Louis
postanowił się nie załamywać po kolejnym rozstaniu i jakoś żyć dalej chodź to
nie było proste. Był prawie pewien, że w dniu ślubu jego matki Karen nie
przyjdzie na balkon. W końcu tyle razy z nim zrywała więc dlaczego miałaby
chcieć być z nim ostatecznie razem? Zawsze to wszystko sypało się przez Karen.
Może po prostu wydawała się być idealną dziewczyną dla niego? A w
rzeczywistości to kolejna osoba przez którą musiał przebrnąć aby znaleźć tą
odpowiednią dziewczynę? Może jeszcze kogoś spotka? Szybko nie zapomni o Karen
ale miał nadzieje, że z każdym dniem będzie coraz lepiej. Ten powrót chyba nie
był dobrym pomysłem. Ale oboje tak się kochali, ze chcieli tego.
-
Czy ja jestem dzieckiem? – zapytał Liam schodząc na dół. Tommo wzruszył
ramionami.
-
Zależy jak na to patrzeć.
Payne
zmierzył go groźnym wzrokiem.
-
A ty jak na to patrzysz?
Lou
kolejny raz wzruszył ramionami.
-
Zależy o który kąt pytasz?
-
A który masz na myśli?
-
A o jaki pytasz? – nalegał chłopak. Wtedy Liam machnął nie dbale ręką. Nie
dogada się z nim. Nie, kompletnie nie. Li usiadł obok niego na kanapie i ciężko westchnął.
-
Cathrin powiedziała mi wczoraj, że jestem dzieciakiem.
-
I polać jej! – Louis prawie wykrzyknął to radośnie ale gdy zobaczył minę
swojego przyjaciela od razu dodał: - A to sucz.
-
Moje życie jest beznadziejne. Nie wiem czy ktoś ma gorzej. – powiedział z ciężkim
westchnieniem. Wtedy Lou wskazał palcem na siebie. – Ty? Nie sądzę. –
potrzasnął głową.
-
Mam dziecko z Evą a Karen wczoraj mnie rzuciła. Nadal uważasz, że jesteś
najbardziej nie szczęśliwą osobą na tej ziemi? – spytał retorycznie. Liam
musiał przyznać rację. Nie brzmiało to dobrze. Ale nie spodziewał się, że ta
dziewczyna kolejny raz z nim zerwie. Chociaż… kto wie kto zerwał za pierwszym
razem? Louis uważał, że Karen a Karen pewnie uważała, ze Louis. Taak, oni są
zdecydowanie większymi dzieciakami.
-
Znowu? Stary, to już się robi nudne.
-
Myślisz, że nie wiem? – spojrzał na niego. – Ale najwyraźniej Karen nie zdaje
sobie z tego sprawy. Myśli, ze może rzucać mną jak frisbee.
Liam
wtedy wpadł w śmiech. Poklepał Lou po ramieniu i udając, że przeciera oczy,
ponieważ ze śmiechu się popłakał, powiedział:
-
Mój mistrz.
Tommo
jednak wywrócił oczami. Liam nic się nie zmienił. Był takim samym lizusem jakim
był wcześniej.
Tymczasem
z góry nadszedł Harry. Postanowił iść do baru w którym pracował Max aby zrobić
mu miłą niespodziankę. Gdy jednak przechodził przez salon zaczepił go Liam:
-
Jakieś plany na dziś Hazz?
Ten
przystanął na moment. A może Li wiedział? Spojrzał na niego przerażony.
-
Co? Jakie plany? Jezu Liam! Na głowę upadłeś. Ja nie miewam planów. Totalnie.
Serio. Jak mi nie wierzysz to…
-
Co ty taki zestresowany? – zauważył Payne. Harry zrobił się jeszcze bardziej
czerwony na twarz. Zupełnie nie umiał kłamać. To mu nie wychodziło. Był w tym
beznadziejny.
-
Ja? Nie. Wcale…
-
Dobra. – Li klasnął w dłonie wstając z kanapy. – Każdym z nas dziewczyna dała
po dupie. Mnie Cathrin, tobie Harry Zoe a Louisowi Karen. Więc proponuje męski
wypad do baru? Co wy na to? – popatrzył na nich wyczekująco.
-
Co? Karen znowu cię rzuciła? – zdziwił się loczek i posłał Lou współczujące
spojrzenie. A zaraz potem przestraszył się jeszcze bardziej. A co jeżeli
dziewczyna powiedziała mu jak pocałowała go po pijaku?
-
Taa. – westchnął. – Cały czas kłóciliśmy się o Eve i miała tego dosyć.
Hazza
odetchnął z ulgą.
-
Przykro mi stary. – powiedział. Naprawdę było mu przykro. Louis nie zasłużył
sobie na takie traktowanie. To był dobry chłopak.
-
W każdym razie ja nie idę z wami. –
rzekł rozkładając się na kanapie. – Wolę obejrzeć jakiś film.
-
I użalać się nad sobą? – spytał retorycznie Li.
-
Może. – odburknął.
-
Dobra. A ty Hazz? Idziesz?
W
sumie… i tak miał taki zamiar. Co za różnica czy odwiedzi Maxa z Liamem czy bez
niego? Przecież i tak w miejscu publicznym między nimi do niczego nie dojdzie.
-
Zgoda. – kiwnął głowa.
-
Muszę ci powiedzieć, że… pierwszy raz w życiu podjąłeś dobrą decyzję. – Li
poklepał go po plecach z szerokim uśmiechem.
***
Louis
obejrzał już przynajmniej 2 filmy i nadal myślał o tym co zaszło między nim a
Karen. Dlaczego zawsze się wszystko pieprzy? I to teraz – kiedy miało być
między nimi idealnie tak, żeby w dniu ślubu jego matki żadne z nich nie miało
wątpliwości, że powinno przyjść na balkon. On chciał, bardzo chciał być z
dziewczyną ale… ona cały czas miała jakieś wątpliwości. Teraz on nie był
pewien, że ona go kocha. A co jeśli to zwykłe zauroczenie? Nie wiedział tego.
W
tym momencie drzwi się otworzyły i do jego domu weszła Luiza! Wyglądała na
wściekłą. Pewnie Christina jej powiedziała o tym, że Eva jest w ciąży. Aż
dziwne, że nie zajrzała do niego wcześniej. Ale jego babcia bynajmniej nie była
sama! Za nią szedł ksiądz i Eva! Co oni wyprawiali? Louis wstał z kanapy i
zmarszczył brwi. Nic z tego nie rozumiał.
-
To jakieś stowarzyszenie, czy co? – zdziwił się.
-
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! – wrzasnęła Luiza. – Zrobiłeś dziecko
dziewczynie i nawet nie zamierzacie wziąć ślubu! To jest chore. Eva to śliczna
i mądra dziewczyna. Zostaw tą całą Karen w spokoju i idź do niej. – wskazała na
nią palcem. – W sumie i tak nie masz wyboru. Za 8 miesięcy na świat przyjdzie
wasze dziecko.
Lou
wybuchł śmiechem. Nie miał zamiaru być z Evą. A jego babcia przesadzała.
-
No i co, ze za 8 miesięcy na świat przyjdzie nasze dziecko?
-
To z tego, że to nie po bożemu! – krzyknęła staruszka. – Ty wiesz co się stanie
jak media się o tym dowiedzą? Będziesz brany za największego podrywacza, który
robi dzieci a potem ucieka jak tchórz!
-
Ale babciu… ja mam zamiar zająć się tym dzieckiem tylko… no wiesz, bez ślubu. –
starał się wytłumaczyć chłopak. Luiza parsknęła śmiechem.
-
Nie ma bez ślubu. Jeśli miałeś zamiar się nie opiekować tym dzieckiem to po co
je robiłeś? – spytała ostro.
-
Gumka pękła. – skłamał.
-
Te dzisiejsze zabezpieczenia. – odezwał się ksiądz. – Coś o tym wiem.
-
Proszę księdza! – Luiza spojrzała na niego groźnie. – To ksiądz uprawia seks?
-
Kiedyś tak. Ostatnio żona zaostrzyła rygory. – odparł mężczyzna a Louis zatkał
sobie usta dłonią aby się nie roześmiać. Jego babcia tylko potrzasnęła głową,
zniesmaczona tym co przed chwilą usłyszała.
-
W każdym razie ożenisz się z tą dziewczyną. Dzisiaj. – powiedziała z uśmiechem.
– Ksiądz Paul udzieli wam ślubu. – dodała wesoło.
-
Że co? – jęknął chłopak.
-
Mówiłam, że to głupi pomysł. – odezwała się Eva. – Ale twoja babcia nie chciała
mnie słuchać.
-
To jest idealny pomysł! Nie można mieć dziecka bez ślubu! Co by na to
powiedział Bóg? On tępi takie osoby.
-
Babciu! A może ja jestem gejem? – powiedział Louis mając dosyć zachowania
Luizy. Co ona sobie wyobrażała? Przecież on nawet nie myślał o zaręczynach.
-
Jezu Chryste. – kobieta zaczęła ciężko oddychać. – Otwórzcie okno! Duszę się! –
krzyczała chodząc w te i we w te. Ksiądz posłusznie uczynił jej prośbę i do
salonu wleciało świeże powietrze. – Mój wnuczek uprawia seks z obcymi
mężczyznami! I chodzi do gejowskich klubów! I ogląda pewnie gejowskie pornosy!
Boże!
-
Babciu… - Lou chciał jej wyjaśnić, że żartował.
-
Ty już lepiej nic nie mów. Proszę księdza… - zwróciła się do niego. – Jemu
potrzebne jest nawrócenie. Proszę mu powiedzieć, że cycki powinny pociągać
każdego mężczyznę a gejostwo jest dla chorych ludzi.
-
W sumie to… mój syn jest gejem. – wydukał ksiądz Paul.
-
Słucham?! - wydarła się kobieta. – Mam
ksiądz żone, uprawia seks a syn jest gejem?
-
Ale ja oczywiście tego nie popieram. – powiedział szybko. – Ma pani rację. To
jest chore. A więc usiądź chłopcze. Porozmawiamy. – ksiądz zasiadł na kanapie i
oczekiwał, ze Louis zrobi to samo. On jednak stał zszokowany. – Żadna cię nie
chce dlatego przerzuciłeś się na chłopaków, co? Nie ma co się wstydzić.
-
Babciu! Ja nie chcę się żenić z Evą. – powiedział Louis.
-
Bo jesteś gejem. Tak to już wiemy. – rzekła Luiza. – Teraz staramy ci się to
wybić z głowy. Proszę księdza, proszę kontynuować.
Mężczyzna
zbierał się aby coś powiedzieć ale przerwał mu Louis:
-
Nie, nie jestem gejem! Po prostu nie chce się z nią żenić. Mamy tylko dziecko.
To nie zobowiązuje do małżeństwa. Mamy 21 wiek. – powiedział Louis opadając na
kanapę obok księdza.
-
Skoro nie jesteś gejem to możesz z nią wziąć ślub. Nie ma problemu! – wykrzyknęła
radośnie kobieta.
-
Ale babciu… ja jej nie kocham.
-
A tam. – machnęła nie dbale dłonią. – Ja twojego dziadka też nie kochałam.
Miłość przyjdzie z czasem. Trzeba po prostu zaczekać. Proszę udzielić im ślubu.
Ksiądz
wstał z kanapy i ujął Louisa za dłoń a potem podszedł do Evy i zrobił to samo.
Tommo zakrył twarz w dłoniach aby się nie rozpłakać. Co to w ogóle było? Czy to
działo się naprawdę? Wtedy z góry nadszedł Zayn i Niall. Gdy zobaczyli Louisa,
Eve i księdza zmarszczyli brwi. Co tu się działo?
-
O co chodzi? – spytał blondynek. – Coś ominęliśmy? Ile my siedzieliśmy w
naszych pokojach?
-
Bierzemy ślub. – wydukał Lou nadal z twarzą w dłoniach. Zayn wybuchnął
śmiechem.
-
Serio? – zapytał Nialler.
-
Louis! Wiedziałem, ze jesteś żartownisiem ale żeby wynająć księdza i namówić do tego Eve! Wow! Mistrz. –
powiedział Malik.
-
To nie jest żart. To się dzieje naprawdę. – powiedział Louis jednak mulat nie
chciał mu uwierzyć. Usiedli razem z Niallem na kanapie i z rozbawieniem
przyglądali się całej tej sytuacji.
-
Kontynuujcie. My sobie popatrzymy. – powiedział z szerokim uśmiechem Zay.
-
Przydałby się popcorn. – dorzucił Horan. – To jest prawie jak komedia.
Niall
i Zay przybili sobie piątkę. „Oni sobie robią żarty a ja naprawdę cierpię” –
pomyślał zły Louis, że jego przyjaciele nie wspierają go gdy tego potrzebuje.
-
A więc… zebraliśmy się tutaj aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Eve Johnson
i Louisa Tomlinsona. – powiedział ksiądz.
– Jeśli ktoś zna powód dla którego tych dwoje nie powinno zawierać ślubu
to…
-
Tak. Ja znam taki powód. – odezwał się Louis. – Nie kocham tej kobiety.
-
Cii. – syknęła Luiza. – Proszę kontynuować proszę księdza i go nie słuchać.
Jest zjarany jak zwykle i nie wie co mówi.
-
Nie, nie jestem zjarany i bardzo dobrze wiem co mówię. Eva też tego nie chce,
prawda? – spojrzał na nią a ona kiwnęła nie pewnie głową. Zdziwił go tylko
fakt, że za bardzo nie protestowała. Najwyraźniej nie miała by nic przeciwko
gdyby ożenili się. Ale to nie mógł być prawdziwy ślub. Trzeba by podpisać kilka
papierków. Takie coś nic nie da.
Wtedy
ktoś zapukał do drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich kierunku.
-
Kto do cholery przerywa ceremonię? – spytała zirytowana Luiza i poszła
otworzyć. W progu stała Karen, która gdy zobaczyła Louisa i Eve i księdza obok
nich o mało nie zemdlała. Co tu się działo?
***
Tymczasem
Liam i Harry udali się do baru. Payne musiał zapomnieć o tej strasznej sytuacji
kiedy Cathrin nazwała go dzieciakiem. Wcale nie był dzieckiem. No owszem,
czasem miał słabsze momenty ale naprawdę nie był dzieckiem. Ten staruszek
zmienił go. Przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy usiedli na krzesełkach
barowych podszedł do nich Max aby zebrać zamówienie. Liamowi w pierwszym
momencie odebrało mowę. Nie wiedział, ze chłopak tutaj pracuje. Harry nigdy o
tym nie wspominał.
-
Ty tutaj? – zdziwił się.
-
Taa pracuje już jakieś 2 lata w tym miejscu. Miło, ze dopiero dzisiaj to
zauważyłeś. – powiedział ironicznie Max.
-
Sorry nie byłem nigdy tutaj. – Payne starał się wytłumaczyć. Chłopak w
okularach parsknął śmiechem.
-
Kiedyś przychodziłeś tutaj co tydzień i mówiłeś do mnie „Przypominasz mi kogoś”
i tyle.
Paynowi
zrobiło się nieco głupio. Zawsze przychodził do baru już pod wpływem alkoholu
więc nie dziwne, że go nie poznał.
-
Taa… zapomnijmy o tym, dobra?
-
Dobra. Założę się, że jak tu będziesz kolejny raz to tak samo się zdziwisz. –
powiedział Max wesoło. – Co wam podać? – puścił oczko do Harry’ego, który lekko
się zarumienił. Gdyby był tutaj bez Liama odpowiedziałby „Ciebie”. Ale niestety
nie mógł.
-
Drinka. Boże Max. Pracujesz tu 2 lata i nie wiesz, że w barze podaje się
alkohol? Dupny z ciebie barman. – rzekł Li wywracając oczami.
-
Wódka, piwo, wino, likier, whiskey. – zaczął wyliczać na palcach. – Skąd do
cholery mam wiedzieć o jaki alkohol ci chodzi?
-
Wróżbita Maciej by wiedział. – odciął się Liam. Max wywrócił oczami.
-
Dla mnie piwo. – odezwał się pierwszy raz Harry odkąd tu weszli.
-
A dla mnie wódka. – powiedział Liam.
-
Robi się.
Chłopak
od nich odszedł więc na moment Harry i Liam zostali sami. Wtedy Li zobaczył jak
parę krzesełek dalej przypatruje się im dosyć ładna dziewczyna. Chciał do niej
podejść i ją poderwać ale przypomniało mu się, ze starał się o względy Cathrin.
Lubił ją i nie chciał jej robić czegoś takiego nawet jak go wkurzała.
-
Ktoś się tobie przygląda. – odezwał się Payne.
-
Kto? – zmarszczył brwi Harry.
-
Tamta lasia. – wskazał na nią ruchem głowy. – Rozbiera cię wręcz wzrokiem. Idź
do niej zagadaj.
Harry
potrzasnął głową ze śmiechem.
-
Nie ma mowy. Mam… - chciał powiedzieć „Mam już kogoś” ale się ugryzł w
ostatniej chwili w język. Liam wiedział, że z Zoe już zerwał więc to by było
podejrzane. – Mam doła po Zoe i … nadal się nie otrząsnąłem.
-
Była dupa nie ma dupy trzeba nadal żyć! No idź i z nią poflirtuj. Dobrze ci to
zrobi. – nalegał Liam. Wtedy z zamówieniem powrócił Max, który przysłuchiwał
się ich rozmowie. Zastanawiał się co Harry zrobi. Pewnie pójdzie z nią
porozmawiać w końcu to on chciał aby ukrywali to, ze się spotykają. Więc
dlaczego miałoby mu się nagle odwidzieć i powiedzieć Liamowi prawdę?
-
Nie wiem… Bardzo kochałem Zoe i … nadal ją kocham… nie mogę tak flirtować z
innymi. Co by na to powiedziała… - starał się jakoś z tego wybrnąć.
-
Ale jej tu nie ma! No dalej Harry. Nie bądź takim tchórzem. – powiedział biorąc
łyk alkoholu. Styles ciężko westchnął. Musiał to zrobić. Zszedł więc z
siedzenia i podszedł do dziewczyny, która ewidentnie uśmiechała się do niego.
Cholera! Dlaczego on zawsze musi cierpieć? Kiedyś zemści się za to na
Liamie.
-
Cześć. – powiedział nieśmiało.
-
Hej. – odpowiedziała pewnie. – Barman! – przywołała Maxa dłonią. – Zrób nam po
drinku.
Chłopak
kiwnął tylko głową.
-
Jestem… jestem Harry. – wydukał.
-
Wiem. Poznałam cię. – rzekła z uśmiechem. – Amy. – podała mu dłoń a chłopak ją
uścisnął po czym usiadł obok niej przy barze. – Zawsze jesteś taki nieśmiały?
-
Nie. – zaprzeczył szybko. – Tylko jeśli rozmawiam z pięknymi dziewczynami. –
wytłumaczył. W tym momencie Max postawił przed nimi drinki.
-
W takim razie powinieneś być śmielszy. – prychnął pod nosem.
-
Co mówiłeś? – zapytała dziewczyna, która nie dosłyszała.
-
Nic takiego. – odparł Max. Harry starał się ukryć uśmiech, który wdzierał się
na jego twarz. Max był ewidentnie zazdrosny. To w sumie było słodkie.
Postanowił więc poflirtować tak naprawdę z tą dziewczyną aby go wkurzyć.
-
Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – zapytał nieoczekiwanie loczek.
-
Tak. A ty?
-
Ja też. Dlatego tutaj jestem. – rzekł popijając drinka. Dziewczyna się
zarumieniła a Max wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego.
-
Miłość. – prychnął. – Jakie to przereklamowane.
-
Też tak myślałem. – Harry cały czas patrzył na Amy. – Póki nie zobaczyłem jej.
Muszę podziękować mojemu przyjacielowi, że namówił mnie abym do ciebie
podszedł.
-
Ode mnie też przekaż podziękowania. – powiedziała dziewczyna również wpatrzona
w Harry’ego. Max zaczynał robić się coraz bardziej zazdrosny. Czuł się jakby go
tu w ogóle nie było. Wylał więc drinka, który stał obok Amy na jej sukienkę. –
Co jest?! – dziewczyna zerwała się gwałtownie z krzesełka.
-
Najmocniej przepraszam. Nie chciałem. – zaczął się tłumaczyć chłopak chodź
wcale mu nie było przykro. – Trąciłem łokciem nie chcący…
-
Już nic najlepiej nie mów! – krzyknęła wściekła. – Wiesz ile ta sukienka
kosztowała? Nie. Nie zdajesz sobie z tego sprawy bo jesteś tylko głupim
barmanem. Harry zrób coś. Uderz go.
Hazz
zamarł. Miał uderzyć swojego przyjaciela? W sumie dziewczyna nie wiedziała, ze
się przyjaźnią ale… nawet gdyby nie znał Maxa nie zrobiłby tego.
-
Słucham? – zdziwił się.
-
To co słyszałeś! Uderz go! On zrobił to specjalnie. A nawet jeśli nie to przyda
mu się nauczka! Zrób to albo wychodzę. – zagroziła. Harry jednak siedział i
kompletnie nic nie zrobił. Gdy minęły już przynajmniej dwie minuty Amy ciężko
westchnęła mrucząc coś w stylu „Sam tego chciałeś” i ominęła go wychodząc z
baru. Liam tymczasem parę krzesełek dalej zanosił się śmiechem. Nie wiadomo czy
ta sytuacja go tak rozbawiła czy za dużo wypił.
-
Ta laska była nienormalna. – stwierdził Harry gdy zbliżył się do nich Payne. –
Kazała mi uderzyć Maxa.
-
Wiem. Słyszałem. – odparł wesoło. – No Haaarrry! Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Zawsze jesteś takim bad boyem a teraz? - roześmiał się.
-
Daj spokój. – mruknął uśmiechając się lekko. – Nigdy więcej nie każ mi
flirtować w barze. Trafiają się praktycznie same psychopatki.
-
Masz rację. – Li poklepał go po ramieniu. – Dlatego poflirtujesz w na domówce
jak urządzimy kiedyś.
-
Nie Liam. – powiedział ostro Hazz. – W ogóle nie chcę flirtować. Nawet nie
jestem w tym dobry.
-
Kłamca. – rzucił Max zanim się oddalił do innego klienta.
***
Karen
przypatrywała się całej scenie od kilku minut. Nie mogła kompletnie nic z
siebie wydusić! W końcu zapytała:
-
Co tu się dzieje?
Niall
który zanosił się śmiechem odparł:
-
Biorą ślub!
Dziewczyna
poczuła jak wzbiera się w niej złość. Nie sądziła, że Eva byłaby w stanie
posunąć się tak daleko. Wczoraj zerwała z Louisem a ona już kombinuje jak go
zdobyć. Wściekła zacisnęła dłoń w pięść i podeszła do Evy po czym ją uderzyła.
Louis kompletnie zaskoczony stał i nie
zrobił nic! Luiza tymczasem darła się, że Karen jest walnięta. Eva nie
chciała pozostać dłużna i pociągnęła Karen za włosy a ta popchnęła ją tak, ze
dziewczyna upadła. Potem usiadła na niej okrakiem i zaczęła rwać jej włosy
najmocniej jak się da. Eva krzyczała i szamotała się po całej podłodze.
-
Na którą stawiasz? – spytał Zayn Nialla.
-
Karen. Jest bardziej wkurzona. – odparł ciesząc się jak małe dziecko z tej
walki.
Tymczasem
ksiądz pomyślał, że coś je opętało więc podszedł do stolika na którym postawił
miskę wody święconej i wylał ją na dziewczyny, które oderwali się od siebie i
zaczęły krzyczeć jeszcze bardziej.
-
Co jest do cholery?! – wrzasnęła Karen.
-
Zło was opętało. – powiedział tylko ksiądz. – Musiałem reagować.
-
To zło ją opętało! – krzyknęła Luiza wskazując na Karen. – Od zawsze miała
problemy ze sobą i nie potrafiła się kontrolować. Przydałyby jej się jakieś
egzorcyzmy czy coś.
-
Zło mnie opętuje gdy widzę tą zdzirę! – powiedziała Karen mając na myśli Eve.
-
Jestem w ciąży idiotko! – rzekła ostrym tonem. – Mogłaś zrobić krzywdę dziecku.
Myśl czasem. To nie boli. – popukała ją w czoło.
-
Nie dotykaj mnie. – odskoczyła od niej gwałtownie. – Każdy by zareagował tak
samo jak ja. Mój chłopak żeni się z inną…
-
Były chłopak. – sprostował Louis. – Zapomniałaś? Zerwałaś ze mną wczoraj. –
przypomniał jej a Karen ze wstydem musiała przyznać mu rację. To ona zakończyła
ich związek. To była jej wina.
-
A ty od razu rzucasz się w jej ramiona!
-
Wcale nie! – krzyknął szybko Lou. – To babcia zorganizowała nasz ślub.
-
To to nie był kawał? – zdziwił się Zayn. Był święcie przekonany, ze Louis ma
takie dziwne poczucie humoru. Nie sądził, że to sprawka Luizy i ona chciała aby
na serio się pobrali.
-
Mówiłem ci cały czas, że nie! – krzyknął Tommo patrząc z wyrzutem na
przyjaciela.
-
Ty … ty… - Luiza wskazywała palcem na Karen. – Ty wszystko zniszczyłaś!
Zapłacisz za to! – darła się. – Pożałujesz tego podła jędzo.
-
Babciu! To nie wina Karen. Ja wcale nie chciałem tego ślubu. Proszę księdza,
proszę już stąd wyjść bo na nic się ksiądz więcej nie przyda. – powiedział do
niego Louis a mężczyzna kiwnął głową.
-
Dzięki Bogu. – powiedział i wyszedł. Luiza tymczasem wzięła za ramię Eve i
stwierdziła, że musi iść z nią do lekarza aby dowiedzieć się czy Karen jej
czasem czegoś nie uszkodziła.
-
A jeśli się dowiemy, że to odbiło się na jej zdrowiu to obiecuje ci, że
pożałujesz tego. – powiedziała staruszka na odchodne i wyszły z domu One direction.
Karen ciężko westchnęła. Zdecydowanie nie dostanie nagrody eks roku.
-
To może ja już pójdę. – postanowiła.
-
Powinnaś. – powiedział ze złością Louis. – I błagam. Panuj nad sobą na drugi
raz. Babcia ma rację. Eva jest w ciąży i trzeba na nią uważać. A ty zachowujesz
się jak zwierzę, które wypuszczono z klatki.
-
Byłam zazdrosna. – starała się jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie.
-
Ja też bywam ale nigdy nie rzuciłem się na Jima z pięściami nawet gdy
poszliście razem do kawiarni. Nie zadzwoniłem nawet do niego aby go ochrzanić.
Nie zrobiłem zupełnie nic. Widzisz? Tak zachowują się ludzie, którzy ufają
sobie nawzajem. Tobie do tego jeszcze daleko. – przyznał i wszedł schodami na
górę po czym zamknął się w swoim pokoju.
Karen myślała nad jego słowami wracając do
domu. Ewidentnie miał rację. Nie panowała nad sobą i co najgorsze nie ufała mu.
Jeszcze nie pozbyła się tego problemu a bardzo chciała. Dla niej to cały czas
był ten sam Louis, który flirtował z dziewczyną z którą popadnie. Nie wierzyła
w jego zmianę. A powinna była. Teraz to zrozumiała. Ale czy nie jest za późno?
***
-
Co zrobiłaś? – Juliette nie mogła w to uwierzyć. Karen kiwnęła głową.
-
Yup. Rzuciłem się z pięściami na Eve. – Dziwne, ze nikt nam nie przerwał. To
znaczy przerwał. Ale ksiądz i to tylko dlatego, ponieważ myślał, ze jesteśmy
opętane.
Jul
wybuchnęła głośnym śmiechem.
-
Szkoda, ze mnie tam nie było. To musiała być komedia.
-
I była. – przytaknęła kiwając głową. – Najgorsze jest to, że Louis chyba
pierwszy raz miał rację.
-
Co? – blondynka nie mogła w to uwierzyć. – Przyznałaś mu rację? Karen. Serio,
boje się ciebie.
-
Nie panuje nad sobą. – westchnęła. – Ostatnio dosłownie wszystko jest w stanie
mnie wyprowadzić z równowagi. Powinnam się wyciszyć ale nie wiem jak.
-
Joga jest dobra. – podpowiedziała szybko Juliette. – Może powinnaś się zapisać?
-
A wiesz, ze masz rację? – odpowiedziała Karen. – Zrobię tak. Może to będzie
pierwsza dobra decyzja w moim życiu. – dodała z uśmiechem.
***
Zayn
i Niall tymczasem cały czas śmiali się z Louisa, który chciał o tym zdarzeniu
jak najszybciej zapomnieć. Nie wyglądało jednak aby jego przyjaciele zamierzali
dać mu spokój.
-
To było naprawdę zabawne! – powiedział Horan. – Nie bądź taki sztywny Louis.
-
A gdyby tak twoja babcia chciałaby abyś ożenił się z kimś kogo nie kochasz? –
odpowiedział Tommo.
-
To nie możliwe. – Nialler pokręcił głową. – Po pierwsze moja babcia nie żyje od
10 lat.
-
W takim razie mama…
-
Moja mama uwielbia Juliette.
-
Szczęściarz. – mruknął Lou. Wprawdzie jego mama także uwielbiała Karen ale
babcia jej nie cierpiała i nie miał pojęcia dlaczego? Co było w niej takiego
odpychającego? Zayn chciał coś powiedzieć ale zadzwonił jego telefon więc
przeprosił na moment chłopaków i poszedł do kuchni odebrać. Dzwonił numer,
którego kompletnie nie znał. Ale mimo to nacisnął zieloną słuchawkę.
-
Halo?
-
Pan Zayn Malik? – rozbrzmiał się glos jakieś kobiety.
-
Tak to ja. Słucham.
-
Pana przyjaciółka Megan Beatress miała wypadek samochodowy. Jechała pod wpływem
alkoholu. Jest teraz w szpitalu.
Zayn
z trudem przełknął ślinę. Megan? Boże! Megan! Jego Megan. Megan którą tak
kochał miała wypadek. I jechała pod wpływem alkoholu… ale z tego co wiedział
ona nie piła… więc dlaczego?
-
Dobrze. Zaraz tam będę. – zapewnił kobietę i schował telefon do kieszeni spodni
po czym wybiegł szybko z mieszkania nawet się nie tłumacząc Louisowi i
Niallowi, którzy nic nie rozumieli z jego zachowania.
KONIEC
Miałam taki pomysł w
głowie wcześniej jak Megan opuszczała Zayn’a to wiedziała tam sobie w główce,
ze ona kiedyś wróci i to nie będzie tak na zawsze jak pewnie większość myślała.
Nie
pojawiała się wcześniej, ponieważ chciałam aby Meg wróciła w tym ostatnich
odcinkach a , że ok 10 do końca zostało także dlatego już czas najwyższy aby
wróciła.
Dowiecie
się dlaczego jechała pod wpływem alkoholu i co tak naprawdę w jej życiu się
działo. A wgl pamiętacie dlaczego zostawiła Zayn’a? Nie? To wam przypomnę,
ponieważ Zayn ukrywał przed nią fakt, ze spał z Zoe (co było nie prawdą jak się
potem okazało). Ale okaże się, że Meg miała zupełnie inny powód.
Aaa
Rosalie udało ci się. Kurczę tak właśnie mówię „Ktoś na pewno skojarzy fakt,
że wcześniej pisałam, że ma być wątek z
Zaynem a potem, że jakaś postać wróci do opowiadania”. Mogłam być bardziej
tajemnicza ale napisałam to kieeedyś a ja nie lubię usuwać tego co miałam het
het temu na myśli.
Ten
odcinek był nawet zabawny z czego się cieszę, ponieważ ostatnio dużo smutku
było w tym opowiadaniu. Chciałam aby wreszcie było jakieś nastrojowe. No i
jest!
W następnym odcinku będą DWA ważne wątki dlatego będzie nieco długi ale moim zdaniem jest ciekawy i dużo się dzieje.
Do następnego x + komentujcie bo liczba nieco spada i smutno mi z tego powodu.