niedziela, 28 czerwca 2015

Łamacze serc 1x15 Try to forget about you

Oczami Victorii:
Odkąd Zayn mnie odrzucił moje życie straciło sens w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dotąd jedynym pocieszeniem w moim marnym żywocie był fakt, że kiedyś ja i on będziemy mieli szansę być razem, teraz już nic się nie liczyło. Spokojnie mogę umrzeć. Czuje się kompletnie beznadziejna, jakbym nic nie znaczyła. Leżałam cały dzień w swoim pokoju, przykryta kołdrą i udawałam, że mnie nie ma. Co jakiś czas tylko schodziłam na dół coś zjeść, ale zwykle to były chipsy bądź jakiś batonik. Nikt nie zapytał mnie jak się czuje i to chyba było najgorsze. Ale w sumie, skąd ktoś poza mną i Zaynem miałby o tym wiedzieć? Przecież nikomu nie mówiłam. Spojrzałam wtedy na mojego psa. Jasna cholera! Przecież ja mam psa! Zapomniałam go wyprowadzić, ale w ogóle nie mam na to ani siły ani ochoty. Weszłam więc po schodach na górę i bez pukania otworzyłam drzwi od pokoju Vanessy. Tak, tak wiem, że zawsze każe mi pukać, nawet jeśli dom by się palił, ale zupełnie o tym nie pomyślałam. A mogłam. Van bowiem znajdowała się w samej bieliźnie i robiła jakieś erotyczne pozy do telefonu. Zmarszczyłam brwi.
- Nagrywasz seks taśmę? – zapytałam. – To twój nowy sposób zarabiania pieniędzy?
- Hm, szkoda, ze na to nie wpadłam wcześniej. – odpowiedziała. – Ale jak wiesz wykonuje bardzo ważną pracę w pewnej firmie.
- Van… - wywróciłam oczami. – Ja i Zayn wiemy, że nie pracujesz. – wypowiedzenie jego imienia przyszło mi z nie lada trudnością.
- I nie przeszkadza to wam? Serio? Hm, dziwaki z was. – stwierdziła wkładając szlafrok. - Robiłam sobie zdjęcia, które wysłałam Harry’emu. Może to sprawi, że do mnie wróci.
- Masz go za jednego z tych chłopaków?
- Tak. Każdemu chłopakowi zależy tylko na ładnym ciele. Jak zobaczy, ze to mam to wróci do mnie w podskokach.
Przez moment myślałam nawet czy by nie zrobić jej długiego wykładu na temat tego, ze nie każdy chłopak zwraca uwagę tylko na atuty zewnętrzne, ale w końcu zrezygnowałam. Mam ważniejsze zmartwienia.
- Trzeba wyprowadzić Lucky’ego.
- Okej. Więc to zrób. – powiedziała z miną ‘no idź już sobie, muszę dokończyć robić erotyczne fotki’
- Nie mam ani siły ani ochoty, bo… - przygryzłam wargę, ponieważ do moich oczu zaczęły napływać łzy. – Twój brat… on… to dupek! – krzyknęłam i rozpłakałam się na dobre. Jeszcze nikt nigdy tak nie złamał mi serca.
- Zayn? Dupkiem? To chyba jedyny porządny facet. – powiedziała Vanessa.
- Ten ‘porządny facet’ kazał mi się wypchać. Nie dosłownie, ale to miał na myśli. Nigdy nie będziemy razem. Zadowolona? Pewnie tak, a teraz idź wyprowadzić mi psa. Tylko o to cię proszę. – powiedziałam i wyszłam z jej pokoju. Życie jest podłe.
Oczami Vanessy:
Westchnęłam. Naprawdę szkoda mi Victorii. Muszę jakoś jej pokazać swoje wsparcie i w tym celu wyprowadzę tego nieszczęsnego psa na spacer, który na marginesie chciał mnie zjeść! I jestem pewna, ze to małe bydle jeszcze nie raz postanowi się mnie pozbyć. Oczywiście nie dam się. W tym celu wybrałam numer do mojego najlepszego przyjaciela i kazałam mu się zjawić w ciągu godziny. Sama zeszłam na dół, oczywiście ubrana, Harry będzie musiał zaczekać na kolejne seksowne fotki. Lucky siedział na kanapie! Na mojej kanapie! Co ten pies sobie wyobraża? Nieznośne zwierzę.
- Złaź kudłaczu! No już! – krzyknęłam na niego, ale on ani myślał się ruszyć. Czy ja śnię? – Złaź! – powtórzyłam, ale on nadal siedział i patrzył się przed siebie, nawet nie na mnie. Czy to zwierzę mnie olewa? To mój dom. Nie pozwolę się tak traktować. – Powiedziałam złaź! – teraz podeszłam do niego i zaczęłam go spychać z kanapy. Niestety nie mogłam dać rady. Lucky był za ciężki. – Kto ci daje tyle żarcia?! – wydyszałam po kilku sekundach ‘pracy’. Pies rzucił mi krótkie spojrzenie nim znów nie położył głowy. Myślałam, że dostanę szału. Jeszcze moment, a bym go uderzyła tym co miałam pod ręką, ale na szczęście psa wszedł w tym momencie Rodrick.
- Siemaneczko! – powiedział wlatując do salonu i od razu podbiegł do psa. – Cześć stary, jak się trzymasz?
- Zaskoczony, że pies ci nie odpowiedział? – zapytałam po chwili. Rodrick wzruszył ramionami i pogłaskał Lucky’ego.
- Mógłbym go zaadoptować.
- Tak, Rodri, bo psy się adoptuje. Ja rozumiem, że wam gejom pozostaje tylko ‘adopcja’, ale to nie znaczy, ze musicie adoptować wszystko co się rusza.
- Nie bądź uszczypliwa. – rzucił nadal bawiąc się z psem, który najwyraźniej go polubił. – Victoria wspominała coś o tym, że chce go oddać?
- Wspominała, że mamy go wyprowadzić na spacer. O niczym innym nie mam pojęcia. – powiedziałam. – To co? Idziemy?
- Jasne. – powiedział przywołując do siebie psa, który posłusznie uczynił jego rozkaz. Mogłam tylko obserwować ich z rosnącą zazdrością. Czy ja właśnie jestem zazdrosna  o psa? Hm, tego jeszcze nie było.
Oczami Victorii:
Mój smutek przerodził się w złość. Tak, byłam teraz wściekła na Zayna, za to co mi zrobił. Robił mi złudne nadzieje przez tak długi czas. Tylko ślepy by nie zauważył jak bardzo jestem w nim zakochana, a on co? Zamiast mi o tym od razu powiedzieć, że woli życie w samotności niż życie u boku kogoś kto będzie go kochał i wspierał wolał to przede mną zataić czekając tylko, aż zrobię z siebie kompletną idiotkę. Mam ochotę mu przyłożyć. I gdy właśnie zszedł po schodach wstałam, mając taki zamiar. Ale w połowie drogi przystanęłam przypominając sobie, że to przecież mój Zayn… Znowu chciało mi się płakać.
- Mam problem. – powiedział chłopak patrząc prosto w moje oczy.
- Miłosny? – zakpiłam.
- Victoria…
- Nie odpowiadaj. – uciszyłam go gestem ręki. – Czego chcesz? – założyłam ręce na klatkę piersiową i próbowałam udawać, że wcale nie mam ochoty go pocałować. Ale w końcu to Zayn Malik! Która normalna dziewczyna nie chciałaby go pocałować?
- Mam przyjęcie w pracy….
- I chcesz abym ci pomogła zaprosić twoją wymarzoną dziewczynę? – przerwałam mu, znowu drwiącym tonem.
- Zaprosić tak, może nie do końca wymarzoną dziewczynę. – odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. No jak powie, że chodzi mu o mnie to chyba padnę tutaj trupem.
- Czyli kogo? Vanesse?
- Fu, to moja siostra. – powiedział z obrzydzeniem. – Na pewno nie poszedłbym tam z nią, nawet jeśli nie łączyłyby nas więzy rodzinne.
Pokiwałam głową. Co racja to racja. Jak za dużo wypije to… robi naprawdę dziwne rzeczy. W sumie wstyd się z nią pokazywać w towarzystwie.
- Więc o kogo ci chodzi?
- O ciebie. – powiedział, a ja myślałam, że dostanę zawału. Dzień po tym jak mnie odrzucił chce iść na przyjęcie w pracy?
- O mnie? – zapytałam wskazując na siebie palcem.
- Tak o ciebie. – potwierdził. – Wiem, że między nami się nie układa, ale…
- Nie układa się? Nie układa?! – krzyknęłam. – Upokorzyłeś mnie. Czy ty wiesz co to znaczy w moich stronach?
- Upokorzenie? – strzelił.
- Złamane serce, smutek, żal i chęć zemsty. – powiedziałam ostrym tonem. – A teraz ty mnie prosisz abym wyświadczyła ci przysługę? – naprawdę, nie mogłam w to uwierzyć. Jaki trzeba mieć tupet.
- Krótko mówiąc tak. – powiedział bez ogródek.
- Dobrze! – krzyknęłam tupiąc nogą. – A teraz zejdź mi z oczu.
Zayn zaczął kierować się z powrotem na górę, ale zatrzymał go mój głos.
- Jeszcze jedno!
- Tak?
- O której to przyjęcie?
- O 19:00.
- W porządku. A teraz naprawdę zejdź mi z oczu. – powiedziałam, aż samą siebie zaskakując. Czy ja właśnie byłam wredna dla miłości mojego życia? Niedoczekanie.
Oczami Vanessy:
- Słuchaj, mam pytanie… - zaczęłam, podczas naszego spaceru z psem. Rodrick uparł się, aby nie zabierać smyczy, ponieważ Lucky jest tak grzeczny, ze na pewno nam nie ucieknie. Ja oczywiście byłam innego zdania.
- Van! On cię nie chce pożreć! Przysięgam ci to! – powiedział zirytowany.
- Nie o tym ci chciałam powiedzieć, ale ja i tak mam inne zdanie na ten temat. – odpowiedziałam. – Co byś zrobił gdyby jakaś dziewczyna, załóżmy twoja była, wysłała ci swoje erotyczne zdjęcia?
- Ty tak poważnie? – Rodrick spojrzał na mnie lekko zdegustowany. – Zacząłbym krzyczeć i biegać po domu jak nienormalny po czym musiałbym się zapewne zapisać na jakąś terapię. Raz gdy miałem 10 lat zobaczyłem pokojówkę pod prysznicem.
- I co? – zmarszczyłam brwi.
- Wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem gejem.
- Ach, no tak! – walnęłam się dłonią w czoło. – Powinnam zapytać co byś zrobił gdyby twój ex chłopak wysłał ci swoje erotyczne zdjęcia.
- Hm, to też zależy czy byłby seksowny.
- Oczywiście, że byłby! – powiedziałam. – A gdyby to był Justin?
- Pomyślałbym, że chce do mnie wrócić więc zapewne zamiast z tobą na spacerze już byłbym pod jego drzwiami.
Westchnęłam. Cholera. Dlaczego Harry nie daje znaku życia? Nie podobam mu się. Co za facet.
- A gdyby to był twój ex który by cię zranił? Jak byś zareagował?
- Masz na myśli seksownego ex? – spojrzał na mnie pytająco.
- Jezu Rodrick! – krzyknęłam. – Jesteś niemożliwy! Jak to w ogóle możliwe, że się przyjaźnimy? Oczywiście, że byłby seksowny! Twój seksowny ex, który cię zranił! Co byś zrobił do jasnej cholery ty głupi geju!
- Hej! – oburzył się. – Tylko mi nie gejuj, okey? Jestem takim samym Amerykaninem jak ty.
- Głupim Amerykaninem! – krzyczałam jak nienormalna. – Nie możesz odpowiedzieć mi na pytanie? Czy to takie trudne? Jesteś chory na umyśle?
- O boże. – jęknął.
- Co? Teraz zdałeś sobie z tego sprawę? No popatrz! Wspaniałomyślnie ci to uświadomiłam! – powiedziałam nakręcając się coraz bardziej.
- Zamknij się! – teraz Rodrick się wydarł. – Lucky zniknął!
- Jak to zniknął? – otworzyłam szeroko oczy. Jezu Chryste. Victoria mnie zabije. Mogę nie wracać już do domu.
- Normalnie! Nie ma go! A to wszystko twoja wina! Zadajesz mi jakieś trudne pytania o erotyczne zdjęcia mojego ex!
- One są trudne dla głupoli!
- Skończyłem studia w przeciwieństwie do ciebie! Ha! I kto teraz jest głupi? – Rodrick zaśmiał się ironicznie.
- Ja chociaż mam życiowe doświadczenie! – odgryzłam się.
- Przepraszam, powiedziałaś łóżkowe? Tak, zgadzam się. – wyszczerzył się jak głupek. Zrobiłam oburzoną minę i popchnęłam go.
- Oj, nie oddasz mi? Co? Nie umiesz się bić lalusiu?
- Jak mnie nazwałaś? – spytał przez zaciśnięte zęby.
- Wybacz! Chciałam powiedzieć ‘geju’!
- Och! – wykrzyknął zirytowany. – Jesteś niemożliwa.
- Nawzajem. – założyłam ręce na klatkę piersiową. – Ale teraz musimy znaleźć Lucky’ego. Potem dokończymy naszą kłótnię. Pamiętaj, że skończyliśmy na ‘geju’. Wymyśl jakieś dobre przezwisko dla mnie.
- Coś w stylu ‘łóżkowa zdzira’?
- Nie denerwuj mnie. – syknęłam. – Gdzie ten kudłacz mógł pójść? – zaczęłam rozglądać się wokół.
- Nie znajdziemy go geniuszu rozglądając się dookoła. Musimy popytać ludzi. Może go ktoś widział.
- Masz rację. – westchnęłam.
- Zawsze mam rację. – powiedział dumnie.
- Działasz mi na nerwy, Newman.
Oczami Victorii:
Razem z Zaynem pojawiliśmy się na przyjęciu wśród gburowatych i bogatych ludzi z jego pracy, jak ich często określał. Czułam się tam kompletnie nie swojo. Miałam ochotę uciec i zaczęłam się teraz zastanawiać po co to w ogóle zrobiłam? No tak. Nie da się odkochać w ciągu 24 godzin, nawet jeśli obiekt twoich westchnień złamał ci serce.
- Zayn! Cześć, stary. – powiedział jakiś mężczyzna klepiąc go po ramieniu.
- Nie zwracaj na niego uwagi, jest idiotą. – szepnął do mnie Malik, na co się uśmiechnęłam. - Witaj Ron. – powiedział Zayn ze sztucznym uśmiechem.
- Kogóż to moje piękne oczy widzą? – zwrócił się w moją stronę kolega-idiota.
- Victoria. – przedstawiłam się podając mu dłoń.
- Masz piękną dziewczynę. – powiedział sprawiając, że się zarumieniłam. – Wiesz, że zawsze miałem cię za geja? – zwrócił się teraz do Zayna. Zakrztusiłam się własną śliną. Czy on jest nie poważny? Przedstawiłabym mu Rodricka chętnie, żeby nie miał złudzeń jak powinni się homo zachowywać.
- Co? – roześmiał się Malik.
- No wiesz, nigdy nie miałeś dziewczyny, nie zwracałeś uwagi na inne… ponadto myślałem, że się we mnie kochasz! – powiedział Ron. Taa, Zayn nie wierzy w miłość, dlatego nie miał dziewczyny, ale tego przecież nie powiem.
- Ja w tobie? Stary, rozbawiasz mnie. – Zayn prawie popłakał się ze śmiechu. Nie dziwię mu się. On go nawet nie lubił. – Sorry, ale musimy iść dalej, a ty… zapisz się lepiej na dodatkowe wizyty u twojego terapeuty. – powiedział do Rona, a ten posłał mu zdziwione spojrzenie.
Kolejną osobą, którą poznaliśmy był jego szef we własnej osobie wraz z żoną! Wyglądali jak typowa para bogaczy. Ona młoda piękna, on stary i nadziany. Typowo.
- Zayn! Witaj mój najlepszy pracowniku! – powiedział mężczyzna po czym wpadł w głośny śmiech. Może to była ironia?
- Na niego też nie zwracaj uwagi, jest już upity. – szepnął do mnie Zayn. Czy z nim pracują sami idioci?
- Hej szefie. – uśmiechnął się do niego Malik. – Witam pani Green. – zwrócił się do jego żony.
- Masz seksowną dziewczynę. – jego szef obrzucił mnie dzikim spojrzeniem, dosłownie! Poczułam się mega nie swojo. Chciałam stamtąd uciec. – Ile masz lat skarbeńku? Mam nadzieje, że jesteś już pełnoletnia, co? – puścił mi oczko.
- Eee, ja… - zatkało mnie, naprawdę.
- Przepraszam, mój mąż wypił za dużo. – powiedziała jego żona. – Chodźmy stąd kochanie i rób mi obciachu, rozumiesz? – syknęła do niego odprowadzając go z daleka od nas. Potem wróciła i powiedziała do Zayna: - Mój mąż jest nieznośny, wiem. Może się napijemy czegoś, co?
- Z przyjemnością. – powiedział Malik. – Zaczekaj tutaj, okey? Zaraz wrócę.
I tak oto mnie pozostawiając poszedł za żoną swojego szefa! Czy ja śnię?
Oczami Vanessy:
Szukaliśmy kudłacza już od kilku godzin. Bolały mnie nogi i miałam chyba jakieś odciski od tych przeklętych szpilek, których na marginesie i tak nie wyrzucę.
- Dobra, a więc dziwny staruszek twierdził, że widział jakiegoś psa w tej okolicy. – powiedział Rodrick.
- W tej okolicy znajduje się dom Steve’a… O mój boże! Steve porwał naszego psa. – powiedziałam. Gomezo był naprawdę niebezpiecznym człowiekiem i im prędzej zabierzemy to biedne stworzenie od niego tym lepiej.
- Nie mamy pewności, że wziął go Steve. Jest tutaj dużo domów.
- Zakład o dwie stówy, że ma go Steve?
- Po co Steve miałby porywać psa Victorii?
- Bo to Steve! – odpowiedziałam tak jakby to było oczywiste. On powinien dawno pójść do jakiegoś dobrego zakładu psychiatrycznego, a tam mieliby nad nim sporo pracy. Razem z Rodrickiem skierowaliśmy się do jego domu. Usłyszeliśmy dość głośną muzykę. Hm, chyba ktoś tu urządza imprezę. Ale dlaczego nas nie zaprosił? My go zawsze zapraszamy… dobra, sam się wprasza, ale zawsze. My nawet nie wiedzieliśmy, że ma jakieś przyjęcie.
- Widzisz? Ma imprezę. Na pewno nie porwał psa Victorii. – powiedział Rodrick. – Chodźmy stąd zanim zrobimy z siebie idiotów.
Było za późno, bowiem już dzwoniłam dzwonkiem. Tak łatwo się Gomezo nie wywiniesz. Może kudłacz chce mnie pożreć, ale to pies mojej najlepszej przyjaciółki, nie pozwolę aby stała mu się jakaś krzywda.
- Siemaneczko biczys! – powiedział nachlany w trzy dupy Steve. Patrzyłam na niego z obrzydzeniem.
- Gdzie pies? – powiedziałam prosto z mostu.
- Jaki pies? – udawał zdziwionego.
- Kudłacz! To znaczy Lucky. – odpowiedziałam. – Oddawaj naszego psa, albo wzywamy policję, wybieraj.
- Mam imprezę, nie widać? Przerwałaś mi konwersacje z Justinem Timberlakem. – powiedział ledwo trzymając się na nogach. Ugh co za ohyda.
- Justinem? Mam uwierzyć, że na twojej imprezie jest Justin Timberlake? Jaasne. – roześmiałam się głośno. – A teraz oddawaj psa! – krzyknęłam. – Albo wiesz co? Mam tego dosyć. Lucky! Nadciągam! – powiedziałam zwracając się do psa, który zapewne był w środku i przepychając się przez Steve’a, znalazłam się w środku. A tam i owszem była impreza, ale nie dla ludzi… i owszem, znajdował się Justin Timberlake ale nie żywy. Raczej papierowy. To były tekturowe postaci wzrostu normalnego człowieka. Czy wspominałam coś o tym, że Steve jest psychicznie chory?
- Urządziłeś imprezę dla tekturowych postaci? – powiedziałam nie mogąc w to uwierzyć.
- Taa, jestem trochę dziwny biczys. – Gomezo roześmiał się jak debil. Zanim wszedł Rodrick. Również był w szoku widząc to.
- O mój boże! To podobizna Justina Biebera? Mogę ją zabrać do domu? – powiedział mój przyjaciel robiąc z siebie kompletnego błazna. Myślałam, że z Justinem mu już przeszło.
- Jasne kolo. – Steve puścił do niego oczko. – Jakbyś kiedyś był samotny to wiesz…
- Nie! – krzyknęłam. – Rodrick nie jest samotny! Ma całe grono adoratorów. I niczego nie będzie zabierał do domu.
- Jakie grono adoratorów? – zdziwił się Rodri. – Jak dostanę kartkę na walentynki to będzie tyle, w dodatku jest od ciebie. – wskazał na mnie ruchem głowy.
- Gdzie jest pies? – ledwo zadałam to pytanie, a usłyszałam szczekanie z góry. Jasna cholera! Czy Steve zamknął psa na górze? To chory psychol. Natychmiast tam pobiegłam, kierując się wydawanymi przez niego odgłosami. Ciocia Vanessa leci na pomoc biednemu pieskowi. Teraz naprawdę zrobiło mi się go żal. Żałuje, że wyzywałam go od kudłaczy, chociaż nie. Tego nie żałuje. Żałuje, że próbowałam go zabić wiatrówką, a właściwie planowałam, ale w sklepie nie chcieli mi jej sprzedać, kiedy dowiedzieli się kim jestem. W każdym razie otworzyłam drzwi zapewne od sypialni Gomezo i kogo tam zastałam? Lucky’ego! Podbiegałam do niego niczym matka do zaginionego dziecka! Psiak też wyglądał na zadowolonego widząc mnie. Boże jak Steve musiał go traktować skoro kudłacz cieszy się na mój widok? Nie chce o tym nawet myśleć. Stary zboczeniec.
Potem zeszłam z nim na dół, a tam Rodrick stał koło podobizny Justina podziwiając ją i wzdychając do niej. Odciągnęłam go za koszulę. Koniec z Bieberem. Niech nawet nie myśli o powrocie do niego.
- Masz szczęście, że nie wniosę oskarżenia. – powiedziałam do Steve’a.
- Pies chciał przyjść na imprezę. Nie mogłem mu odmówić. – tłumaczył się.
- I chciał zostać zamknięty w twojej sypialni? – założyłam ręce na klatkę piersiową.
- No czekał tam… - podrapał się w tył głowy.
- Na kogo?
- No na mnie.
- Ył! – krzyknęłam zniesmaczona. – Dobrze, że przyszliśmy w samą porę. Chodź Rodrick, idziemy! – powiedziałam otwierając drzwi. – Rodrick! Przestań gapić się na Justina! Nie zabierzemy go do domu.
- Ale… - jęknął.
- Żadnego ‘ale’!
- Och, no dobra. – westchnął i ruszył za mną do wyjścia. Zginąłby na tym świecie gdyby nie ja.
Oczami Victorii:
Po półtorej godzinie, gdy Zayn zakończył flirt z żoną swojego szefa w końcu postanowił dołączyć do mnie. Siedziałam na krzesełku nudząc się i popijając drinka za drinkiem. Taa, świetna impreza. Oby takich więcej w moim życiu.
- Jestem. – powiedział znajdując się przy mnie. – Jak się bawisz?
- Super. – odpowiedziałam bez przekonania. – Właśnie jakiś stary koleś proponował mi 100 dolarów za numerek w toalecie. Ale jest spoko.
- Vic… przepraszam, ale musiałem za nią iść. – powiedział siadając obok mnie.
- Bo? – spojrzałam na niego. – Co by się takiego stało gdybyś nie spędził z nią czasu, co?
- Jej mąż by mnie wyrzucił. – przyznał. Myślałam, ze zakrztuszę się moim drinkiem.
- Słucham? Zabawiasz się z jego żoną, aby zachować pracę? Zayn, to chore.
- Nie zabawiamy się… dobra, tak jakby. – westchnął. – Widzisz? W moim życiu nie ma miejsca na miłość. Przykro mi. Nie chce abyś cierpiała.
- Okey, odstawiając moje cierpienie na bok. Sypiacie ze sobą? – zapytałam nie pewnie. Błagam, powiedz nie, powiedz nie.
- Nie. – powiedział, a ja myślałam, że krzyknę ‘jest!’ – Od czasu do czasu spędzamy ze sobą czas właśnie na takich wydarzeniach. Jestem jej ‘chłopcem do towarzystwa’.
- Mhm, a więc stara i znudzona żona twojego szefa wykorzystuje cię, aby poprawić sobie humor?
- W skrócie tak. – powiedział. Widziałam, że jest mu wstyd i nie jest z tego powodu dumny. Byłaby jędzą, gdybym prawiła mu kazania lub wyśmiewała się z niego. A prawda jest taka, że nadal mi na nim zależy i chce z nim być. No i co, że on nie chce? To na pewno nie zmieni moich uczuć do niego.
- Dobra, chodźmy stąd. – powiedziałam łapiąc go za rękę.
- Gdzie? – zmarszczył brwi.
- Gdziekolwiek. Nie spędzę tu ani minuty dłużej. – powiedziałam, na co Malik posłał mi lekki uśmiech i kiwnął głową.
Oczami Vanessy:
To był naprawdę ciężki dzień. Nie mam zamiaru oczywiście mówić Victorii o tym co się wydarzyło podczas spaceru. Oszczędzę jej nerwów, zresztą i tak jej nie ma i Zayna… hm, czy ja o czymś nie wiem? W każdym razie nadal zastanawiałam się nad Harrym. Dlaczego w ogóle nie odpisał na żadne moje seksowne zdjęcie? Może rozładował mu się telefon? Albo ktoś mu go ukradł? Nie możliwe abym mu się nie podobała. I chyba już wiem co zrobię. Ubrałam się w najseksowniejszą bieliznę jaką miałam i na to założyłam czarny zwiewny szlafrok. Tak oto ubrana wyszłam z domu, rozglądając się czy, aby żadnego sąsiada nie ma wokół. Nie chce niepotrzebnych plotek. Potem zapukałam do drzwi domu Harry’ego. Gdy mnie tak zobaczy jestem pewna, że rzuci się na mnie i zapomni o tym co mu zrobiłam. Mnie się nie da oprzeć. Przygryzłam wargę i starałam się przybrać pozę niczym modelka. Serce mi zaczęło walić, gdy usłyszałam zbliżające się kroki. To już za chwilę, jeszcze trochę a moje marzenia o wspólnej nocy się spełnią… w progu zobaczyłam Harry’ego. Chyba go obudziłam. No fakt była 22:40, ale nie specjalnie o tym myślałam.
- Witaj nieznajomy. – powiedziałam z uśmiechem.
- Vanessa? – spytał ziewając. – Co tu robisz?
Odsłoniłam na to szlafrok ukazując mój strój i czekałam na jego ruch.
- I co ty na to?
- Vanessa, myślę, że…
Nie dokończył, ponieważ przerwałam mu pocałunkiem. Nie oddał go. Otworzył tylko szeroko oczy i odepchnął mnie od siebie. Zmarszczyłam brwi.
- Nie podobam ci się? Moje zdjęcia nie zrobiły na tobie wrażenia? – spytałam wkurzona.
- To, że jestem wyluzowany nie znaczy, że można mnie przekupić ładnymi zdjęciami. Zraniłaś mnie i… po prostu już cię nie chcę.
- Co? – nie mogłam w to uwierzyć. – Każdy facet marzy o kimś takim jak ja. To niemożliwe, że mnie nie chcesz. Co z tobą nie tak?
- Pytanie brzmi: co z tobą nie tak? Uważasz, że każdy powinien paść ci do stóp bo jesteś Vanessą Malik. A kim tak właściwie jesteś? Co osiągnęłaś? Za co ludzie powinni cię podziwiać? Nie chce kogoś takiego. – powiedział i dosłownie zamknął mi drzwi przed nosem. Nie mogłam w to uwierzyć!
                                                                       ***
Pół godziny później już siedziałam w barze i piłam drinka za drinkiem. Skoro mnie nie chce w porządku. Nie będę już o niego walczyła. Niech idzie do diabła. Mam go gdzieś. Czas się dobrze zabawić.
- Cześć cukiereczku. – powiedział jakiś mężczyzna pojawiając się obok mnie.
- Spadaj. – rzuciłam.
- Wyglądasz na smutną. – dotknął mojego ramienia. – Może przyda ci się małe rozluźnienie? – zapytał pokazując mi przezroczyste opakowanie z białym proszkiem. Patrzyłam przez moment na niego bez słowa. – Więc jeśli się zdecydujesz to wiesz gdzie mnie szukać. – dodał i odszedł ode mnie. Jeszcze przez moment się wahałam czy aby na pewno powinnam to robić. Ale w końcu zdecydowałam. Zeszłam z krzesełka i poszłam za nim.
________________________________________________________
Cóż, kolejny raz się nie popisała. Ale teraz powolutku zbliżamy się do ważnych odcinków w życiu Vanessy :)

3 komentarze:

  1. super :D
    ale mam pytanie: kiedy znów pojawi się matt? polubiłam go :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznij pisać na wattpad'dzie ;))
    Czytałam twojego bloga od kiedy zaczęłaś pisać o Karen i Louisie.Pamiętam jak jeszcze parę lat temu czekałam na nowy rozdział i pisałam, dlaczego był taki krótki ;') Stać Cię na o wiele więcej, niż parę komentarzy pod rozdziałem.
    Odsyłam do Wattpad'a, buźka <3

    OdpowiedzUsuń