać z mojego mieszkania to coś bo ja nie zamierzam tego tolerować! To jest po prostu chore, żebym bała się chodzić po własnym domu. To moje królestwo i mam w nim jakieś prawa. Nagle zadzwonił dzwonek u drzwi, a ja pędem poszłam otworzyć. Miałam nadzieje, ze to ktoś ze schroniska zabrać psa. Pomyliłam się. To był Rodrick.
- Od kiedy dzwonisz dzwonkiem? – zapytałam zaskoczona.
- Od kiedy jestem wściekły! – krzyknął i wszedł do środka. Podreptałam za nim od razu do salonu.
- Na mnie? Co ja ci niby takiego zrobiłam? – spytałam z wyrzutem. Rodrick opadł na kanapę z ciężkim westchnieniem.
- Ty nic ale ten idiota Harry już tak. Powiedz mi: jakie on ma cholerne prawo mnie oceniać? Czy w Biblii nie jest zapisane: kochaj bliźnich?
Usiadłam obok mojego przyjaciela i objęłam go ramieniem.
- Masz rację. Harry zachował się trochę chamsko, ale postaraj się mu wybaczyć. W Biblii to także jest zapisane: wybaczaj bliźnim.
- Skąd wiesz? Od kiedy ty czytasz Biblię? – zapytał zaskoczony.
- Nie czytam, ale domyślam się, że coś takiego mogło być tam zapisane. – odpowiedziałam bezproblemowo. Rodrick uśmiechnął się.
- Ach Van, Van. Żyć z tobą jest trudno ale bez ciebie jeszcze trudniej. – powiedział z uśmiechem.
- Wy geje umiecie się podlizać. – rzekłam, na co wybuchnął śmiechem. Nasza sielanka trwałaby dłużej gdyby nie dzwonek u drzwi. Pomyślałam sobie, że to pewnie Steve Gomezo w końcu odwiedza nas prawie codziennie i nie otwierałam przez pewien czas ale dzwonek wciąż nie ustawał wiec wstałam z kanapy. W progu stał …
- Harry? – spytałam lekko zdziwiona. – Co ty tu robisz?
Wiem, że to może nie najlepszy tekst jaki powinnam tu zaserwować ale byłam tak zaskoczona jego wizytą, że nie zważałam na to.
- Przyszedłem zapytać co u ciebie słychać? To źle? – spojrzał na mnie z uśmiechem na co potrząsnęłam głową.
- Nie, nie. Wchodź. – uchyliłam lekko drzwi.  Rodrick nie będzie zachwycony.
- Chodzi o tą sytuację z wczoraj … - zaczął nie pewnie na co serce mi szybciej zabiło. Może chce powiedzieć, że ta randka nic dla niego nie znaczyła? I był zazdrosny jak widział mnie flirtującą z Loganem dlatego się na nią zgodził?
- Tak?
- Chodzi o tą sprawę z Rodrickiem. Zachowałem się trochę jak dupek. Przepraszam. Powiedz mu to. – powiedział na co mina mi zrzedła. Starałam się jednak udawać, że wszystko jest w porządku.
- Tak, tak jasne. Zresztą sam możesz mu to powiedzieć. Jest w salonie. – odpowiedziałam na co jak burza Rodrick wpadł do holu. No tak, mogłam się domyśleć, że cały czas podsłuchiwał.
- Ooo cześć Rodrick. Miło cię widzieć. – rzekł Harry ze sztucznym uśmieszkiem. – Nie chciałbym abyśmy byli na wojennej ścieżce. Nie szukam wrogów.
- Ja także. – powiedział cicho. – Ale problem jest w tym iż ty uważasz, że jako gej muszę być lalusiem. Chcę ci pokazać, że to nie prawda.
- W jaki sposób? – Harry uniósł zdziwiony brew.
- Spędzimy dzisiaj cały dzień razem, zgadzasz się? A pokażę ci, że się mylisz i jestem całkiem spoko.
- Zgoda. Spędźmy dziś cały dzień razem.
Pomyślałam, że zaraz padnę! Rodrick umawia się z MOIM Harrym. On sobie chyba żartuje? Najpierw mój wróg, teraz najlepszy przyjaciel cholera no! Każdy się z nim umawia tylko nie ja. To nie fair!
- Więc najpierw chodźmy do baru, a potem możemy obejrzeć jakiś film w kinie. Oczywiście sensacyjny. Aha  i słyszałem, że dają koncert Linkin Park a to chyba grupa rockowa, prawda?
- Prawda. – kiwnął głową Harry. Poczułam, że robię się wściekła! Jeszcze chwila, a ktoś dostanie w twarz! – Możemy wstąpić jeszcze do klubu ze striptizem.
- A nie ma męsko – damskich?
- Obawiam się, że nie. Okej, a więc będziemy losować.
I tak pogrążeni w zupełnej rozmowie wyszli z mojego domu, a ja miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę!
Oczami Victori:
Siedziałam na kanapie i przeglądałam pismo o modzie, a koło mnie biegał mój pies i szczęśliwy merdał ogonkiem. Vanessa powiedziała, że idzie na spacer. Zdziwiłam się, że sama ale może pokłóciła się z Rodrickiem? Niby nic nie wiadomo. Akurat z góry zszedł Zayn i usiadł obok mnie. Chciałam coś powiedzieć ale nie bardzo wiedziałam co.
- Już wiesz jak go nazwiesz? – przerwał ciszę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mój pies nie ma imienia! Jakim cudem?!
- Nie. A masz jakiś pomysł?
- Niestety. – pokręcił głową. – Może Lucky? – zapytał nagle. – Bo wiesz, udało mu się uniknąć śmierci i zaadoptowałaś go.
- Lucky. – powtórzyłam z uśmiechem. – Świetny pomysł. Dzięki, Malik. – posłałam mu radosne spojrzenie, które odwzajemnił. Miałam wrażenie, że ma jakiś błysk w oku na mój widok ale nie wiedziałam czy to tylko moje wrażenie czy rzeczywiście tak jest.
W tym momencie drzwi się otworzyły i do domu weszła Vanessa. Była totalnie nie zadowolona. Nie wiedziałam dlaczego? Przecież dla niej nie istnieją problemy!
- Co się stało, księżniczko? – zapytał Zayn.
- Co się stało? Co się stało? – powtórzyła jakby to było oczywiste. – W moim domu jest pies, mój najlepszy przyjaciel poszedł gdzieś z chłopakiem, którego chcę przelecieć a ty się pytasz co się stało?! – uniosła się. Wyglądała naprawdę groźnie. Bałam się, że może zaraz uderzyć kogoś z nas w twarz lub co gorsza zabić psa.
- Rodrick poszedł gdzieś z Harrym? – zdziwił się jej brat. – Może jest homo?
- Nawet mnie nie denerwuj. – syknęła i usiadła obok nas na kanapie. Tak właściwie to między mną a Zaynem co mi się szczerze mówiąc nie spodobało. – Rodri chce udowodnić Harremu, że jako gej potrafi być męski. Tyle.
- I może poszli do baru a potem do kina? – zapytał Zayn.
- Tak a co? – Van zamrugała szybko.
- No wiesz w barze mogą się upić a potem w kinie coś może zacząć się między nimi dziać. Wiesz, na Sali jest ciemno i …
- O mój boże! – Vanessa wybuchnęła płaczem. – Rodri się prześpi z moim Harrym! To nie fair! Ja miałam być pierwsza!
- Masz Logana. – przypomniałam jej.
- Tak ale Harry był dla mnie wyzwaniem, a Log chce się ze mną przespać w każdej chwili. – odparła przecierając łzy.  -  I jeszcze muszę znosić tego okropnego psa w moim domu! – westchnęła ciężko.
- Wiesz jaki jest twój problem? – zapytałam. – Ty nadal uważasz, że to jest twój dom pomimo tego iż wprowadziłam się dwa lata temu i płacę rachunki.
- No bo byłam tu pierwsza więc ten dom jest bardziej mój niż twój.
Z oburzenia zabrakło mi powietrza. Jak ona mogła powiedzieć coś takiego? Ten dom należał tak samo do naszej trójki, a Vanessa najwyraźniej tego nie rozumiała.
- Więc od dziś sama sobie płacisz rachunki. – powiedziałam ostro.- Ja i Zayn umywamy od tego ręce.
- A bardzo chętnie się na to zgodzę! – powiedziała i zeszła z kanapy kierując się w stronę schodów. – Myślicie, że nie dam rady płacić rachunków? Trzymać terminów i takie tam? Udowodnię wam, że się mylicie!
I już jej nie było. Zostałam tylko ja i Zayn. Cisza między nami powoli starała się nie zręczna. Czułam, że muszę coś powiedzieć. Nie wiedziałam tylko co? Moim jedynym marzeniem było nic nie mówić tylko go pocałować, ale to raczej było nie możliwe to znaczy bałam się, że mnie odepchnie a tego nie chciałam. Mieszkaliśmy razem i nie chciałam potem się przed nim ukrywać czy coś.
- Masz już jakieś imię dla twojego psa? – zapytał nagle, że aż drgnęłam.
- Pytałeś o to przed chwilą. – odpowiedziałam.
- A no tak. – powiedział spuszczając zawstydzony głowę. Zaczęłam postukiwać palcami o poręcz kanapy. Czy my naprawdę mamy ze sobą tak mało wspólnego? Cholera. Nasz związek to byłaby kompletna porażka. Dobrze, że mam Justina.
Oczami Vanessy:
Zadzwoniłam po pizze a jednocześnie cały czas myślałam o Harrym i Rodricku. To było cholernie nie fair, że spędzili razem tyle czasu! Czułam się jakbym ich traciła. A co jeśli własne towarzystwo spodoba im się bardziej od mojego i nie będą chcieli mieć ze mną nic wspólnego? Tak, tak wiem. Jestem Vanessa Malik każdy mnie kocha, ale to akurat może się okazać prawdą. Oboje są wspaniali i doskonale o tym wiem, dlatego mogą to odkryć w sobie i zostać przyjaciółmi. Nie wybaczę Rodrickowi jeśli odbije mi chłopaka, którego zamierzam przelecieć! O nie, nie. Tak się nie będziemy bawić! Nagle zobaczyłam jak ktoś wchodzi do domu,  a właściwie mój przyjaciel. Był ubrany w szorty i bluzkę na ramiączkach. Był nawet na bosaka. Włosy miał w totalnym nie ładzie. Wyglądał jak trzy nie szczęścia. Coś okropnego!
- I jak było? – zapytałam patrząc na niego lekko rozbawiona. Zły humor od razu mi przeszedł. Harry to typ imprezowicza, a Rodrick nim za bardzo nie jest. Ja go akceptuje takim jakim jest.
- Fatalnie. – odpowiedział siadając przy stole w kuchni. – Nalejesz mi soku? – spytał robiąc słodkie oczka szczeniaczka. Długo nie musiał czekać. Wywróciłam oczami i uczyniłam jego prośbę.
- Fatalnie? – zapytałam zaskoczona.
- To znaczy Harry jest fajny. Pogadaliśmy, on powiedział, że nie jestem wcale lalusiem ale normalny spoko chłopakiem ale jednak … coś mi w nim nie pasuje. Jest za bardzo spontaniczny i rozrywkowy. – powiedział upijając łyk soku. – To znaczy ja też jestem, ale cechuje mnie także wrażliwość a jego nie. Jest stanowczy, pewny siebie i zawsze dostaje to czego chce.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Idealnie pasujemy do siebie. Van i Hazz.
- Wiesz co? Poprawiłeś mi humor. Chyba zadzwonię do Logana. Prześpię się z nim. – postanowiłam z szerokim uśmiechem.
- Że co? – Rodrick zmarszczył brwi. – Ty chyba nie mówisz poważnie? Prześpisz się z Loganem? A co z Harrym?
- Harry musi się zdecydować czego chce bo jak na razie to mnie olewa. Nie będę czekać w nieskończoność. Chce się bawić i brać z życia jak najwięcej. Na miłość jeszcze mam czas.
Rodrick kiwnął głową ze zrozumieniem. Zawsze  tak było, Rodri idealnie mnie rozumiał a nawet popierał.
- Spoko. Masz rację. Ach, chciałbym móc teraz przytulić Justina. – westchnął ciężko.
- Zadzwoń do niego. – poradziłam mu.
- Nie mogę. Ma dzisiaj jakiś wywiad na żywo. No cóż, pozostaje mi tylko oglądać go w TV. – powiedział upijając kolejny łyk soku. Spojrzałam na niego ze współczuciem.
- Wiesz co? Chyba jednak nie zadzwonię do Logana. Spędzę dzisiejszy wieczór z tobą. – rzekłam obejmując go ramieniem. – Jesteś moim przyjacielem. Nie pozwolę abyś ryczał oglądając swojego chłopaka w TV sam.
- Dzięki. – Rodrick uśmiechnął się lekko. – Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Wiesz o tym, prawda?
- No oczywiście, że tak. – potwierdziłam z szerokim uśmiechem. W tym momencie do kuchni wbiegł ten ohydny pies! Gdy tylko mnie zobaczył zaczął szczekać. Miałam wrażenie, że chce mnie zjeść. To było naprawdę straszne! Zaczęłam więc piszczeć i weszłam szybko na stół.
- Van uspokój się. To tylko pies. – powiedział spokojnie i podszedł do niego z uśmiechem. – Śliczny.
- Tylko pies? Śliczny? To istny potwór! Nienawidzę go! On tylko myśli jakby tu się mnie pozbyć. – powiedziałam z trudem oddychając. Naprawdę się go bałam. Ach, ta głupia Vic! Zawsze coś odwali! Musiała go tu przyprowadzać? Cholera no! Kto jej kazał!  
- Van, myślę, że przesadzasz. To miły piesek, który zapewniam cię, nie zrobi ci krzywdy. Zobacz jak mu dobrze z oczu patrzy. – odpowiedział głaskając psa. Prychnęłam pod nosem. Do kuchni weszła kolejna osoba czyli nikt inny jak moja przyjaciółka. Gdy zobaczyła mnie na stole kuchennym zaczęła się okropnie śmiać, a ja posłałam jej groźne spojrzenie.
- To nie jest zabawne. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Naprawdę boje się przez tego psa o swoje życie.
- Vanesso moja kochana, ty jesteś zabawna. Ośmieszasz się takim zachowaniem, skarbie.  – powiedziała Victoria ze śmiechem. – Lucky to bardzo miły zwierzaczek. Kocham go i myślę, że powinnaś go zaakceptować.
- Lucky? On ma imię? Nadałaś temu potworowi imię? – jęknęłam.
- Ej, to nie jest potwór! – krzyknęła z oburzeniem. – Aha i pamiętaj o rachunkach bo do jutra trzeba zapłacić. – powiedziała ze słodkim uśmieszkiem i wyszła zadowolona z siebie z kuchni. Zmarszczyłam brwi. Gdzie do cholery jasnej się płaci rachunki? W ogóle gdzie są rachunki?
- W skrzynce pocztowej. – odezwał się Rodrick głaszcząc psa.
- Co? – spojrzałam na niego.
- Pomyślałem, że pewnie się zastanawiasz gdzie są rachunki. – powiedział z cwanym uśmieszkiem,  a ja pomyślałam, że oszaleje! Ten chłopak to moja bratnia dusza! Szkoda, że jest gejem. Życie jest niesprawiedliwe.
                                                                       ***
Wieczorem, siedzieliśmy z Rodrickiem przed telewizorem z miską popcornu i oglądaliśmy wywiad z Justinem. Na początku prowadzący pytał go o samopoczucie i nową płytę, takie tam bzdury, ale potem przeszedł do pytania o związek. Bieber oczywiście był zmuszony powiedzieć, że jego dziewczyną jest Victoria i bardzo ją kocha. Widziałam jak Rodri cierpi. Zrobiło mi się go żal, więc dotknęłam jego ramienia, aby dodać mu otuchy.
- Jak chcesz to możesz rzucić popcornem w telewizor. – powiedziałam.
- Co za dupek. – rzekł drżącym głosem. – Olewa mnie od tygodnia i w dodatku kłamie publicznie.
- Wiesz, że musi. – przypomniałam mu.
- Ale nie musi kłamać z takim przekonaniem. Wygląda jakby naprawdę się w niej zakochał. – powiedział przez zaciśnięte zęby i wziął do ręki popcorn po czym rzucił w plazmę. – Ty popieprzony idioto! Nienawidzę cię! – wydarł się.
- Lepiej? – pogłaskałam go po plecach.
- Nie. – wydukał. – Chusteczka! – wyciągnął dłoń. Cholera, skąd ja mu wezmę chusteczkę. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam paczkę na komodzie. Pewnie Victorii, ale cóż, nie powinna się obrazić. Wspieram przyjaciela w potrzebie. – Dzięki. – powiedział, gdy mu podałam. – Nie rozumiem, jak może mi to robić?
- Każdy związek przeżywa kryzys.
- Ale nasz związek nawet nie jest związkiem! Nie wiem co to nawet jest. Od siedmiu dni to dla mnie obcy człowiek. Nawet nie odpisuje na smsy.
- Na pewno nie jest tak źle. – starałam się go pocieszyć.
- Tak? – spojrzał na mnie wycierając oczy chusteczką. – Gdy wczoraj do niego zadzwoniłem ze stacjonarnego, bo ode mnie nie odbiera i powiedziałem „hej tu Rodrick”  to wydawał jakieś dziwne dźwięki twierdząc, że to zakłócenia i musi kończyć. – wyznał i po chwili wybuchnął płaczem. Westchnęłam. Jak on może tak się zachowywać? Biedny Rodrick. Nie zasłużył na to.
- Co ty na to abyśmy odwiedzili Justina w jego apartamencie?
- Nie wpuszczą nas. – rzekł oddając mi zużytą chusteczkę. Wzięłam ją nie chętnie i wyrzuciłam za kanapę.
- Nas nie, ale Victorię już tak. – powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.
- Myślisz, że się zgodzi?
- Jasne. – machnęłam nie dbale ręką. – To moja najlepsza przyjaciółka, w jej obowiązku leży się zgodzić. – wyznałam z pełnym przekonaniem.
                                                                       ***
- Nie ma mowy! – powiedziała stanowczo Victoria, kiedy poszliśmy razem z Rodrickiem do jej pokoju na górze.  – Nie wykorzystam mojej pracy, aby Rodrick mógł przelecieć Justina.
Wywróciłam oczami.
- Rodrick chce ratować swój związek, nie zależy mu na seksie! – krzyknęłam, patrząc na mojego przyjaciela, który stał oparty o ścianę z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Właściwie to trochę zależy. – powiedział nieśmiało. Nakazałam mu spojrzeniem, aby milczał.
- Victoria, jesteśmy siostrami, prawda?
- Przyjaciółkami. – sprostowała.
- Jak zwał tak zwał. – machnęłam ręką. – Ważne, że łączy nas bliska relacja. Musisz nam pomóc. – popatrzyłam na nią oczami szczeniaczka. Może zadziała, kto wie?
- I co ja z tego będę miała, hm? – spojrzała na nas wyczekująco. Przygryzłam wargę, uparcie się zastanawiając. Co ona z tego będzie mogła mieć?
- Moją wdzięczność? – strzelałam.
- A coś więcej? – spytała Vic.
- Wdzięczność Rodricka? – wskazałam palcem na mojego przyjaciela.
- A jeszcze więcej?
- Boże, ale ty jesteś wymagająca. – powiedziałam.
- Lucky zostaje i nie robisz z tego problemu. – uśmiechnęła się.
- Nie ma mowy! – oburzyłam się.
- To i nie ma mowy o Justinie. – powiedziała unosząc dumnie głowę. Posłałam jej zabójcze spojrzenie. Cwana mała. Ale co się dziwić, uczyła się od najlepszych.
- Zgoda. – rzekłam w końcu. – Kocham mojego przyjaciela bardziej niż moje bezpieczeństwo.
- Lucky cię nie zje. – przypomniała kolejny raz Victoria.
- Nie mamy co do tego pewności.
- A więc jesteśmy umówieni na jutro? – wtrącił Rodrick.
- Tak. – Vic kiwnęła głową. – Tylko ubierzcie się jak normalni ludzie, błagam.
- My zawsze ubieramy się na poziomie. – powiedziałam i wyszłam niczym top modelka z jej pokoju. Kiedy Rodrick nadal stał oparty o ścianę, pociągnęłam go za koszulkę za sobą. Cholera, zapomniałam o jeszcze jednej kwestii. Wywróciłam oczami i nie chętnie wróciłam do pokoju Vic. – Skoro Lucky zostaje bez mojego marudzenia to znów płacisz rachunki. – uśmiechnęłam się słodko i wyszłam ponownie z pokoju, już nie z taką klasą jak na początku, ale walić to. Teraz najważniejszy jest związek mojego przyjaciela. Musimy go ocalić.
___________________________________________________________
PROSZĘ DAJCIE JAKIŚ ZNAK, ZE CZYTACIE TO FF. chociaż krótki komentarz, a taką by mi sprawił radość! :)
Myślicie, że Vanessie uda się uratować związek Rodricka?

3 komentarze:

  1. super! zabawnie i fajne napisane. oby tak dalej xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cierpię Van no nie trawię jej nawet, jest taka sukowata że to aż boli...
    Lucky tak jak moja nazwa 😂
    Przypadek? Nie sądzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha wybacz, ale poprawiłaś mi humor "nie cierpię van" haha :D
      Ma taka być przynajmniej do końca tego sezonu :)

      Usuń