piątek, 12 czerwca 2015

Łamacze serc 1x12 I don't feel very well

Oczami Vanessy:
To byłby piękny dzień, gdyby nie fakt, że Victoria idzie na gale z Justinem. Ja tymczasem muszę udawać, że mnie to absolutnie nic nie obchodzi! Billboard music awards to jedna z najważniejszych gal muzycznych, gdzie pojawiają się same sławy! Pozna tylu ludzi, a ja co? Będę siedziała w domu i opychała się popcornem i nadal udawała, że mam to gdzieś. Życie to jędza. Siedziałam na kanapie przy telefonie i oglądałam zdjęcia gwiazd z tej gali z dawnych lat. Boże… tyle sław. Mariah Carey, Rita Ora, Sam Smith, Madonna, Jennifer Lopez, Nicki Minaj. Chce umrzeć.
- Jezu, co się ze mną dzieje. – powiedziała Vic schodząc na dół. – Od rana boli mnie cholernie brzuch i wymiotuje. – westchnęła. Taa, ona ma problemy, taa. Wymiotuje, ale pójdzie sobie na tą pieprzoną gale mimo to, a ja zostanę w domu.
- Może jesteś w ciąży, tylko o tym nie wiesz? – rzuciłam pomysł. – No nie! Na Billboard music awards pewnie też będzie Beyonce. – mruknęłam.
- Zapewniam cię, że nie jestem w ciąży. – odpowiedziała Vic. – Pewnie to z powodu stresu.
- Ty się stresujesz? Niby czym? To ja powinnam być zdenerwowana, że nie spotkam Beyonce. – powiedziałam zirytowana. – To królowa muzyki! Każdy marzy, aby ją spotkać, a ty pewnie dostaniesz jej autograf.
- O jezu. Znowu mi nie dobrze.- powiedziała. Rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. – Masz rację, tam będzie Beyonce, pewnie też Madonna. A ja ich wszystkim spotkam. Ja Victoria Lawrence. Boże. Przecież zrobię siarę Justinowi. – jęknęła.
- Zapewniam cię, że nikt tak nie robi siary jak Jus. Musiałabyś się nie źle postarać, aby go pokonać. – powiedziałam w rozbawieniu.
- Czy ty właśnie mnie pocieszyłaś? – zapytała.
- Taa, też się sobie dziwię. – odparłam. – Myślę, że powinnaś pójść do lekarza. Przepiszę ci coś przeciw wymiotom i dasz radę. 
- Może masz rację, dzięki. Pójdę tam. W końcu wszyscy będą zwracali uwagę na Justina, nie na mnie. Ja jestem tylko osobą towarzyszącą.
- Właśnie! Może tylko jakiś dziennikarz cię zapyta kim jesteś, czy go wspierasz i takie tam pierdoły. – naprawdę chciałam ją pocieszyć, nie wiedziałam, że zdenerwuje się jeszcze bardziej.
- C-co? Nie miałam pojęcia, że dziennikarz może mnie o coś spytać… cholera. No fakt. Muszę zwymiotować. – mówiąc to poleciała na górę. Westchnęłam. To będzie dla niej prawdziwa szkoła przetrwania. Poszłabym chętnie za nią na tę galę gdybym tylko mogła, ale menadżer Justina się nie zgodzi i inni ludzie odpowiedzialni za jego wizerunek jak i sam Justin.
Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Rodrick. Miał na sobie dres. Wyglądał naprawdę zabawnie. Powstrzymywałam się ledwo aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Wygrałeś nagrodę za najgorszy strój roku, jak się z tym czujesz? – rzuciłam.
- Wygrałaś nagrodę suki roku, jakie to uczucie? – odgryzł się, co mnie zdziwiło, gdyż Rodri nigdy nie bywa sarkastyczny.
- Dobra, wygrałeś. – powiedziałam wzdychając. – Po co ci dres?
- Idę na siłownie. A ty idziesz ze mną. No już. Wstawaj. Czas poćwiczyć. – klasnął ochoczo w dłonie, na co się roześmiałam.
- Żartujesz, prawda?
- Nie? Naprawdę mam ochotę poćwiczyć. Wiesz, wstałem rano i pomyślałem, że chce coś zmienić w swoim życiu, wiec pomyślałem, że dobrze byłoby zacząć od poprawienia formy. – powiedział z uśmiechem.
- Jedyne na czym ci zależy to odzyskanie Justina. Reszta cię wali więc mów prawdę. Co chcesz tym osiągnąć?
Rodrick wywrócił oczami.
- Okey, wygrałaś. Chce wyrzeźbić dla niego sylwetkę. Gdy mnie zobaczy z sześciopakiem, na pewno do mnie wróci na kolanach błagając o przebaczenie. – powiedział podekscytowany, zapewne już sobie wyobrażając jusa na kolanach. Bez podtekstów oczywiście.
- W takim razie ty idź rzeźbić sylwetkę, a ja poczytam tweety na temat dzisiejszej gali.
- To dzisiaj jest gala? Billboard music tak? Jaką Victoria sobie kupiła sukienkę? W ogóle ma jakiś pomysł na fryzurę, makijaż? Bo jeśli nie to Rodrick Newman do usług!
- No tak, zapomniałam, że jesteś specem od mody. Zamiast do Matta mogłam ją wysłać do ciebie. – roześmiałam się.
- Co? – zmarszczył brwi.
- Och, wysłałam Victorie do mojego przyjaciela ze szkoły. Studiuje projektowanie ubrań i miał jej coś uszyć na dzisiaj.
- Mogę zobaczyć? – spytał podjarany.
- Jasne. Vic rzyga na górze, ale pewnie nie obrazi się jeśli jej zajrzysz do szafy. – odpowiedziałam. Rodrick pobiegł w stronę schodów, ale w połowie zatrzymał się mówiąc:
- Wiesz, nic nie sugeruje, ale nie tylko mnie przydałoby się wyrzeźbić ciało. – po tych schodach zwiał na górę, a ja myślałam, że eksploduje. Siłownio! Nadchodzę!
Oczami Victorii:
Czułam się okropnie. Ostatni raz wymiotowałam gdy miałam 19 lat, to był dzień przed studniówką. Tak reaguje na silny stres i nic nie mogę na to poradzić. Gdy wróciłam do pokoju moją szafę przeglądał Rodrick. Czy to jakiś żart?
- Co ty tu robisz? – spytałam ostro. – Słuchaj, wiem, że jesteś homo, a wy geje lubicie damskie ciuchy, ale wara od mojej szafy.
- Spokojnie. – uniósł ręce w geście obronnym. – Nie chce twoich ubrań. Chce zobaczyć sukienkę, którą zaprojektował dla ciebie ten student.
- Aa Matt. Spoko. – powiedziałam i podeszłam do szafy wyciągając z niej czerwoną, długą sukienkę z naszytymi czerwonymi różami zamiast ramiączek. Wyglądała olśniewająco.
- Wow, jak na zwykłego studenta to ma cholerny talent. Ile za to dałaś?
- Nic. Kompletnie nic. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Zrobił to za darmo. Swoją drogą, fajny chłopak.
- Poważnie, gdybym nie wiedział, że to student pomyślałbym, że to zawodowy projektant. Myślisz, że szyje też stroje męskie?
- Myślę, że…
- Dobra, nie ważne. – machnął ręką. – Znając mnie znowu się zakocham, a koleś okaże się sto procent hetero. W dodatku Justin będzie chciał do mnie wrócić gdy wyrzeźbię sobie mój sześciopak. – mówiąc to uniósł koszulkę wskazując na swój brzuch palcem.
- Podziwiam twoje pozytywne podejście do sprawy. – pokiwałam głową z uznaniem. – Ja bym się kompletnie załamała. Ryczałabym całymi dniami i słuchała smutnych piosenek.
- Taa. – Rodrick podrapał się w kark. – Wcale tak nie robiłem. Wiesz… homo są podobno płaczliwi, ale ja nie… trzymałem się twardo. Nawet łza mi nie poleciała. Bo od początku wiedziałem, że jestem tak zajebisty, że nie ma mowy, aby Jus do mnie nie wrócił.
- Rodrick…
- No dobra! – krzyknął. – Ryczałem tak bardzo, ze zużyłem pięć paczek chusteczek, a gdy ich zabrakło to zamoczyłem całą poduszkę.
- Moją poduszkę. – sprostowałam, a widząc jego minę dodałam: - Ale to oczywiście szczegół.
- Okey, ja lecę na siłownie z Van. Powodzenia na gali. – dotknął mojego ramienia, a ja uśmiechnęłam się lekko. – Aha, Vic… mogłabyś wspomnieć Justinowi, że zacząłem intensywnie ćwiczyć? I niech koniecznie wejdzie na mój instagram, wrzucę tam parę fotek jak już wyrzeźbię mój sześciopak.
- Jasne. – odpowiedziałam ze śmiechem. Brakuje mi jego pozytywnego podejścia.  Na pewno na moim miejscu tak bardzo nie stresował by się galą na której będzie mnóstwo sław w tym Madonna, Jennifer Lopez, Mariah Car… znowu mi nie dobrze! Szlag!
                                                                       ***
Musiałam z moją przypadłością udać się do lekarza. Koniecznie. Niech mi przepisze jakieś tabletki, w końcu od tego jest, prawda? Od pomagania pacjentom. Weszłam więc do przychodni, ale mój wcześniejszy optymizm zgasł, kiedy zobaczyłam ile ludzi tam jest! Przecież to było jakieś dwadzieścia, a może nawet więcej osób! Co im się stało do jasnej ciasnej? Czy wszyscy dzisiaj idą na tą galę tak samo jak ja i mają odruchy wymiotne? Nosz niech to szlag.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się słabo. – Państwo wszyscy do lekarza?
- Tak. – rzucili prawie chórem. Miałam ochotę tupnąć nogą.
- Mam malutką prośbę… - zaczęłam. – Nazywam się Victoria Lawrence i jestem dziewczyną Justina Biebera. – urwałam, nie wiedząc czemu. Może czekałam na oklaski z tego powodu? – W każdym razie idę dzisiaj na ważną galę Billboard music awards i od rana męczą mnie wymioty. No i tutaj pojawia się moja prośba, czy mogliby państwo mnie przepuścić? Nie mówię, że mam wejść teraz, ale jakby tak piętnaście osób mi poszło na rękę?
Ze zniecierpliwieniem czekałam na reakcję ludzi.
- Od tygodnia męczy mnie kaszel i czekam już trzy godziny. Nie będę ustępowała komuś kto dopiero przyszedł i w dodatku wciska nam kity, że zna Justina Biebera. – powiedziała jakaś staruszka. No ja nie mogę!
- Kity? Proszę sobie wpisać w google Justin Bieber i Victoria Lawrence no chyba, że jest pani za stara aby wiedzieć co to w ogóle jest google! Po za tym tydzień męczy panią kaszel, a przychodzi pani teraz? Zarażała pani biednych ludzi tyle czasu? Jak pani nie wstyd? – nie wierzę, ze powiedziałam to wszystko na głos. Zamilkłam więc zawstydzona. – Ehem, to ja już może pójdę, żegnam. -  rzuciłam i czym prędzej wyszłam z przychodni. Trudno, będę musiała sobie poradzić bez lekarza. Napiję się meliski i wszystko będzie dobrze.
Oczami Vanessy:
Poważnie. Pierwszy raz jestem na siłowni. Czułam się jak idiotka w pożyczonym od Victorii dresie o którym nawet nie wiedziała, że sobie pożyczyłam. Pocieszałam się, że Rodrick wygląda o wiele zabawniej niż ja. Jednak mój pesymizm zgasł kiedy zobaczyłam ilu tam jest przystojniaków! Nie mogłam w to wręcz uwierzyć! Każdy umięśniony, zadbany i widać, że nadziany. Zrobiło mi się wręcz słabo na ten widok.
- To ja idę na drążek. – postanowił od razu Rodrick. – W szkole miałem piątkę z podciągania.- stwierdził dumnie. Założyłam ręce na klatkę piersiową i z rozbawieniem zaczęłam obserwować mojego przyjaciela. Podszedł  do niego i ułożył na nim dłonie. Wisiał teraz na nim na wyprostowanych rękach i próbował się podciągnąć. Zaczął stękać jak ten kretyn i było mi naprawdę wstyd za niego.
- Sześciopak się buduje. – zaświergotałam.
- Za… mknij… się. – wydyszał. Roześmiałam się.
- Och, gdyby Justin to zobaczył. Wiesz co? Może ja zrobię fotkę. – mówiąc to wyciągnęłam telefon.
- Nawet się nie waż. Albo powiem Harry’emu, że sypiasz z Loganem.
- Już nie. – powiedziałam dumnie. – Po randce z Harrym nie spałam z nikim innym. Tylko on teraz się dla mnie liczy. – przyznałam szczerze. Rodrick nadal próbował się podciągnąć, a ja tylko obserwowałam go kręcąc głową. Schowałam telefon. Nah, nie zrobię mu tego. Jestem dobrą przyjaciółką, chociaż… mogłabym go szantażować… niee. To byłoby podłe, tym bardziej, ze jestem jego jedyną rodziną. Nie genetycznie oczywiście, ale zawsze.
Nagle podszedł do niego instruktor. Zaschło mi w gardle. Był taki przystojny, ze aż musiałam się powachlować dłonią.  Rodrick to jednak jest szczęściarzem. Mężczyzna stanął naprzeciwko niego i kazał mu wykonać podciągnięcie jednym płynnym ruchem.
- S…staram się. – jęknął Rodrick.
- Musisz utrzymać stałą pozycję i przestań się bujać, stary. – powiedział w rozbawieniu. – Może ja ci pomogę. – po tych słowach mężczyzna złapał go za biodra i podciągnął do góry. Otworzyłam usta nie wierząc, ze to się dzieje naprawdę. Rodrick ty pieprzony szczęściarzu. Stop. Mam Harry’ego. Vanessa Malik ogarnij się na litość boską!
Rozejrzałam się po siłowni w poszukiwaniu innego seksownego instruktora, gdy mój wzrok spoczął na… czy to Zac Efron? Alarm, alarm! Dobra, niech Rodri bierze tego instruktora. Ja mam prawdziwą wisienkę. Podbiegłam do niego, bojąc się, że zaraz jakaś jedzą mi go odbierze, ale nie zanosiło się na to tym bardziej, że byli tutaj sami faceci. Co to za siłownia? Zresztą, to nie ma znaczenia. Ważne, że spotkałam Zaca Efrona! Chciałam piszczeć, ale ugryzłam się w język, dosłownie. Auć, boli. Zac aktualnie ćwiczył na sztandze, więc unosząc wysoko głowę zbliżyłam się do niego, udając, iż to, że jest sławny, nie robi na mnie kompletnie żadnego wrażenia i to właściwie dla mnie normalka.
- Te mięśnie robią wrażenie. – rzuciłam.
- Dzięki. – odpowiedział.
- Często tu przychodzisz? Nigdy wcześniej cię nie widziałam.
- Właściwie to codziennie.
Ups. Wtopa.
- Och, cóż. Ja też, ale ostatnio nie mogłam znaleźć czasu. Na szczęście jestem dzisiaj! – uśmiechnęłam się. – I widzę, że dobrze trafiłam. Jesteś Zac E… - udawałam, ze nie znam jego nazwiska. Nie chce aby mnie wziął za jakąś napaloną fankę, która zresztą byłam.
- Efron.
- Ach, tak. Zapomniałam. Ja Jestem Vanessa.
- Miło. Uścisnąłbym ci dłoń, ale mam zajęte.
- Nie, nie przejmuj się. Będziesz miał jeszcze okazję, na przykład na naszej kawie. – rzuciłam prosto z mostu. Mam nadzieje, że nie odmówi. Proszę, proszę, proszę.
- Byłoby super. Po siłowni?
- Jasne. – uśmiechnęłam się lekko.
- W porządku. A ty przyszłaś sama czy… z kimś?
Rozejrzałam się w poszukiwaniu wzrokiem Rodricka. Gdy rzucił mi się w oczy, zobaczyłam jak próbuje podnieść hantle, ale nie udaje mu się to, więc wydaje z siebie jakieś dziwne odgłosy.
- Nie, przyszłam sama. – powiedziałam w końcu.
                                                                                  ***
Po zakończonych ćwiczeniach, oczywiście ja udawałam, ze ćwiczę, a tak naprawdę czekałam, aż Zac skończy. Wymknęłam się z nim, on nie wiedział, że się wymykamy, ale cóż. Rodrick był zbyt zajęty próbowaniem podnoszeniem hantli, a seksowny instruktor czuwał nad nim, aby sobie nie zrobił krzywdy. Myślałam wpierw, że na niego leci, ale zapewne zrobiło mu się żal biednego Rodricka i po prostu chciał mu pomóc.
Mój pierwszy krok do pozostania sławną to dać się sfotografować z kimś sławnym. Dobrą okazją dla mnie jest Zac Efron we własnej osobie. Nadal nie mogę uwierzyć, że idę z nim do kawiarni. W środku od razu każdy się na nas spojrzał, a dwie dziewczyny chciały autograf. Idiotki, Zac jest mój i lepiej aby się z tym pogodziły. Dobrze, że Zac był obok bo bym im tak powiedziała. Potem kelnerka, która nas obsługiwała chciała zdjęcie. Wywróciłam oczami. Życie sławnych ludzi jest męczące. Każdy czegoś od ciebie chce i traktuje cię jak super wydajną maszynę, która nigdy nie ma dosyć.
- I tak jest codziennie? – zapytałam w końcu.
- Uwierz mi, jest o wiele gorzej. Dzisiaj chyba jest mój szczęśliwy dzień. – roześmiał się. Biedny Zac. Współczuje mu. Cholera, ale jeśli wyjdziemy na zwykłą kawę to nie będzie w tym nic sensacyjnego! Muszę się postarać wywołać jakiś skandal. Gdy kelnerka przyniosła nam nasze zamówione kawy, ja udałam, że przypadkiem strąciłam gorący napój na Zaca. Tymczasem zrobiłam to specjalnie.
- Auć! – krzyknął, a wszyscy się na nas spojrzeli.
- Jezu, wybacz! – złapałam się za usta. – To był przypadek, nie chciałam!
- Gorące. – jęknął. Kelnerka szybko przybiegła z ręcznikiem i zaczęła go wycierać. Zac jednak powiedział, ze pójdzie sobie to sprać do łazienki. Pozostałam sama z dziwnymi spojrzeniami ludzi.
- Specjalnie to zrobiłaś. – powiedział jakiś 10 – letni chłopczyk. Popatrzyłam na niego zszokowana.
- Jeszcze raz to powiesz, a twoje małe białe ząbeczki, będą ozdabiały tą podłogę. – uśmiechnęłam się sztucznie, co go nieco wystraszyło bo wrócił do swojej mamy. Dzieciaki. Same problemy z nimi.
Po 15 minutach Zac wrócił. Cała jego koszulka była mokra. Stwierdził, że w tym wypadku musi wracać do domu.
- Już? – jęknęłam. Miałam nadzieje na wymianę numerami telefonów, albo jutro jakąś romantyczną kolację.
- Niestety. Miło było cię poznać. Cześć. – rzucił i skierował się w stronę wyjścia. Niech to szlag! Nie udało mi się. Ale mam ostatnią szansę aby naprawić mój błąd. Teraz albo nigdy. Wstałam z siedzenia i rzuciłam się do wyjścia. Zac szedł chodnikiem.
- Zac! – krzyknęłam, a on się odwrócił. Podbiegłam więc do niego i dosłownie wskoczyłam na niego oplatając go nogami w biodrach, a moje ręce powędrowały na jego szyję. Próbowałam go pocałować, ale on był tak zaskoczony i jednocześnie zszokowany, że kazał mi natychmiast z siebie zejść. Jedno jest pewne: gazety będą musiały o tym wspomnieć!
- Co ty wyprawiasz? – powiedział gdy mnie od siebie odepchnął.
- Jestem w połowie Hiszpanką, a my się tak żegnamy. – wymyśliłam coś na poczekaniu.
- Jesteś dziwna. I pomyśleć, ze chciałem się wrócić po twój numer. – rzekł i odwrócił się wręcz uciekając ode mnie. Jasna cholera. On chciał numer? No nie. Moje życie to porażka.
Oczami Victorii:
Jeszcze przed samą galą zwymiotowałam jakieś trzy razy. Gdy w końcu pod dom podjechała limuzyna z Justinem w środku i jego menadżerem, musiałam się ogarnąć i jakoś dać radę. Victoria znaczy zwycięstwo w końcu, prawda? Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych, a jakaś cholerna gala nie może sprawić, że się załamię psychicznie, racja? Wyszłam więc z domu w mojej cudownej czerwonej sukience z rozpuszczonymi włosami, które wyprostowałam prostownicą i makijażu zrobionym własnoręcznie przez Rodricka. Chłopak ma talent. Powinien zostać makijażystą, wróć. Czy to nie jego zawód? Hm, tak mało o nim wiem, a to taki fajny chłopczyna.
- Victoria, ach Victoria. – westchnął Justin widząc mnie.
- Co? – zmarszczyłam brwi.
- Co ty biedna powiesz jak ktoś spyta kto zaprojektował dla ciebie tę sukienkę?
- Odpowiem, że zaprojektował ją dla mnie Matt Martinez.
- Ale nie można wymyślać nazwisk. – powiedział zdegustowany.
- Taka osoba istnieje. – powiedziałam z lekka zirytowana.
- Nie znam tej gorszej klasy projektantów. – powiedział w końcu po krótkiej chwili milczenia. Sorry, że spodziewałam się czegoś w stylu „wow, Victoria! Wyglądasz jak milion dolarów” albo chociaż zwykłego „ładnie wyglądasz”. Udawałam, że wcale nie jest mi przykro i weszłam za Jusem do limuzyny.
- Wow, Victoria! Wyglądasz jak milion dolarów. – powiedział jego menadżer, Scooter widząc mnie. No, chociaż jeden jedyny.
- Dziękuje. – odpowiedziałam zarumieniona. Potem ruszyliśmy, a ja starałam się nie myśleć, jak okropnie się czuje. Wszystko będzie dobrze Victoria, dasz radę, jak zawsze. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Piękną, mądrą, zabawną. Dlaczego mieliby się z ciebie śmiać na gali? Nic takiego nie będzie miało miejsca, na pewno. O boże! Przecież jak mnie zobaczy taki ktoś jak chociażby Rihanna to padnie ze śmiechu. Nie dorastam jej do pięt. Znowu zrobiło mi się nie dobrze. Ale nie zwymiotowałam, na całe szczęście.
                                                                       ***
Pominę fakt, że jak wysiedliśmy to błysnęło w nas chyba sto fleszy na raz i dosłownie nic nie mogliśmy zobaczyć. Justin jednak musiał ze mną za pozować. Poważnie, wyszłam na tych zdjęciach jak idiotka. Nawet nie próbowałam się uśmiechać. Nic z tego i tak by nie wyszło. Nie lubię swojego uśmiechu, mam tyle kompleksów. Chciałabym mieć pewność siebie Jusa alb chociaż Vanessy. Ugięły się pode mną nogi jak na czerwonym dywanie zobaczyłam Katy Perry we własnej osobie! Gdybym nie była taka nieśmiała to podeszłabym po autograf, ale jednak. Nie jestem jedną z „tych” dziewczyn. Potem moim oczom ukazała się Rihanna. Gdyby patrzyła w naszą stronę to już bym nie żyła, ale ona kompletnie nie zwracała na nas uwagi, była zajęta pozowaniem do zdjęć. I bardzo dobrze.
- Nie śliń się tak na widok tych wszystkich sław. – powiedział Justin do mnie na ucho. – To widać.
- Przepraszam. – mruknęłam. Pierwszy raz jestem na takiej gali i widzę tyle sław na raz. Każdy chyba by ogłupiał na moim miejscu. Potem weszliśmy z Justinem do środka. Dobra, miejmy to za sobą.
                                                                       ***
Prowadzącą okazała się być Nicki Minaj! Prawie zaczęłam krzyczeć gdy ją zobaczyłam. Justin widząc, że otwieram usta położył na nich dłoń mówiąc „nawet się nie waż”. Po jednej stronie siedział Justin, a po drugiej Scooter. Obok Jusa zajął miejsce Pitbull! Serio, co chwilę się wychylałam, aby na niego popatrzeć. Czy on był prawdziwy?
- Mogę go dotknąć… - nie wierzę, że powiedziałam to na głos.
- Co? – zapytał Jus.
- Pytam czy mogę się potknąć. – wypaliłam. Boże, co za kretynka ze mnie.
- Co? Razy dwa. – odpowiedział Justin.
- Upiłam się wrażeniami. – powiedziałam kiwając głową.
- Przepraszam, mogę przejść? Przepraszam. - powiedziała próbująca przejść między siedzeniami sama Iggy Azalea. O słodki Jezusie. To się nie dzieje. Vanessa będzie tak zazdrosna, że chyba pęknie. Nie powinno mnie to w sumie pocieszać, ale cóż, pociesza. Gdy Iggy przechodziła obok nas, naprawdę nie wiem co mnie napadło, ale dotknęłam jej. Musiałam to zrobić bo bym nie zasnęła. – Tak? – zatrzymała się patrząc na mnie. Otworzyłam szeroko oczy. O boże.
- Ona jest pierwszy raz wśród ludzi. – powiedział Justin do Iggy. Zabije skurczybyka. Blondynka zachichotała i poszła dalej.
- Dupek z ciebie.
- A ty mi robisz wiochę. – mruknął.
- A ty nadal jesteś dupkiem.
- Hej! Dzieciaki! – odezwał się Scooter. – Uspokójcie się. Gala się już zaczęła.
Próbowałam być cicho, ale widok Justina działał mi na nerwy. Co za koleś.
                                                                       ***
Po godzinie Justin spał. Serio. To zabawne w sumie, ale to była prawda. W dodatku chrapał. Pitbull się na niego dziwnie spojrzał i zrobił mu fotkę. Zapewne później dodał na instagrama. Lajknę mu potem. Wreszcie Beyonce mówiła nominacje do artysty roku. Byli między innymi Sam Smith, Rihanna, Justin, Iggy i Nicki.
- A zwycięzcą jest… Justin Bieber!!! – krzyknęła do mikrofonu, a wszystkie kamery skierowały się na mnie i na śpiącego Jusa. I to ja mu niby robię wiochę? Van miała rację. On jest w tym mistrzem. Szturchnęłam go, na co obudził się, a widząc kamery, domyślił się, że coś musiał wygrać.
- Co wygrałem? – szepnął do mnie.
- Nagrodę artysty roku. – odpowiedziałam wywracając oczami. Chłopak wstał i skierował się n scenę. Tam odebrał od Beyonce statuetkę i pocałował ją w policzek. Czas na przemowę.
- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że jestem najlepszym artystą w tym roku. Zacznę od moich fanów, którzy zawsze mnie wspierali i byli ze mną, potem przejdę do Scootera, mojego menadżera, który umiał mnie kopnąć w tyłek i powiedzieć ‘ogarnij się’ jak nikt inny, co było dla mnie bardzo pomocne, a skończę na mojej wspaniałej dziewczynie Victorii Lawrence, bez której nie byłoby mnie tutaj. To jej powinienem w głównej mierze podziękować, dlatego Victorio, jeśli pozwolisz, chciałbym zaprosić cię tutaj na scenę, aby wszyscy mogli zobaczyć jaka jesteś wspaniała i oddana.
Wszyscy zaczęli klaskać, a ja poczułam, że moje policzki robią się czerwone. Wszystkie kamery były teraz skierowane na mnie. Jasna cholera! Justin zabije cię ty ośle pierdolony. Brzuch mnie rozbolał i znów zrobiło mi się nie dobrze. O nie, nie. Wymioty się zbliżają. Może ja tu jednak zostanę. Chyba nic wielkiego się nie stanie jeżeli nie wejdę na scenę, racja? Tylko każda gazeta będzie pisać jaką to Jus ma okropną dziewczynę. Dobra! Wchodzę.  Wstałam z siedzenia i poszłam w stronę mojego ‘chłopaka’. To się nie dzieje naprawdę. To zły sen, a ja obudzę się w moim mięciutkim łóżeczku. Wszystko będzie dobrze. Weszłam po schodkach i znalazłam się na scenie. Cała trzęsąca się z walącym sercem i nie wyobrażalnym bólem żołądka.
- Victorio, chciałbym abyś powiedziała kilka słów. – Justin podał mi mikrofon. Wzięłam go od niego nie pewnie i popatrzyłam na te wszystkie sławy. Iggy patrzyła się na mnie wręcz z kpiną, Pitbull robił fotki, zaraz, czy on mi robi fotki? Pozwę go. Nie życzę sobie aby wstawiał moje zdjęcia na instagrama z jakimś śmiesznym podpisem. W dodatku obok stała Beyonce. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Czy to Sam Smith patrzy wprost na mnie? Czy to Katy patrzy na mnie wyczekującym wzrokiem? A to nie Jennifer Lopez szepcze coś do Demi Lovato? I w dodatku Charlie xcx…  nie zdążyłam zauważyć co robi Charlie, ponieważ mój żołądek dał tak o sobie znać, że cały się ścisnął, a ja nie mogłam tego wytrzymać. Musiałam to zrobić. Musiałam zwymiotować. A to, że zrobiłam to na buty Justina to już naprawdę nie jest moja wina. Stał obok. Czuje się okropnie.
                                                                       ***
- Czy ciebie popieprzyło? Masz jakiś problem z życiem wśród ludzi? Bo nie wydaje mi się, abyś się nadawała do życia wśród cywilizacji. – mówił Justin chodząc w te i we w te. Siedziałam na kanapie i było mi tak cholernie wstyd.  – Nie jesteś na moje nerwy. Wszystko tylko psujesz. Jesteś beznadziejna. Scooter, masz ją zwolnić! Nie chce aby była moją dziewczyną. Przynosi same kłopoty i nie szczęścia. To chodząca katastrofa.
- To ty mi kazałeś wejść na scenę. – przypomniałam mu.
- Aha i ja ci kazałem też zwymiotować na mnie?
- Dzieciaki! – przerwał nam Scooter. – Dostanę przez was migreny. – złapał się u nasady nosa. – Victoria nigdzie się nie wybiera, zostanie. – powiedział stanowczo.
- Jak to? – ton Justina był pełen oburzenia.
- Zrobiła ci nawet przysługę Jus.- powiedział Scooter.
- Co? – jęknął.
- Pierwszy raz to nie o tobie a o niej mówi się w złym świetle. – zauważył słusznie. – Dlatego prawdopodobnie dostanie nawet premię zamiast wylania z pracy. – dodał, na co ja się uśmiechnęłam. A jednak opłacało się być chodzącą katastrofą, co nie zmienia faktu, że nie pokażę się już ludziom na oczy.
Oczami Vanessy:
Od pół godziny pokładałam się ze śmiechu, gdy zobaczyłam, co wydarzyło się podczas gali. Victoria wymiotująca na buty Justina Biebera! Dobrze, że Rodrick mnie zmusił do obejrzenia gali. On kocha takie rzeczy. Ja nie specjalnie, gdy mnie tam nie ma. Teraz byłam mu super wdzięczna za to. Naprawdę, miałam łzy w oczach.  Vic to jednak dziewczyna demolka. Teraz wszystkie gazet będą pisać o jej wtopie. Ja na jej miejscu uściskałabym najpierw Bey. A potem wyznała miłość Ryanowi Goslingowi.
- To przestało być zabawne jakieś pół godziny temu. – powiedział Rodrick.
- Co z tobą nie tak? W ogóle się nie śmiałeś. – odpowiedziałam oburzona. Aż tak nie cierpi po Justinie, że wszystko przestało go bawić.
- Victoria na pewno jest załamana. – stwierdził. – Taka wtopa przed królową muzyki Beyonce. Jezu, ja bym chyba popełnił samobójstwo.
- Jesteś frajerem. – mruknęłam. – a) nie śmiejesz się z wtopy Victorii b) trzymasz jej stronę.
- Bo ty opuściłaś mnie na siłowni. Gdzie właściwie poszłaś?
- Byłam z … - przerwało mi pukanie do drzwi. To nie mogła być Vic, chyba, że to była pijana Vic. Ale ona nie przepadała za alkoholem, więc nie. Poszłam otworzyć. W progu stał Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok. Chciałam go pocałować w policzek, ale odsunął głowę.
- Wszystko w porządku? Eleanor coś o mnie nagadała ci co? Nie słuchaj jej. – powiedziałam. – Chcesz wejść? Zrobiłabym dla nas kolacje… co ty na to?
On jednak pokazał mi ekran swojego telefonu. Był tam artykuł o mnie i o Zacu, a co za tym idzie pojawiło się zdjęcie jak na niego skoczyłam i próbowałam go pocałować.
- Wyjaśnisz to jakoś? – zapytał zimnym tonem.
- Harry ja… Spotkałam go dzisiaj na siłowni, a że zawsze pragnęłam być sławna to… pomyślałam, że najprostszym sposobem będzie się wybić na kimś innym sławnym. I tak oto wybór padł na Zaca. Nie przejmuj się. I tak się koniec końców nie pocałowaliśmy. Ten artykuł zresztą jest beznadziejny. Wcale nie jestem napaloną fanką, która go zaatakowała. Byliśmy najpierw na kawie… - ugryzłam się w język. Nie potrzebnie to powiedziałam.
- Więc najpierw umawiasz się ze mną, a jednocześnie z nim kręcisz, tak?
- Nie. Powiedziałam ci, ze dzisiaj go spotkałam. – tłumaczyłam się.
- W porządku. – kiwnął głową. Widziałam, że nadal był wściekły. – Teraz będziesz mogła się spotykać z nim czy z innymi chłopakami częściej. Bo ja nie chce się już z tobą widywać. Droga wolna.
- Harry! – krzyknęłam za nim, gdy się odwrócił i zaczął iść w kierunku swojego domu. – To nic nie znaczyło! Nasza randka była dla mnie ważna! Nie jakieś głupie wyjście z Zac’iem!
- I udowodniłaś to umawiając się z innym? Brawo, Vanessa. – powiedział z ironią i klasnął w dłonie.
- Harry! – krzyczałam za nim nadal, ale on nie odpowiedział. Myślałam, że się rozpłaczę. Cholerny artykuł, wszystko zniszczył. Ja naprawdę chciałam, aby się o mnie mówiło i mówiło się. Ale wcale nie byłam szczęśliwa z tego powodu, wręcz przeciwnie. Gdybym miała okazję drugi raz umówić się z Zac'iem na pewno bym tego nie zrobiła. To Harry był dla mnie ważny. Nikt inny, a ja to spieprzyłam.
 _______________________________________________________________
Cóż, za błędy trzeba płacić :( pasowali do siebie? 














Mam rozpisane takie wstępne pomysły na 2 sezon i wyjdzie całkiem dramatycznie haha. Także cieszcie się póki możecie z lekkiego 1 sezonu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz